
Na to pytanie nie dał jednoznacznej odpowiedzi proces, który toczył się od kilku miesięcy przed Sądem Okręgowym w Elblągu. Proces opierał się na poszlakach, a najważniejsze w nim były opinie biegłych. Ci nie potrafili jednak z całą pewnością podać przyczyny powstania obrażeń u półtorarocznego chłopca, które w konsekwencji doprowadziły do jego zgonu. Sąd przychylił się więc do wersji oskarżonego i za nieumyślne spowodowanie śmierci wymierzył mu karę dwóch lat więzienia.
Półtoraroczny Szymonek zmarł 29 grudnia ubiegłego roku w mieszkaniu przy ul. Nowowiejskiej. Według biegłych, przyczyną śmierci dziecka była ostra niewydolność krążenia, która wystąpiła na skutek krwotoku do jamy brzusznej z uszkodzonej wątroby oraz stłuczenie serca. Nie potrafili jednak z całą pewnością określić mechanizmu powstania tych obrażeń. Za najbardziej prawdopodobną wersję przyjęli co prawda uderzenie pięścią lub nogą w dolną część klatki piersiowej malucha, ale nie wykluczyli, że obrażenia powstały na skutek przewrócenia się na dziecko osoby dorosłej. A taką wersję wydarzeń przedstawił oskarżony. Miał wstać rano, by nakarmić Szymonka. Wziął chłopca na ręce i chodząc z nim po pokoju potknął się o zabawki i przewrócił. Upadając oparł się ręką na ciele chłopca. Tłumaczył, że sprawdził czy Szymonkowi nic nie jest, ale o zdarzeniu nie poinformował matki.
Ta wielokrotnie zeznawała, że nie słyszała żadnych niepokojących odgłosów dochodzących z pokoju obok – ani upadku ani ewentualnego uderzenia. Twierdziła również, że dziecko nie płakało. Co się więc wydarzyło w pokoju Szymonka w czasie 20 minut, gdy przebywał w nim Tomasz M.? Proces nie dał jasnej odpowiedzi na to pytanie.
- Dowody nie pozwalają nam na określenie, jak doszło do tego tragicznego w skutkach zdarzenia – mówiła dziś (28 grudnia) sędzia Elżbieta Kosecka-Sobczak. – Wszystko rozegrało się w zamkniętym mieszkaniu i są tylko dwie wersje wydarzeń – Marietty M., matki dziecka i Tomasza M. Inne osoby przyszły do mieszkania później, gdy trwała reanimacja, gdy przyjechało pogotowie i policja.
Sędzia przyznała, że najważniejsze w tej sprawie są opinie biegłych.
- Stwierdzili oni faktycznie, że wersja Tomasza M. jest nieprawdopodobna, ale opierali się na swoim doświadczeniu i statystykach – mówiła sędzia Kosecka-Sobczak. – Tu mamy jednak wiele niejasności. Oskarżony nie podaje na przykład, jak upadł, o co się potknął. W związku z tym trzeba uznać to, co uznali też biegli – brak świadków zdarzenia i niedokładny opis podany przez oskarżonego uniemożliwiają jednoznaczne wskazanie przyczyny powstania obrażeń u dziecka.
- Z drugiej strony zeznania Marietty M., matki Szymona – kontynuowała sędzia. – Kobieta wielokrotnie twierdziła, że, gdy dziecko rano marudziło, Tomasz M. sam zgłosił się, by je nakarmić. Dalej, kobieta nie słyszy ani upadku ani zadania ciosu. Jakiekolwiek działanie oskarżonego dałoby przecież jakiś odgłos. Ona tego nie słyszy. Dlaczego? Jej zeznania zawierają nieścisłości. Kolejna sprawa – rozrzucone w pokoju dziecka zabawki, o które miał potknąć się oskarżony – wskazywała sędzia Kosecka-Sobczak. – Na zdjęciach z miejsca zdarzenia pokój jest uprzątnięty więc nie wiadomo, jak wyglądał kilka godzin wcześniej. Posprzątała go babcia chłopca, gdy do mieszkania wchodziło coraz więcej osób, m.in. lekarze pogotowia i policjanci.
Istnieje więc wiele pytań, na które w trakcie procesu nie udało się odpowiedzieć. Jednak polskie prawo pozwala wszelkie znaki zapytania tłumaczyć na korzyść oskarżonego. I w tym przypadku – jak podkreśliła sędzia prowadząca sprawę - ten zapis znalazł w pełni zastosowanie.
