Wciąż nie ma spokoju w zakładach mięsnych Elmeat. W sądzie gospodarczym toczy się sprawa o ogłoszenie upadłości potężnej niegdyś firmy. Chce jej nie tylko wierzyciel, ale też prezes firmy i sami pracownicy. Każdy z innych powodów.
Elbląski sąd nieraz już zajmował się problemami zakładów mięsnych, tym razem jednak zarówno on, jak i prokuratura mają pełne ręce roboty. Ta ostatnia bada bowiem doniesienia inspekcji pracy i Solidarności dotyczące podejrzeń, że nie wypłacając pracownikom pensji i nie regulując składek od wynagrodzeń poprzednie władze firmy popełniły przestępstwo.
- Nie postawiliśmy zarzutów konkretnym osobom, bo właściwie nie wiedzieliśmy, komu można by je postawić - mówi szef elbląskiej delegatury inspekcji pracy, Eugeniusz Dąbrowski. - To powinna ustalić prokuratura. Wszystko wskazuje jednak na to, że odpowiedzialność ponoszą właściciele spółki i rada nadzorcza.
Dwa wnioski
Tymczasem w sądzie gospodarczym trwa postępowanie o ogłoszenie upadłości Elmeatu. Domaga się tego firma windykacyjna ze Słupska. Sprawa jest w toku. Sąd postanowił wyznaczyć nadzorcę sądowego, który będzie czuwał m.in. nad przepływem pieniędzy w zakładach mięsnych.
To jednak nie jedyny wniosek o upadłość. Drugi niedawno złożyli należący do związków zawodowych pracownicy.
- Chcemy dowiedzieć się tego, czego dziś nie wiemy, przede wszystkim tego, jaka jest sytuacja finansowa – wyjaśniają związkowcy. - Jeśli zaś, w najgorszym przypadku, sąd ogłosi upadłość, to może znajdzie się ktoś, kto lepiej poprowadzi produkcję.
Urzędujący od kilku miesięcy prezes, Krystian Kryczyński przyznaje, że dobrze się stało, iż to wierzyciel złożył wniosek o upadłość, bo dla Elmeatu oznacza to mniej formalności, niż gdyby zakład sam o to wystąpił.
Układ a nie likwidacja
- Po ewentualnym ogłoszeniu przez sąd upadłości proponuję układ z wierzycielami, jestem już po rozmowach z większością z nich i mam ich zgodę na taki scenariusz – tłumaczy prezes. – Proponuję zamianę wierzytelności na akcje firmy. Specjalizuję się we wprowadzaniu firm na giełdę. Intensywnie pracuję nad uzdrowieniem zakładów mięsnych, a kiedy sytuacja się poprawi i uda się je wprowadzić na giełdę, wierzyciele mogą liczyć na zwrot co najmniej 80 procent należności. Jeśli jednak cały plan się nie powiedzie, jeżeli zostanie ogłoszona upadłość z likwidacją, szanse wierzycieli na odzyskanie pieniędzy są minimalne.
Prezes nie ukrywa, że dziwi go, iż wniosek o upadłość złożyli pracownicy.
- Z tego, co mi wiadomo, kościół uważa samobójstwo za grzech – mówi. - Nie rozumiem motywów, jakie kierowały pracownikami. Jeśli przyłączają się do wniosku w takiej formie, w jakiej złożył go wierzyciel (a więc upadłość i likwidacja Elmeatu – przyp. autorki), to znaczy, że dobrowolnie rezygnują z miejsc pracy, które mamy szansę uratować. Gdyby sąd się na takie rozwiązanie zgodził, skorzystają tylko tzw. wierzyciele hipoteczni, którzy są zabezpieczeni na nieruchomościach należących do zakładu, a cała reszta wierzycieli nie będzie miała najmniejszych szans na odzyskanie pieniędzy.
Brzydkie słowo na „s”
Jakby tego było mało, kilka dni temu do sądu wpłynął jeszcze jeden wniosek dotyczący Elmeatu, a dokładnie prezesa Kryczyńskiego. Szef Solidarności w Elblągu, Mirosław Kozłowski uważa, że prezes go znieważył, bo publicznie określił go wulgarnym słowem na "s".
- Uważam, że naraził na szwank nie tylko dobre imię szefa związku, ale także pracowników, którzy się do niego zapisali – tłumaczy Kozłowski.
