Rozmowa z Jerzym Nowackim, reżyserem "Konopielki" Edwarda Redlińskiego.
Wielu z nas pamięta "Konopielkę" ze znakomitej realizacji filmowej, która jako pewna ikona życia na wsi została w naszych głowach.
Odnoszę wrażenie, że "Konopielka" w reżyserii Witolda Leszczyńskiego, mojego kolegi jeszcze ze studiów w Łodzi, podjęła tylko pewien jeden wątek z życia Taplar. W moim przedstawieniu chcę wydobyć obecny w prozie Redlińskiego wątek uniwersalny. "Konopielka", od której scenicznych realizacji zaroiło się w latach osiemdziesiątych, nagle znikła. Tymczasem jest w niej uniwersalny wątek walki Nowego ze Starym. To Nowe to jest kosa, Stare - to sierp. My żyjemy w takim czasie, kiedy Nowe wchodzi, czy my tego chcemy, czy nie, a sierp się broni. Żyjemy w środku Europy, trzydziestomilionowy naród, otworzyła się jakaś przyszłość przed nimi, a oni się boją, bo to Nowe przynosi i pewne zagrożenia – bezrobocie, bankructwa. Siedemdziesiąt procent tego narodu jest bezradna wobec Nowego.
Jak zobaczył pan scenograficznie i muzycznie tekst Redlińskiego?
Muzyka i przestrzeń wyrażają nostalgię. W ludziach, którzy żyją w Taplarach, odzywa się tęsknota za czymś starym, nawet, jeśli to nowe przyniesie im pożytek. Jednak stare czasy, im bardziej odchodzą w dal, tym bardziej pięknieją, a wiele osób swoją młodość spędziło w tamtych czasach.
To sentymentalne spojrzenie dotyczy też polskiej wsi?
Ja nie robię przedstawienia o wsi, robię przedstawienie o Polsce. U mnie Taplary to już jest cała Polska, a kto wie czy nie cała Europa Środkowa, bo podobne lęki mają wszyscy, którzy swego czasu wyzwolili się z pewnego reżimu. Rozbudowuję wątek nadchodzenia Nowego, walki Nowego z kosą. To jest po prostu rewolucja, a zawsze w czasie rewolucji, mimo, że doszło do ugody, pada jakiś trup. W moim przedstawieniu też pada.
Zobacz także: "O rewolucji"
Odnoszę wrażenie, że "Konopielka" w reżyserii Witolda Leszczyńskiego, mojego kolegi jeszcze ze studiów w Łodzi, podjęła tylko pewien jeden wątek z życia Taplar. W moim przedstawieniu chcę wydobyć obecny w prozie Redlińskiego wątek uniwersalny. "Konopielka", od której scenicznych realizacji zaroiło się w latach osiemdziesiątych, nagle znikła. Tymczasem jest w niej uniwersalny wątek walki Nowego ze Starym. To Nowe to jest kosa, Stare - to sierp. My żyjemy w takim czasie, kiedy Nowe wchodzi, czy my tego chcemy, czy nie, a sierp się broni. Żyjemy w środku Europy, trzydziestomilionowy naród, otworzyła się jakaś przyszłość przed nimi, a oni się boją, bo to Nowe przynosi i pewne zagrożenia – bezrobocie, bankructwa. Siedemdziesiąt procent tego narodu jest bezradna wobec Nowego.
Jak zobaczył pan scenograficznie i muzycznie tekst Redlińskiego?
Muzyka i przestrzeń wyrażają nostalgię. W ludziach, którzy żyją w Taplarach, odzywa się tęsknota za czymś starym, nawet, jeśli to nowe przyniesie im pożytek. Jednak stare czasy, im bardziej odchodzą w dal, tym bardziej pięknieją, a wiele osób swoją młodość spędziło w tamtych czasach.
To sentymentalne spojrzenie dotyczy też polskiej wsi?
Ja nie robię przedstawienia o wsi, robię przedstawienie o Polsce. U mnie Taplary to już jest cała Polska, a kto wie czy nie cała Europa Środkowa, bo podobne lęki mają wszyscy, którzy swego czasu wyzwolili się z pewnego reżimu. Rozbudowuję wątek nadchodzenia Nowego, walki Nowego z kosą. To jest po prostu rewolucja, a zawsze w czasie rewolucji, mimo, że doszło do ugody, pada jakiś trup. W moim przedstawieniu też pada.
Zobacz także: "O rewolucji"
rozmawiała Joanna Torsh