Niedawno na portElu mogliśmy przeczytać materiał oskarżający samochody nauki jazdy o spowalnianie ruchu w mieście. Owszem, jest ich dużo. Nasze elbląskie, te z Nowego Dworu, Sztumu, Malborka, Braniewa czy nawet Ostródy i Morąga. I każdy z nas nieraz musiał chwilę dłużej poczekać pod światłami, aż adept sztuki prowadzenia samochodu „wygrzebie” się spod sygnalizatora. Ale chyba nie tu „ leży pies pogrzebany”.
Motto: „ Jeśli ktoś ci powie, że jesteś idiotą,, to nie jest to obelga, tylko diagnoza” – Oskar Wilde.
Od dłuższego czasu jeżdżę po Elblągu z zaciśniętymi zębami. I pewnie nie tylko ja. Miasto coraz bardziej się korkuje. Ulice niewiele szersze niż dawniej (czy aby na pewno?), samochodów coraz więcej, piesi, rowerzyści, autobusy, tramwaje. To nasza drogowa codzienność. I hamulce. Noga non stop na pedale hamulca. Co gorsza, pedał hamulca wciskamy tam, gdzie do niedawna dawało się płynnie przejechać. W mieście co jakiś czas widać remonty ulic. Remonty, które w efekcie – wydawałoby się - powinny prowadzić do usprawnienia ruchu. Ale Elbląg to dziwne miasto. Tu zamiast usprawniać, ruch się hamuje.
Przykładów mamy aż nadto. I kiedy tak jadę po mieście, zastanawiam się, w czyim chorym umyśle lęgną się projekty naszych ulic, ze szczególnym uwzględnieniem rozdziału pasów, kierunków ruchu, świateł. Kto takie chore projekty zatwierdza ? Kto je odbiera i czy ktokolwiek kontroluje, jakie efekty daje twórczość ich pomysłodawców ?
To oczywiście pytania retoryczne. Gdyby bowiem ktokolwiek to kontrolował, to nie wierzę, żeby nie dostrzegł gołym okiem tego, co tysiące elbląskich kierowców przeżywają na co dzień.
Jedyne pytanie, na jakie znam odpowiedź, to kto za to płaci ? Płacimy my wszyscy. W podatkach na wykonanie tych remontów, a potem w hektolitrach benzyny spalanej kompletnie niepotrzebnie. A te spalone hektolitry paliwa to nasze powietrze i w efekcie nasze zdrowie.
Kilka przykładów „genialnych rozwiązań” komunikacyjnych w naszym mieście? Proszę bardzo. Sztandarowa już ulica Ogólna, po której przed remontem jeździło się płynnie i bez większych problemów. Nawet w godzinach szczytu. Dziś to sen pijanego projektanta. Konia z rzędem temu, kto przejedzie nią od góry do dołu szybciej niż 7 minut przy zachowaniu przepisów ruchu drogowego. Zielonych strzałek na sygnalizatorach nie ma. Bo po co? Niech kierowcy stoją. Mają czas. Wyjeżdżasz np. z ulicy Legionów i jedziesz na Fromborską. Na stu metrach masz trzy światła! W tym jedno postawione chyba tylko dla powiększenia frustracji kierowców. Przejechanie odcinka 100 m trwa 3-4 minuty!
Jedziemy sobie wzdłuż Ogólnej. Wydawało by się, że mamy dwa pasma ruchu w każdą stronę. Ale nasz chory hamulcowy postarał się, żeby zrobić z dwóch jedno. Nie da się bowiem korzystać z lewego pasa ruchu, jadąc na wprost. Wszystkie, jak jeden, nasz „geniusz” wyłączył do skrętu w lewo. Ot, takie lewozboczenie ma i już. Zjeżdżamy na dół – skrzyżowanie. A tu na odwrót. Do skrętu w lewo, w dwupasmową ulicę Płk. Dąbka – jeden pas ruchu. Za to na wprost, tam, gdzie zazwyczaj jedzie o wiele mniej samochodów i gdzie po 100 m ulica zwęża się do jednego pasa – dwa pasy ruchu. A w miejsce tego skrzyżowania aż się prosi o duże, dwupasmowe rondo. Problem by się rozwiązywał automatycznie.