Prezes się nie wypiera, ale mówi, że zmusiły go do tego okoliczności.
- Być może mnie poniosło, ale powiem szczerze: wyraziłem uzasadniony pogląd na temat sposobu działania pana Kozłowskiego w stosunku do naszego zakładu i zarządu spółki – mówi. - Przewodniczący Solidarności od początku otrzymywał informacje o sytuacji zakładu oraz o działaniach naprawczych, ale wykorzystywał je w ten sposób, że postawił firmę i obecny zarząd w co najmniej złym świetle.
Stan wojenny
W samym zakładzie pracuje dziś cząstka starej załogi, która - jak zapewnia prezes - co tydzień otrzymuje wypłatę. Trwa też spór zbiorowy, w który z prezesem weszła Solidarność.
- W spadku po poprzednim zarządzie dostałem zakład, w którym nie było wody i prądu, a działalność ograniczała się do sklepu firmowego – mówi Krystian Kryczyński. - Jak tylko się pojawiłem, ruszyła produkcja i zaczęliśmy płacić pensje. Uważam więc, że nie do mnie należy kierować oskarżenia o zapaść w zakładach mięsnych. Proszę o to pytać moich poprzedników.
Czy na walkę z pracodawcą nie jest za późno?
- O tym, żeby zrobić coś z problemami, które są przecież od dawna, myślałam już wcześniej, ale załoga mnie nie poparła – mówi jedna z członkiń związku. - Ale teraz być może rzeczywiście jest już na to za późno...
* * *
Prezes Kryczyński mówi o obecnej kondycji Elmeatu: Spółka wciąż jest zadłużona i ma zajęte przez komorników konta, ale prowadzimy produkcję i mamy dużo zamówień. Od samego początku, mimo że miesięcznie kosztuje to kilka tysięcy złotych, utrzymujemy zezwolenia na eksport, bo w razie utraty koszt ich ponownego przywrócenia byłby bardzo wysoki. Poza tym szukamy odbiorców w kraju i za granicą, głównie takich, którzy są w stanie sfinansować produkcję - zapłacą za surowiec, media i pracę, bo w tej chwili nie mamy tzw. środków obrotowych. Zamówienia może nie opiewają na tak gigantyczne ilości towaru, które z dnia na dzień postawiłyby zakład na nogi, są to jednak ilości, które uzasadniają optymizm, że ten zakład może wyjść na prostą. Potrzeba tylko współpracy wszystkich zainteresowanych.
- Nie postawiliśmy zarzutów konkretnym osobom, bo właściwie nie wiedzieliśmy, komu można by je postawić - mówi szef elbląskiej delegatury inspekcji pracy, Eugeniusz Dąbrowski. - To powinna ustalić prokuratura. Wszystko wskazuje jednak na to, że odpowiedzialność ponoszą właściciele spółki i rada nadzorcza.
Dwa wnioski
Tymczasem w sądzie gospodarczym trwa postępowanie o ogłoszenie upadłości Elmeatu. Domaga się tego firma windykacyjna ze Słupska. Sprawa jest w toku. Sąd postanowił wyznaczyć nadzorcę sądowego, który będzie czuwał m.in. nad przepływem pieniędzy w zakładach mięsnych.
To jednak nie jedyny wniosek o upadłość. Drugi niedawno złożyli należący do związków zawodowych pracownicy.
- Chcemy dowiedzieć się tego, czego dziś nie wiemy, przede wszystkim tego, jaka jest sytuacja finansowa – wyjaśniają związkowcy. - Jeśli zaś, w najgorszym przypadku, sąd ogłosi upadłość, to może znajdzie się ktoś, kto lepiej poprowadzi produkcję.
Urzędujący od kilku miesięcy prezes, Krystian Kryczyński przyznaje, że dobrze się stało, iż to wierzyciel złożył wniosek o upadłość, bo dla Elmeatu oznacza to mniej formalności, niż gdyby zakład sam o to wystąpił.
