Niedaleko bramy targowej na Długim Rynku w Elblągu, żył sobie „czarnoksiężnik” Józef Kiliar, informował Głos Elbląga z 23 lutego 1959 r.
Był on tak skąpy, że odżywiał się tylko rybami przywożonymi na rynek przez rybaków. W dużej piwnicy, znajdującej się pod domem, w żelaznym tyglu, gotował ciągle jakieś zioła, piasek z Mierzei Wiślanej, grudki jantaru zawierające odciski ważek i owadów. Mówiono w mieście, że Kilar gotuje złoto. Pomimo licznych prób, nie udało się jednak Kilarowi zgotować złotego piasku. Śmieli się z Kilara sąsiedzi. Wziąłbyś się bracie za handel – mówili. – Tak jak twój ojciec. Z tego miałbyś złoto. Złościł się Kilar. Na złość wszystkim sąsiadom postanowił zdobyć złoto, nawet kosztem własnej duszy. Wiedział, że obok, pod miastem, w Bażantarni, gdzie dziś są jeszcze ślady starego młyna, nad strumykiem – można o północy spotkać diabła. Podpisze cyrograf na duszę i będzie miał złoto. Dużo złota. Monety. Sztaby. Złote naczynia. Wtedy pokaże sąsiadom co ugotował w tyglu. Nie będą się śmiać z Kilara i namawiać go do handlu, albo pracy w rzemiośle.
Sporządził w domy cyrograf. Piórem, wyrwanym czarnej kurze ze skrzydła, w czasie pełni księżyca – podpisał krwią z żyły – diabelski dokument. W noc, kiedy sztormowe fale Zalewu biły o brzegi – zjawił się Kilar przy starym młynie w Bażantarni. Tu zaprzysiągł szatanowi swą duszę w zamian za złoto, dużo złota… Diabeł z Bażantarni przybrał tym razem postać dużego niedźwiedzia. Siedział na starym dębie i piał z radości jak kogut. Później już ludzkim głosem, nakazał Kilarowi złożyć cyrograf pod stare koło młyńskie. A teraz łap złoto – krzyknął do elbląskiego czarnoksiężnika. Niby grad posypały się z góry złote talary, monety. Ale, gdy tylko, któraś moneta dotknęła ciała Kilara – w miejscu tym robiły się wrzody. Łap złoto, łap złoto – krzyczał diabeł. Piekielny ból i strach – powaliły Kilara na ziemię.
Na drugi dzień – znaleziono Kilara w lesie, leżącego pod dębem tuż koło koła młyńskiego. W martwej, zaciśniętej dłoni – trzymał on kilka kamieni. Zabiła go chciwość.
Taki był koniec chciwego, elbląskiego „czarnoksiężnika”, co to chciał żyć bez pracy.
Starzy ludzie mówią, że w miejscu, gdzie Kilar w bażantarni sprzedał diabłu duszę – podobno coś straszy.
Sporządził w domy cyrograf. Piórem, wyrwanym czarnej kurze ze skrzydła, w czasie pełni księżyca – podpisał krwią z żyły – diabelski dokument. W noc, kiedy sztormowe fale Zalewu biły o brzegi – zjawił się Kilar przy starym młynie w Bażantarni. Tu zaprzysiągł szatanowi swą duszę w zamian za złoto, dużo złota… Diabeł z Bażantarni przybrał tym razem postać dużego niedźwiedzia. Siedział na starym dębie i piał z radości jak kogut. Później już ludzkim głosem, nakazał Kilarowi złożyć cyrograf pod stare koło młyńskie. A teraz łap złoto – krzyknął do elbląskiego czarnoksiężnika. Niby grad posypały się z góry złote talary, monety. Ale, gdy tylko, któraś moneta dotknęła ciała Kilara – w miejscu tym robiły się wrzody. Łap złoto, łap złoto – krzyczał diabeł. Piekielny ból i strach – powaliły Kilara na ziemię.
Na drugi dzień – znaleziono Kilara w lesie, leżącego pod dębem tuż koło koła młyńskiego. W martwej, zaciśniętej dłoni – trzymał on kilka kamieni. Zabiła go chciwość.
Taki był koniec chciwego, elbląskiego „czarnoksiężnika”, co to chciał żyć bez pracy.
Starzy ludzie mówią, że w miejscu, gdzie Kilar w bażantarni sprzedał diabłu duszę – podobno coś straszy.
oprac. Olaf B.