- Przed skrzyżowaniem nasz kierowca zwolnił. Rozejrzeliśmy się i podejrzewam, że mieliśmy zielone światło, bo samochody po bokach stały, żaden nie ruszył. Kierowca więc przyspieszył wjeżdżając na skrzyżowanie i nagle z lewej strony pojawił się srebrny samochód osobowy - tak wypadek wspomina kierownik zespołu specjalistycznego, który jechał w karetce pogotowia obok kierowcy, gdy ta zderzyła się z osobową hondą civic. Z kolei kierowca hondy twierdzi, że nie słyszał sygnałów karetki i że to on miał zielone światło. Sprawę bada sąd.
Do tragedii doszło 29 lipca 2015 r. Karetka jadąca na sygnale ul. 12 Lutego w kierunku Tysiąclecia, na skrzyżowaniu z ul. Armii Krajowej, uderzyła w bok osobowej hondy civic, która jechała od strony Grobli św. Jerzego. Uderzenie było tak silne, że samochód ratowniczy koziołkował po ulicy. W wyniku wypadku ucierpieli lekarz i ratownicy medyczni oraz osoby podróżujące hondą. Na miejscu reanimowano trzy osoby, niestety, jednej z nich - mimo starań lekarzy - nie udało się uratować.
Po trwających blisko pół roku badaniach, opiniach, analizach zarzuty usłyszeli obaj kierowcy pojazdów. Zdaniem prokuratorów, głównym sprawcą wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym był 37-letni Paweł G., kierowca karetki pogotowia. - Doszło do umyślnego naruszenia zasad ruchu drogowego – wyjaśniała prokurator Jolanta Rudzińska. - To, że prowadził pojazd uprzywilejowany, jadący na sygnale nie oznacza zwolnienia z zachowania ostrożności
Za nieumyślne naruszenie zasad ruchu drogowego odpowiada z kolei 21-letni Marcin H. (kierowca hondy). Obaj w czasie śledztwa, ale i przed sądem, nie przyznali się do winy. Odmówili również składania wyjaśnień.
Dziś (21 czerwca) odbyła się rozprawa w procesie Marcina H. Jako świadkowie zostali wysłuchani lekarz i ratownik medyczny, którzy uczestniczyli w tym wypadku.
Ratownik, który podróżował w przedziale medycznym, tyłem do kierunku jazdy, oświadczył, że nic nie widział, ale "kilka hamowań było po drodze", były włączone sygnały dźwiękowe i świetlne. - Nie pamiętam czy były włączone równie sygnały dodatkowe, pneumatyczne - dodał.
Z kolei lekarz, który podróżował obok kierowcy, twierdził, że przed skrzyżowaniem Paweł G. zwolnił do ok. 60 km/h, obaj rozejrzeli się też na boki.
- Samochody stały, żaden nie ruszył więc podejrzewam, że mieliśmy zielone światło - mówił ratownik. - Wjeżdżając na skrzyżowanie kierowca przyspieszył i wtedy pojawił się ten srebrny samochód. Paweł zdążył tylko lekko skręcić w lewo, nie było czasu na żadne manewry.
Lekarz potwierdził również - karetka miała włączone sygnały ostrzegawcze (świetlne i dźwiękowe), bo jechała na ratunek (zgłoszenie dotyczyło próby samobójczej na Zatorzu). Wspominał akcję reanimacyjną, którą załoga, mimo odniesionych obrażeń, prowadziła na miejscu tragedii.
- Według mnie zawinił kierowca samochodu osobowego - to z zapisu zeznania kierownika zespołu specjalistycznego, jakie ten złożył w postępowaniu przygotowawczym.
Dziś na sali sądowej obecna była matka pokrzywdzonej w wypadku 21-letniej Eweliny, pasażerki hondy. Dziewczyna, choć odzyskała sprawność fizyczną, nadal pozostaje pod opieką wielu specjalistów m.in. neurologa, neuropsychologa, rehabilitanta. Ma lęki i problemy z pamięcią, po przebytym urazie czaszkowo-mózgowym.
Zdaniem jej matki, Marcin H. nie zawinił. - Twierdził, że sygnałów karetki nie słyszał i ja mu wierzę.
Termin kolejnej rozprawy w procesie 21-letniego Marcina H. sędzia wyznaczył na wrzesień. Równolegle toczy się proces 37-letniego Pawła G.
Po trwających blisko pół roku badaniach, opiniach, analizach zarzuty usłyszeli obaj kierowcy pojazdów. Zdaniem prokuratorów, głównym sprawcą wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym był 37-letni Paweł G., kierowca karetki pogotowia. - Doszło do umyślnego naruszenia zasad ruchu drogowego – wyjaśniała prokurator Jolanta Rudzińska. - To, że prowadził pojazd uprzywilejowany, jadący na sygnale nie oznacza zwolnienia z zachowania ostrożności
Za nieumyślne naruszenie zasad ruchu drogowego odpowiada z kolei 21-letni Marcin H. (kierowca hondy). Obaj w czasie śledztwa, ale i przed sądem, nie przyznali się do winy. Odmówili również składania wyjaśnień.
Dziś (21 czerwca) odbyła się rozprawa w procesie Marcina H. Jako świadkowie zostali wysłuchani lekarz i ratownik medyczny, którzy uczestniczyli w tym wypadku.
Ratownik, który podróżował w przedziale medycznym, tyłem do kierunku jazdy, oświadczył, że nic nie widział, ale "kilka hamowań było po drodze", były włączone sygnały dźwiękowe i świetlne. - Nie pamiętam czy były włączone równie sygnały dodatkowe, pneumatyczne - dodał.
Z kolei lekarz, który podróżował obok kierowcy, twierdził, że przed skrzyżowaniem Paweł G. zwolnił do ok. 60 km/h, obaj rozejrzeli się też na boki.
- Samochody stały, żaden nie ruszył więc podejrzewam, że mieliśmy zielone światło - mówił ratownik. - Wjeżdżając na skrzyżowanie kierowca przyspieszył i wtedy pojawił się ten srebrny samochód. Paweł zdążył tylko lekko skręcić w lewo, nie było czasu na żadne manewry.
Lekarz potwierdził również - karetka miała włączone sygnały ostrzegawcze (świetlne i dźwiękowe), bo jechała na ratunek (zgłoszenie dotyczyło próby samobójczej na Zatorzu). Wspominał akcję reanimacyjną, którą załoga, mimo odniesionych obrażeń, prowadziła na miejscu tragedii.
- Według mnie zawinił kierowca samochodu osobowego - to z zapisu zeznania kierownika zespołu specjalistycznego, jakie ten złożył w postępowaniu przygotowawczym.
Dziś na sali sądowej obecna była matka pokrzywdzonej w wypadku 21-letniej Eweliny, pasażerki hondy. Dziewczyna, choć odzyskała sprawność fizyczną, nadal pozostaje pod opieką wielu specjalistów m.in. neurologa, neuropsychologa, rehabilitanta. Ma lęki i problemy z pamięcią, po przebytym urazie czaszkowo-mózgowym.
Zdaniem jej matki, Marcin H. nie zawinił. - Twierdził, że sygnałów karetki nie słyszał i ja mu wierzę.
Termin kolejnej rozprawy w procesie 21-letniego Marcina H. sędzia wyznaczył na wrzesień. Równolegle toczy się proces 37-letniego Pawła G.
A