Sędzia Elżbieta Kosecka-Sobczak wskazała również na brak motywu działania Tomasza M.
- Mężczyzna, co potwierdza zarówno matka dziecka, jej rodzina oraz sąsiedzi, miał bardzo dobry kontakt z Szymonem – mówiła sędzia. – Nikt nie zauważył jego agresji wobec dziecka. Było wręcz odwrotnie – pomagał przy jego karmieniu, kąpaniu. Chłopczyk chętnie się z nim bawił. Co więc miałoby się stać rankiem 29 grudnia 2008 r., by Tomasz M. uderzył chłopca? Oskarżony - według opinii biegłych psychiatrów - nie jest ani chory psychicznie ani upośledzony umysłowo. Nie był też pod wpływem alkoholu.
Dziś (28 grudnia), gdy mija rok od śmierci Szymonka, zapadł wyrok w tej trudnej sprawie. Tomasz M. został uznany winnym nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka i sąd wymierzył mu karę dwóch lat pozbawienia wolności z uwzględnieniem okresu, jaki spędził w areszcie (przebywał w nim od 30 grudnia ubiegłego roku).
- Mężczyzna podczas karmienia upadł i podparł się ręką o dziecko. Spowodował tym obrażenia u 18-miesięcznego chłopca i nie udzielił mu pomocy. Nie poinformował o zdarzeniu innych osób, nie wezwał karetki i w efekcie dziecko zmarło – mówiła sędzia Elżbieta Sobczak-Kosecka.
Mec. Józef Borkowski, obrońca oskarżonego, chciał, by jego klient odpowiadał za nieudzielenie pomocy osobie, która jej potrzebuje. Za ten czyn grozi kara do 3 lat więzienia. Wnosił też o jej warunkowe zawieszenie.
- Nie jest to możliwe, bo w tej sytuacji istnieje związek Tomasza M. ze zdarzeniem - wyjaśniała oddalając wniosek sędzia Kosecka-Sobczak. - Dopiero później oskarżony nie udzielił pomocy dziecku.
Tomasz M. wyznał, że czuje się winny, ma wyrzuty sumienia i z tym brzemieniem będzie musiał żyć. Zapewniał jednak, że nigdy dziecka nie uderzył.
W jego słowa nie uwierzył oskarżyciel posiłkowy, Dariusz R. – biologiczny ojciec Szymonka.
- Nie wierzę, że się przewrócił – mówił krótko przed ogłoszeniem wyroku. - Nie wierzę też, że w tym mieszkaniu nie słychać było upadku. Znam je, bo sam w nim mieszkałem i słychać było nawet kaszlnięcie. Wiem, że Tomasz M. kłamie.
Wyrok nie jest prawomocny. Strony w ciągu siedmiu dni mogą złożyć wniosek o jego uzasadnienie na piśmie, co jest konieczne do złożenia ewentualnej apelacji. Taki wniosek złożyła już dziś prokurator, która domagała się dla oskarżonego kary 8 lat więzienia.
Wobec Tomasza M. sąd uchylił areszt tymczasowy i jeszcze dziś mężczyzna wyszedł na wolność.
Ta wielokrotnie zeznawała, że nie słyszała żadnych niepokojących odgłosów dochodzących z pokoju obok – ani upadku ani ewentualnego uderzenia. Twierdziła również, że dziecko nie płakało. Co się więc wydarzyło w pokoju Szymonka w czasie 20 minut, gdy przebywał w nim Tomasz M.? Proces nie dał jasnej odpowiedzi na to pytanie.
- Dowody nie pozwalają nam na określenie, jak doszło do tego tragicznego w skutkach zdarzenia – mówiła dziś (28 grudnia) sędzia Elżbieta Kosecka-Sobczak. – Wszystko rozegrało się w zamkniętym mieszkaniu i są tylko dwie wersje wydarzeń – Marietty M., matki dziecka i Tomasza M. Inne osoby przyszły do mieszkania później, gdy trwała reanimacja, gdy przyjechało pogotowie i policja.
Sędzia przyznała, że najważniejsze w tej sprawie są opinie biegłych.
- Stwierdzili oni faktycznie, że wersja Tomasza M. jest nieprawdopodobna, ale opierali się na swoim doświadczeniu i statystykach – mówiła sędzia Kosecka-Sobczak. – Tu mamy jednak wiele niejasności. Oskarżony nie podaje na przykład, jak upadł, o co się potknął. W związku z tym trzeba uznać to, co uznali też biegli – brak świadków zdarzenia i niedokładny opis podany przez oskarżonego uniemożliwiają jednoznaczne wskazanie przyczyny powstania obrażeń u dziecka.
