Nie potrzeba do tego wielkiego lokalu, reflektorów ze zmieniającymi się światłami. Wystarczą żarówki, osłonięte kolorowymi bibułkami, niewielki pokoik klubowego pomieszczenia i dużo, dużo humoru - czytamy w Dzienniku Bałtyckim z 19 stycznia 1962 roku.
Nie potrzeba ponadto zbyt dużej ilości alkoholu, nawet wina. Bo co to za taniec, gdy nogi się plączą, a partnerka zgrzyta zębami, zmuszana do prowadzenia swego mężczyzny przez zawiłe pasy taneczne. Nie potrzeba chyba również zachęty. Muzyka - adapter, czy radio, które w ostatnich czasach przypomniało sobie o istnieniu wielkiej ilości tanecznych melodii, parę ćwiczeń (można z miotłą) w domu i... wielki i trudne na oko twisty itp. wyjdą na medal. A o to przecież chodzi.