Układ a nie likwidacja
- Po ewentualnym ogłoszeniu przez sąd upadłości proponuję układ z wierzycielami, jestem już po rozmowach z większością z nich i mam ich zgodę na taki scenariusz – tłumaczy prezes. – Proponuję zamianę wierzytelności na akcje firmy. Specjalizuję się we wprowadzaniu firm na giełdę. Intensywnie pracuję nad uzdrowieniem zakładów mięsnych, a kiedy sytuacja się poprawi i uda się je wprowadzić na giełdę, wierzyciele mogą liczyć na zwrot co najmniej 80 procent należności. Jeśli jednak cały plan się nie powiedzie, jeżeli zostanie ogłoszona upadłość z likwidacją, szanse wierzycieli na odzyskanie pieniędzy są minimalne.
Prezes nie ukrywa, że dziwi go, iż wniosek o upadłość złożyli pracownicy.
- Z tego, co mi wiadomo, kościół uważa samobójstwo za grzech – mówi. - Nie rozumiem motywów, jakie kierowały pracownikami. Jeśli przyłączają się do wniosku w takiej formie, w jakiej złożył go wierzyciel (a więc upadłość i likwidacja Elmeatu – przyp. autorki), to znaczy, że dobrowolnie rezygnują z miejsc pracy, które mamy szansę uratować. Gdyby sąd się na takie rozwiązanie zgodził, skorzystają tylko tzw. wierzyciele hipoteczni, którzy są zabezpieczeni na nieruchomościach należących do zakładu, a cała reszta wierzycieli nie będzie miała najmniejszych szans na odzyskanie pieniędzy.
Brzydkie słowo na „s”
Jakby tego było mało, kilka dni temu do sądu wpłynął jeszcze jeden wniosek dotyczący Elmeatu, a dokładnie prezesa Kryczyńskiego. Szef Solidarności w Elblągu, Mirosław Kozłowski uważa, że prezes go znieważył, bo publicznie określił go wulgarnym słowem na "s".
- Uważam, że naraził na szwank nie tylko dobre imię szefa związku, ale także pracowników, którzy się do niego zapisali – tłumaczy Kozłowski.
Prezes się nie wypiera, ale mówi, że zmusiły go do tego okoliczności.
- Być może mnie poniosło, ale powiem szczerze: wyraziłem uzasadniony pogląd na temat sposobu działania pana Kozłowskiego w stosunku do naszego zakładu i zarządu spółki – mówi. - Przewodniczący Solidarności od początku otrzymywał informacje o sytuacji zakładu oraz o działaniach naprawczych, ale wykorzystywał je w ten sposób, że postawił firmę i obecny zarząd w co najmniej złym świetle.
Stan wojenny
W samym zakładzie pracuje dziś cząstka starej załogi, która - jak zapewnia prezes - co tydzień otrzymuje wypłatę. Trwa też spór zbiorowy, w który z prezesem weszła Solidarność.
- W spadku po poprzednim zarządzie dostałem zakład, w którym nie było wody i prądu, a działalność ograniczała się do sklepu firmowego – mówi Krystian Kryczyński. - Jak tylko się pojawiłem, ruszyła produkcja i zaczęliśmy płacić pensje. Uważam więc, że nie do mnie należy kierować oskarżenia o zapaść w zakładach mięsnych. Proszę o to pytać moich poprzedników.
Czy na walkę z pracodawcą nie jest za późno?
- O tym, żeby zrobić coś z problemami, które są przecież od dawna, myślałam już wcześniej, ale załoga mnie nie poparła – mówi jedna z członkiń związku. - Ale teraz być może rzeczywiście jest już na to za późno...
Prezes Kryczyński mówi o obecnej kondycji Elmeatu: Spółka wciąż jest zadłużona i ma zajęte przez komorników konta, ale prowadzimy produkcję i mamy dużo zamówień. Od samego początku, mimo że miesięcznie kosztuje to kilka tysięcy złotych, utrzymujemy zezwolenia na eksport, bo w razie utraty koszt ich ponownego przywrócenia byłby bardzo wysoki. Poza tym szukamy odbiorców w kraju i za granicą, głównie takich, którzy są w stanie sfinansować produkcję - zapłacą za surowiec, media i pracę, bo w tej chwili nie mamy tzw. środków obrotowych. Zamówienia może nie opiewają na tak gigantyczne ilości towaru, które z dnia na dzień postawiłyby zakład na nogi, są to jednak ilości, które uzasadniają optymizm, że ten zakład może wyjść na prostą. Potrzeba tylko współpracy wszystkich zainteresowanych.
Joanna Torsh