Na Płk Dąbka, w okolicach rynku – „Sajgon”. Jeden pas ruchu na wprost w obie strony. No to w godzinach szczytu stoimy w kilkusetmetrowych korkach. Mamy przecież czas i pieniądze (na paliwo). Skręcamy w Piłsudskiego. Jezdnia szeroka, że 4 tiry wejdą. Tylko po co? Po jednym szerokim pasie w obie strony... wydawałoby się żyć, nie umierać. Ale hola, hola. Hamulcowy już się postarał o nasze dobre samopoczucie. Po obu stronach przystanki autobusowe. Niestety, bez zatok. A po środku... podwójna ciągła. A tuż za przystankiem – przejście dla pieszych. Zgodnie z przepisami autobusu ominąć się nie da. A więc wszyscy nagminnie łamiemy tu przepisy, bo inaczej stalibyśmy w jeszcze większych korkach.
Za to tam, gdzie światła są niezbędne dla usprawnienia ruchu (a jeszcze lepszym rozwiązaniem byłoby rondo), tam hamulcowy trzyma rękę na pulsie i ruchu nie usprawni.
Ot, choćby skrzyżowanie Kościuszki z Królewiecką. Lata całe pies z kulawą nogą nie rozwiązał tego problemu. A codziennie tkwią tu w korkach setki samochodów.
O „zielonej fali” na światłach w Elblągu kierowcy bardzo wiele dobrego słyszeli. Ale osobiście jeszcze żaden jej nie spotkał. Hamulcowy czuwa.
Jako kierowca i mieszkaniec miasta pytam: kto personalnie odpowiada za taki stan organizacji ruchu w mieście? Kto odpowiada za projekty remontów ulic (np. Ogólnej, Piłsudskiego)? Kto za te poronione projekty wziął pieniądze? Kto je zatwierdził? Ile kosztowała ta inwestycja i kto zapłaci za niezbędne poprawki? Kiedy w Elblągu będzie można mówić o organizacji, a nie dezorganizacji ruchu drogowego?
Panie Prezydencie Słonina,
Pozostając z życzliwym szacunkiem dla Pańskiej pracy w naszym mieście, uważam, że kwestie ruchu drogowego są całkowicie poza Pańską kontrolą. Może czas najwyższy rozpędzić ten Pański Zarząd Dróg na cztery wiatry i wpuścić do miasta trochę świeżego powietrza? To, którym oddychamy na co dzień, jest całkowicie zatrute przez stojące w korkach samochody.
Miejsc, które wołają o pomstę do nieba, jest na elbląskiej mapie drogowej bez liku. Kierowcy – internauci zapewne potrafią wymienić je wszystkie. Stawiam kopiejki przeciw dolarom, że każdy średnio doświadczony kierowca zorganizowałby ruch w mieście o wiele lepiej, niż Pańscy urzędnicy. Może więc nadszedł czas, aby choć trochę posłuchać tych, którzy z dróg korzystają na co dzień, a nie widzą je tylko zza swojego biurka?
Od dłuższego czasu jeżdżę po Elblągu z zaciśniętymi zębami. I pewnie nie tylko ja. Miasto coraz bardziej się korkuje. Ulice niewiele szersze niż dawniej (czy aby na pewno?), samochodów coraz więcej, piesi, rowerzyści, autobusy, tramwaje. To nasza drogowa codzienność. I hamulce. Noga non stop na pedale hamulca. Co gorsza, pedał hamulca wciskamy tam, gdzie do niedawna dawało się płynnie przejechać. W mieście co jakiś czas widać remonty ulic. Remonty, które w efekcie – wydawałoby się - powinny prowadzić do usprawnienia ruchu. Ale Elbląg to dziwne miasto. Tu zamiast usprawniać, ruch się hamuje.
Przykładów mamy aż nadto. I kiedy tak jadę po mieście, zastanawiam się, w czyim chorym umyśle lęgną się projekty naszych ulic, ze szczególnym uwzględnieniem rozdziału pasów, kierunków ruchu, świateł. Kto takie chore projekty zatwierdza ? Kto je odbiera i czy ktokolwiek kontroluje, jakie efekty daje twórczość ich pomysłodawców ?
To oczywiście pytania retoryczne. Gdyby bowiem ktokolwiek to kontrolował, to nie wierzę, żeby nie dostrzegł gołym okiem tego, co tysiące elbląskich kierowców przeżywają na co dzień.
Jedyne pytanie, na jakie znam odpowiedź, to kto za to płaci ? Płacimy my wszyscy. W podatkach na wykonanie tych remontów, a potem w hektolitrach benzyny spalanej kompletnie niepotrzebnie. A te spalone hektolitry paliwa to nasze powietrze i w efekcie nasze zdrowie.
