Sławomir Rybicki, poseł Platformy Obywatelskiej, i prezydent Elbląga Grzegorz Nowaczyk potwierdzają, że wiatraki na Żuławach to nie jest prosta sprawa. Obaj podpowiadają również to, co napisaliśmy przed tygodniem – o tym powinno rozstrzygać referendum. W czwartek przed Urzędem Gminy Elbląg odbyła się kolejna pikieta przeciw wiatrakom, dziś (22 lipca) będzie jeszcze jedna.
W czwartek (21 lipca) w Urzędzie Gminy Elbląg przy ul. Browarnej odbywała się kolejna rozprawa administracyjna w sprawie dotyczącej wydania decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych, tym razem dla Elektrowni Wiatrowej „Farma Adamowo”, składającej się z 20 turbin wiatrowych (wiatraków). Przed Urzędem Gminy Elbląg, jak w ubiegły wtorek (czytaj: „Pikieta z wiatrem w tle”), manifestowali mieszkańcy podelbląskich wsi pod przywództwem Stowarzyszenia Aktywności Społecznej im. T. Reytana.
Mieszkańców, którzy mieli reprezentować wsie: Adamowo, Władysławowo, Wiktorowo, Kopanka Druga, Wikrowo i Jegłownik, zebrało się raptem kilkunastu (może dwudziestu). Manifestowali oczywiście przeciw budowie wiatraków.
Inwestor – firma Eurovind Services Sp. z o.o. – chce postawić w Adamowie (w gminie Elbląg) dziesięć wiatraków. Kolejnych dziesięć ma stanąć nieopodal, ale już na terenie sąsiedniej gminy Gronowo Elbląskie. Każdy wiatrak ma mieć 150 m wysokości: stumetrową wieżę i śmigło o promieniu 50 m. Nie jest to pierwsza taka inwestycja w Polsce. „Farma Adamowo” ma mieć moc 40 MW, a zainstalowane dotąd w naszym kraju elektrownie wiatrowe mają łącznie 1300 MW.
Nie jest to również pierwszy protest. A już dziś (22 lipca) na Browarnej będzie kolejny (o godz. 9.45). Tym razem będzie to ponowna manifestacja mieszkańców Janowa przeciwnych planom budowy w ich miejscowości dwóch wiatraków (elektrowni wiatrowych) przez prywatnych inwestorów z Warszawy.
Dlaczego wciąż nie wiadomo?
Argumenty wszystkich zainteresowanych stron obszernie przytaczaliśmy w ubiegłym tygodniu („Pikieta z wiatrem w tle”), dziś zapytałem o wiatraki Sławomira Rybickiego, gdańszczanina, wiceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, który w jesiennych wyborach będzie kandydował do Sejmu z okręgu elbląskiego, i Grzegorza Nowaczyka, prezydenta Elbląga, niegdyś wójta gminy Elbląg.
– Czy na Żuławach powinno się stawiać wiatraki?
Grzegorz Nowaczyk: – Trudno odpowiedzieć na to pytanie tak lub nie. Dlatego, że z jednej strony, biorąc pod uwagę deficyt energii, z którym mamy do czynienia w Polsce, a już zwłaszcza czystej energii, zielonej energii, biorąc pod uwagę nasze zobowiązania wobec Unii Europejskiej oraz horyzont czasowy, w którym będziemy musieli zacząć je wypełniać, wydaje się, że tak, że wiatraki są konieczne. Ale z drugiej strony, jeżeli o tym rozmawiamy, to trzeba też spojrzeć na Żuławy z punktu widzenia gospodarki przestrzennej, krajobrazu, ale także ekonomii. Bo nie da się ukryć, że energia wiatrowa jest droższa niż ta wytwarzana ze źródła konwencjonalnego, droższa również niż energia z biomasy. Wiatrak jako budowla to także element jednak zaburzenia krajobrazu Żuław, ale nie tylko Żuław. W planie zagospodarowania przestrzennego województwa warmińsko-mazurskiego stawianie takich wiatraków nie jest z w żaden sposób zalecane, wręcz odwrotnie – mówi się w tym dokumencie, że u nas wiatraki nie powinny przesadnie zajmować obszaru.
Sławomir Rybicki: – Uważam, że wiatraki psują trwale przestrzeń, kulturową i przyrodniczą, i lokowanie ich w takich miejscach, jak Żuławy czy Kaszuby, jest doraźnym załatwieniem problemu, ale długofalowo ze szkodą dla krajobrazu, dla społeczności lokalnych. Choćby dlatego, że spadają ceny nieruchomości, a turyści nie przyjeżdżają w miejsca.
