Wycieczka piętnastu uczniów z Gimnazjum nr 8 w Elblągu musiała przedwcześnie opuścić ośrodek wczasowy "Elzam-Mazury" w Bogaczewie, dokąd przyjechała na kilkudniowy biwak. - Podejrzewam, że zrobiono na nas nagonkę, bo do ośrodka chciała przyjechać jakaś inna grupa, być może liczniejsza i bardziej opłacalna dla ośrodka - opowiada pani Dorota, opiekunka grupy uczniów. Zaprzecza temu kierownik ośrodka wczasowego. - Chłopcy byli po prostu tak pijani, że ledwo stali na nogach - mówi.
W poniedziałek po południu grupa uczniów wraz z dwiema opiekunkami z gimnazjum nr 8 w Elblągu wyjechała na biwak do ośrodka wczasowego w Bogaczewie na jeziorem Narie. Młodzież miała spędzić tam kilka dni. Jednak tak się nie stało i już po pierwszej nocy grupa została dosłownie wywieziona autokarem z obiektu.
- Po przyjeździe część młodzieży poszła łowić ryby, inni grali w tenisa - opowiada pani Dorota, nauczycielka opiekująca się grupą. - Ale młodzież, jak to młodzież - głośniej się zaśmieje, przeklnie. Nie wiedziałam jednak, że coś takiego może spowodować, że zostaniemy potraktowani jak bandyci i w konsekwencji wyrzuceni z ośrodka.
We wtorek po śniadaniu młodzież wykorzystywała piękną pogodę - pływała rowerami wodnymi, opalała się. W samo południe nauczycielka została wezwana do telefonu.
- "Pani Doroto, co się tam u was dzieje. Młodzież pijana po jeziorze pływa" - usłyszałam w słuchawce głos dyrektorki naszego gimnazjum - opowiada nauczycielka. - Chwilę później do ośrodka przyjechała policja, jak się okazało wezwana przez panią dyrektor. Dowiedzieliśmy się także, że jedzie po nas już autokar z Elbląga.
Morąska policja przebadała chłopców alkomatem - wynik we wszystkich przypadka był jednakowy - zero promili.
- Otrzymaliśmy zawiadomienie, że na terenie ośrodka dochodzi do awantur, wywoływanych przez pijaną młodzież - opowiada kierownik wydziału prewencji morąskiej policji. - Policjanci, którzy przybyli na miejsce stwierdzili, po badaniu alkomatem, że młodzież jest trzeźwa. Nie mogliśmy postawić im żadnych zarzutów.
Kierownik ośrodka wczasowego nie zgadza się z opinią nauczycielki. Twierdzi, że w poniedziałek chłopcy byli tak pijani, że ledwo trzymali się na nogach.
- Nie wszyscy oczywiście - mówi kierownik ośrodka. - Najbardziej zdenerwował mnie fakt, że dzieci bez żadnej opieki pływały rowerami wodnymi po jeziorze. Doszło nawet do tego, ze jeden z chłopców wpadł do wody. Bosman z przystani, który pomógł mu wydostać się z wody, twierdził, że chłopak był tak pijany, że nie mógł stać na nogach.
Kierowniczka żałuje tylko jednego, że policję wezwano we wtorek, a nie w poniedziałek, kiedy to chłopcy tak rozrabiali.
Chwilę przed opuszczeniem ośrodka pani Dorota, przechodząc obok recepcji usłyszała rozmowę telefoniczną, jaką prowadziła recepcjonistka "tak, oni już wyjeżdżają, możecie przyjeżdżać".
- Już wiem, że cała akcja była po to, aby się nas pozbyć, bo do ośrodka chciała przyjechać jakaś inna grupa, być może liczebniejsza i bardziej opłacalna dla ośrodka - opowiada pani Dorota. - Recepcjonistka miała do nas pretensje, że niby w poniedziałek w nocy pijana młodzież błąkała się po ośrodku. Jaka się później okazało, to nie chodziło o moich uczniów, ale o gości właściciela obiektu. Tego już nikt jednak nie chciał słuchać.
Kierowniczka obiektu przyznaje, że była gotowa zgodzić się, aby dzieci pozostały w ośrodku, jednak decyzja dyrektorki gimnazjum była już nieodwołalna.
- Po przyjeździe część młodzieży poszła łowić ryby, inni grali w tenisa - opowiada pani Dorota, nauczycielka opiekująca się grupą. - Ale młodzież, jak to młodzież - głośniej się zaśmieje, przeklnie. Nie wiedziałam jednak, że coś takiego może spowodować, że zostaniemy potraktowani jak bandyci i w konsekwencji wyrzuceni z ośrodka.
We wtorek po śniadaniu młodzież wykorzystywała piękną pogodę - pływała rowerami wodnymi, opalała się. W samo południe nauczycielka została wezwana do telefonu.
- "Pani Doroto, co się tam u was dzieje. Młodzież pijana po jeziorze pływa" - usłyszałam w słuchawce głos dyrektorki naszego gimnazjum - opowiada nauczycielka. - Chwilę później do ośrodka przyjechała policja, jak się okazało wezwana przez panią dyrektor. Dowiedzieliśmy się także, że jedzie po nas już autokar z Elbląga.
Morąska policja przebadała chłopców alkomatem - wynik we wszystkich przypadka był jednakowy - zero promili.
- Otrzymaliśmy zawiadomienie, że na terenie ośrodka dochodzi do awantur, wywoływanych przez pijaną młodzież - opowiada kierownik wydziału prewencji morąskiej policji. - Policjanci, którzy przybyli na miejsce stwierdzili, po badaniu alkomatem, że młodzież jest trzeźwa. Nie mogliśmy postawić im żadnych zarzutów.
Kierownik ośrodka wczasowego nie zgadza się z opinią nauczycielki. Twierdzi, że w poniedziałek chłopcy byli tak pijani, że ledwo trzymali się na nogach.
- Nie wszyscy oczywiście - mówi kierownik ośrodka. - Najbardziej zdenerwował mnie fakt, że dzieci bez żadnej opieki pływały rowerami wodnymi po jeziorze. Doszło nawet do tego, ze jeden z chłopców wpadł do wody. Bosman z przystani, który pomógł mu wydostać się z wody, twierdził, że chłopak był tak pijany, że nie mógł stać na nogach.
Kierowniczka żałuje tylko jednego, że policję wezwano we wtorek, a nie w poniedziałek, kiedy to chłopcy tak rozrabiali.
Chwilę przed opuszczeniem ośrodka pani Dorota, przechodząc obok recepcji usłyszała rozmowę telefoniczną, jaką prowadziła recepcjonistka "tak, oni już wyjeżdżają, możecie przyjeżdżać".
- Już wiem, że cała akcja była po to, aby się nas pozbyć, bo do ośrodka chciała przyjechać jakaś inna grupa, być może liczebniejsza i bardziej opłacalna dla ośrodka - opowiada pani Dorota. - Recepcjonistka miała do nas pretensje, że niby w poniedziałek w nocy pijana młodzież błąkała się po ośrodku. Jaka się później okazało, to nie chodziło o moich uczniów, ale o gości właściciela obiektu. Tego już nikt jednak nie chciał słuchać.
Kierowniczka obiektu przyznaje, że była gotowa zgodzić się, aby dzieci pozostały w ośrodku, jednak decyzja dyrektorki gimnazjum była już nieodwołalna.
IG