Kilka przykładów „genialnych rozwiązań” komunikacyjnych w naszym mieście? Proszę bardzo. Sztandarowa już ulica Ogólna, po której przed remontem jeździło się płynnie i bez większych problemów. Nawet w godzinach szczytu. Dziś to sen pijanego projektanta. Konia z rzędem temu, kto przejedzie nią od góry do dołu szybciej niż 7 minut przy zachowaniu przepisów ruchu drogowego. Zielonych strzałek na sygnalizatorach nie ma. Bo po co? Niech kierowcy stoją. Mają czas. Wyjeżdżasz np. z ulicy Legionów i jedziesz na Fromborską. Na stu metrach masz trzy światła! W tym jedno postawione chyba tylko dla powiększenia frustracji kierowców. Przejechanie odcinka 100 m trwa 3-4 minuty!
Jedziemy sobie wzdłuż Ogólnej. Wydawało by się, że mamy dwa pasma ruchu w każdą stronę. Ale nasz chory hamulcowy postarał się, żeby zrobić z dwóch jedno. Nie da się bowiem korzystać z lewego pasa ruchu, jadąc na wprost. Wszystkie, jak jeden, nasz „geniusz” wyłączył do skrętu w lewo. Ot, takie lewozboczenie ma i już. Zjeżdżamy na dół – skrzyżowanie. A tu na odwrót. Do skrętu w lewo, w dwupasmową ulicę Płk. Dąbka – jeden pas ruchu. Za to na wprost, tam, gdzie zazwyczaj jedzie o wiele mniej samochodów i gdzie po 100 m ulica zwęża się do jednego pasa – dwa pasy ruchu. A w miejsce tego skrzyżowania aż się prosi o duże, dwupasmowe rondo. Problem by się rozwiązywał automatycznie.
Na Płk Dąbka, w okolicach rynku – „Sajgon”. Jeden pas ruchu na wprost w obie strony. No to w godzinach szczytu stoimy w kilkusetmetrowych korkach. Mamy przecież czas i pieniądze (na paliwo). Skręcamy w Piłsudskiego. Jezdnia szeroka, że 4 tiry wejdą. Tylko po co? Po jednym szerokim pasie w obie strony... wydawałoby się żyć, nie umierać. Ale hola, hola. Hamulcowy już się postarał o nasze dobre samopoczucie. Po obu stronach przystanki autobusowe. Niestety, bez zatok. A po środku... podwójna ciągła. A tuż za przystankiem – przejście dla pieszych. Zgodnie z przepisami autobusu ominąć się nie da. A więc wszyscy nagminnie łamiemy tu przepisy, bo inaczej stalibyśmy w jeszcze większych korkach.
Za to tam, gdzie światła są niezbędne dla usprawnienia ruchu (a jeszcze lepszym rozwiązaniem byłoby rondo), tam hamulcowy trzyma rękę na pulsie i ruchu nie usprawni.
Ot, choćby skrzyżowanie Kościuszki z Królewiecką. Lata całe pies z kulawą nogą nie rozwiązał tego problemu. A codziennie tkwią tu w korkach setki samochodów.
O „zielonej fali” na światłach w Elblągu kierowcy bardzo wiele dobrego słyszeli. Ale osobiście jeszcze żaden jej nie spotkał. Hamulcowy czuwa.
Jako kierowca i mieszkaniec miasta pytam: kto personalnie odpowiada za taki stan organizacji ruchu w mieście? Kto odpowiada za projekty remontów ulic (np. Ogólnej, Piłsudskiego)? Kto za te poronione projekty wziął pieniądze? Kto je zatwierdził? Ile kosztowała ta inwestycja i kto zapłaci za niezbędne poprawki? Kiedy w Elblągu będzie można mówić o organizacji, a nie dezorganizacji ruchu drogowego?
Panie Prezydencie Słonina,
Pozostając z życzliwym szacunkiem dla Pańskiej pracy w naszym mieście, uważam, że kwestie ruchu drogowego są całkowicie poza Pańską kontrolą. Może czas najwyższy rozpędzić ten Pański Zarząd Dróg na cztery wiatry i wpuścić do miasta trochę świeżego powietrza? To, którym oddychamy na co dzień, jest całkowicie zatrute przez stojące w korkach samochody.
Miejsc, które wołają o pomstę do nieba, jest na elbląskiej mapie drogowej bez liku. Kierowcy – internauci zapewne potrafią wymienić je wszystkie. Stawiam kopiejki przeciw dolarom, że każdy średnio doświadczony kierowca zorganizowałby ruch w mieście o wiele lepiej, niż Pańscy urzędnicy. Może więc nadszedł czas, aby choć trochę posłuchać tych, którzy z dróg korzystają na co dzień, a nie widzą je tylko zza swojego biurka?