Zapytałem też, dlaczego tak poważna decyzja spoczęła na barkach niemalże najmniejszych gmin w województwie? Dlaczego państwo polskie nie wypracowało dotąd żadnego stanowiska w sprawie elektrowni wiatrowych?
Sławomir Rybicki mówił o kilku próbach przeforsowania w Sejmie „szybkiej ścieżki” dla budowy wiatraków (tak, jak jest w przypadku autostrad), zawsze odrzucanych. Ale też „przerzucił” odpowiedzialność na barki samorządów lokalnych: – Rolą inwestora jest przekonać lokalną społeczność, lokalny samorząd, wypłacić odszkodowania, opodatkować się na rzec gminy, a nie opierać się na rozwiązaniach „siłowych”. To lokalna społeczność powinna decydować, czy chce mieć w sąsiedztwie wiatraki, czy nie.
Może na morzu?
Dlaczego wciąż nie ma strategii energetycznej państwa, z której wynikałaby: musimy, więc stawiamy wiatraki na Żuławach, choć psują krajobraz. Albo: unikamy stawiania wiatraków na Żuławach?
– Wietrzność występuje przede wszystkim na północy kraju. To Żuławy, w dużej mierze Kaszuby, gminy nadmorskie – podkreślał Sławomir Rybicki. – Wiatraki krajobrazu nie poprawiają, powiem, że wręcz szpecą krajobraz trwale. Oczywiście, Polska musi wypełnić normy w zakresie zielonej energii, a wiatraki tej zielonej energii dostarczają, ale... Jako społeczeństwo, również jako władza publiczna, nie możemy pozwolić, żeby to było takie łatwe i proste. Żeby przyszedł inwestor i postawił sobie wiatrak tam, gdzie chce. Dlatego w Sejmie trwają intensywne prace nad ustawą, która zachęca inwestorów do stawiania wiatraków na morzu, jak to się już dzieje w zachodniej Europie.
Więc może referendum?
Przed tygodniem napisałem, że tak ważna sprawa powinna być rozstrzygana w drodze referendum. Okazało się, że obaj moi rozmówcy myślą podobnie.
– Lokalne społeczności w wielu miejscowościach, między innymi na Kaszubach, skutecznie przeciwstawiły się wielkim koncernom. Referendum lokalne to jest taki klasyczny wymiar demokracji lokalnej i warto z niego korzystać – podpowiada Sławomir Rybicki.
– O tym powinno się rozstrzygać poprzez referendum na poziomie i gminy, i województwa, bo to samorząd województwa odpowiada za strategię regionu – dodaje Grzegorz Nowaczyk. – Oczywiście, referendum poprzedzone bardzo szeroką kampanią informacyjną, bo naprawdę jest cała masa argumentów za i równie dużo przeciw. Zanim obywatele pójdą do referendum, powinni te argumenty poznać.
Mieszkańców, którzy mieli reprezentować wsie: Adamowo, Władysławowo, Wiktorowo, Kopanka Druga, Wikrowo i Jegłownik, zebrało się raptem kilkunastu (może dwudziestu). Manifestowali oczywiście przeciw budowie wiatraków.
Inwestor – firma Eurovind Services Sp. z o.o. – chce postawić w Adamowie (w gminie Elbląg) dziesięć wiatraków. Kolejnych dziesięć ma stanąć nieopodal, ale już na terenie sąsiedniej gminy Gronowo Elbląskie. Każdy wiatrak ma mieć 150 m wysokości: stumetrową wieżę i śmigło o promieniu 50 m. Nie jest to pierwsza taka inwestycja w Polsce. „Farma Adamowo” ma mieć moc 40 MW, a zainstalowane dotąd w naszym kraju elektrownie wiatrowe mają łącznie 1300 MW.
Nie jest to również pierwszy protest. A już dziś (22 lipca) na Browarnej będzie kolejny (o godz. 9.45). Tym razem będzie to ponowna manifestacja mieszkańców Janowa przeciwnych planom budowy w ich miejscowości dwóch wiatraków (elektrowni wiatrowych) przez prywatnych inwestorów z Warszawy.
Dlaczego wciąż nie wiadomo?
Argumenty wszystkich zainteresowanych stron obszernie przytaczaliśmy w ubiegłym tygodniu („Pikieta z wiatrem w tle”), dziś zapytałem o wiatraki Sławomira Rybickiego, gdańszczanina, wiceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, który w jesiennych wyborach będzie kandydował do Sejmu z okręgu elbląskiego, i Grzegorza Nowaczyka, prezydenta Elbląga, niegdyś wójta gminy Elbląg.