- Z drugiej strony zeznania Marietty M., matki Szymona – kontynuowała sędzia. – Kobieta wielokrotnie twierdziła, że, gdy dziecko rano marudziło, Tomasz M. sam zgłosił się, by je nakarmić. Dalej, kobieta nie słyszy ani upadku ani zadania ciosu. Jakiekolwiek działanie oskarżonego dałoby przecież jakiś odgłos. Ona tego nie słyszy. Dlaczego? Jej zeznania zawierają nieścisłości. Kolejna sprawa – rozrzucone w pokoju dziecka zabawki, o które miał potknąć się oskarżony – wskazywała sędzia Kosecka-Sobczak. – Na zdjęciach z miejsca zdarzenia pokój jest uprzątnięty więc nie wiadomo, jak wyglądał kilka godzin wcześniej. Posprzątała go babcia chłopca, gdy do mieszkania wchodziło coraz więcej osób, m.in. lekarze pogotowia i policjanci.
Istnieje więc wiele pytań, na które w trakcie procesu nie udało się odpowiedzieć. Jednak polskie prawo pozwala wszelkie znaki zapytania tłumaczyć na korzyść oskarżonego. I w tym przypadku – jak podkreśliła sędzia prowadząca sprawę - ten zapis znalazł w pełni zastosowanie.
Sędzia Elżbieta Kosecka-Sobczak wskazała również na brak motywu działania Tomasza M.
- Mężczyzna, co potwierdza zarówno matka dziecka, jej rodzina oraz sąsiedzi, miał bardzo dobry kontakt z Szymonem – mówiła sędzia. – Nikt nie zauważył jego agresji wobec dziecka. Było wręcz odwrotnie – pomagał przy jego karmieniu, kąpaniu. Chłopczyk chętnie się z nim bawił. Co więc miałoby się stać rankiem 29 grudnia 2008 r., by Tomasz M. uderzył chłopca? Oskarżony - według opinii biegłych psychiatrów - nie jest ani chory psychicznie ani upośledzony umysłowo. Nie był też pod wpływem alkoholu.
Dziś (28 grudnia), gdy mija rok od śmierci Szymonka, zapadł wyrok w tej trudnej sprawie. Tomasz M. został uznany winnym nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka i sąd wymierzył mu karę dwóch lat pozbawienia wolności z uwzględnieniem okresu, jaki spędził w areszcie (przebywał w nim od 30 grudnia ubiegłego roku).
- Mężczyzna podczas karmienia upadł i podparł się ręką o dziecko. Spowodował tym obrażenia u 18-miesięcznego chłopca i nie udzielił mu pomocy. Nie poinformował o zdarzeniu innych osób, nie wezwał karetki i w efekcie dziecko zmarło – mówiła sędzia Elżbieta Sobczak-Kosecka.
Mec. Józef Borkowski, obrońca oskarżonego, chciał, by jego klient odpowiadał za nieudzielenie pomocy osobie, która jej potrzebuje. Za ten czyn grozi kara do 3 lat więzienia. Wnosił też o jej warunkowe zawieszenie.
- Nie jest to możliwe, bo w tej sytuacji istnieje związek Tomasza M. ze zdarzeniem - wyjaśniała oddalając wniosek sędzia Kosecka-Sobczak. - Dopiero później oskarżony nie udzielił pomocy dziecku.
Tomasz M. wyznał, że czuje się winny, ma wyrzuty sumienia i z tym brzemieniem będzie musiał żyć. Zapewniał jednak, że nigdy dziecka nie uderzył.
W jego słowa nie uwierzył oskarżyciel posiłkowy, Dariusz R. – biologiczny ojciec Szymonka.
- Nie wierzę, że się przewrócił – mówił krótko przed ogłoszeniem wyroku. - Nie wierzę też, że w tym mieszkaniu nie słychać było upadku. Znam je, bo sam w nim mieszkałem i słychać było nawet kaszlnięcie. Wiem, że Tomasz M. kłamie.
Wyrok nie jest prawomocny. Strony w ciągu siedmiu dni mogą złożyć wniosek o jego uzasadnienie na piśmie, co jest konieczne do złożenia ewentualnej apelacji. Taki wniosek złożyła już dziś prokurator, która domagała się dla oskarżonego kary 8 lat więzienia.
Wobec Tomasza M. sąd uchylił areszt tymczasowy i jeszcze dziś mężczyzna wyszedł na wolność.