– Czy na Żuławach powinno się stawiać wiatraki?
Grzegorz Nowaczyk: – Trudno odpowiedzieć na to pytanie tak lub nie. Dlatego, że z jednej strony, biorąc pod uwagę deficyt energii, z którym mamy do czynienia w Polsce, a już zwłaszcza czystej energii, zielonej energii, biorąc pod uwagę nasze zobowiązania wobec Unii Europejskiej oraz horyzont czasowy, w którym będziemy musieli zacząć je wypełniać, wydaje się, że tak, że wiatraki są konieczne. Ale z drugiej strony, jeżeli o tym rozmawiamy, to trzeba też spojrzeć na Żuławy z punktu widzenia gospodarki przestrzennej, krajobrazu, ale także ekonomii. Bo nie da się ukryć, że energia wiatrowa jest droższa niż ta wytwarzana ze źródła konwencjonalnego, droższa również niż energia z biomasy. Wiatrak jako budowla to także element jednak zaburzenia krajobrazu Żuław, ale nie tylko Żuław. W planie zagospodarowania przestrzennego województwa warmińsko-mazurskiego stawianie takich wiatraków nie jest z w żaden sposób zalecane, wręcz odwrotnie – mówi się w tym dokumencie, że u nas wiatraki nie powinny przesadnie zajmować obszaru.
Sławomir Rybicki: – Uważam, że wiatraki psują trwale przestrzeń, kulturową i przyrodniczą, i lokowanie ich w takich miejscach, jak Żuławy czy Kaszuby, jest doraźnym załatwieniem problemu, ale długofalowo ze szkodą dla krajobrazu, dla społeczności lokalnych. Choćby dlatego, że spadają ceny nieruchomości, a turyści nie przyjeżdżają w miejsca.
Zapytałem też, dlaczego tak poważna decyzja spoczęła na barkach niemalże najmniejszych gmin w województwie? Dlaczego państwo polskie nie wypracowało dotąd żadnego stanowiska w sprawie elektrowni wiatrowych?
Sławomir Rybicki mówił o kilku próbach przeforsowania w Sejmie „szybkiej ścieżki” dla budowy wiatraków (tak, jak jest w przypadku autostrad), zawsze odrzucanych. Ale też „przerzucił” odpowiedzialność na barki samorządów lokalnych: – Rolą inwestora jest przekonać lokalną społeczność, lokalny samorząd, wypłacić odszkodowania, opodatkować się na rzec gminy, a nie opierać się na rozwiązaniach „siłowych”. To lokalna społeczność powinna decydować, czy chce mieć w sąsiedztwie wiatraki, czy nie.
Może na morzu?
Dlaczego wciąż nie ma strategii energetycznej państwa, z której wynikałaby: musimy, więc stawiamy wiatraki na Żuławach, choć psują krajobraz. Albo: unikamy stawiania wiatraków na Żuławach?
– Wietrzność występuje przede wszystkim na północy kraju. To Żuławy, w dużej mierze Kaszuby, gminy nadmorskie – podkreślał Sławomir Rybicki. – Wiatraki krajobrazu nie poprawiają, powiem, że wręcz szpecą krajobraz trwale. Oczywiście, Polska musi wypełnić normy w zakresie zielonej energii, a wiatraki tej zielonej energii dostarczają, ale... Jako społeczeństwo, również jako władza publiczna, nie możemy pozwolić, żeby to było takie łatwe i proste. Żeby przyszedł inwestor i postawił sobie wiatrak tam, gdzie chce. Dlatego w Sejmie trwają intensywne prace nad ustawą, która zachęca inwestorów do stawiania wiatraków na morzu, jak to się już dzieje w zachodniej Europie.
Więc może referendum?
Przed tygodniem napisałem, że tak ważna sprawa powinna być rozstrzygana w drodze referendum. Okazało się, że obaj moi rozmówcy myślą podobnie.
– Lokalne społeczności w wielu miejscowościach, między innymi na Kaszubach, skutecznie przeciwstawiły się wielkim koncernom. Referendum lokalne to jest taki klasyczny wymiar demokracji lokalnej i warto z niego korzystać – podpowiada Sławomir Rybicki.
– O tym powinno się rozstrzygać poprzez referendum na poziomie i gminy, i województwa, bo to samorząd województwa odpowiada za strategię regionu – dodaje Grzegorz Nowaczyk. – Oczywiście, referendum poprzedzone bardzo szeroką kampanią informacyjną, bo naprawdę jest cała masa argumentów za i równie dużo przeciw. Zanim obywatele pójdą do referendum, powinni te argumenty poznać.
Piotr Derlukiewicz