1 lipca był pierwszym dniem obowiązujących zmian w komunikacji miejskiej. Wybrałam się do kiosku doładować bilet na ten miesiąc, prosząc o normalny, 30-dniowy, za 95 zł. Pani sprzedająca poinformowała mnie, że takiego rodzaju biletu nie ma.
Wspominam więc, że to ten, na którym będę mogła jeździć dziennie do sześciu razy. Pani sprawdza, zmieszana, po chwili przedstawiła mi tylko dwie opcje: bilet 50-przejazdowy za 85 zł lub bilet za 110 zł, z nieograniczoną ilością przejazdów. Nie poddaję się i jeszcze raz tłumaczę, którego biletu potrzebuję, zaznaczając, że to jest tzw. pośrednia wersja. Pani sprawia wrażenie, jakby nie wiedziała, o czym mówię. Na szczęście na blacie przy kiosku widzę ulotki informacyjne ZKM, w których znajduję wykaz z nowymi rodzajami biletów i ich cenami. Pokazuję Pani ten właściwy, następuje chwila konsternacji i przepraszający uśmiech na twarzy sprzedawczyni. Kupuję bilet. Odchodzę od kiosku, w tym samym momencie następna klientka uczula mnie, abym pamiętała, że to jest bilet 30-dniowy, a nie miesięczny. Podziękowałam miłej Pani za próbę uchronienia mnie przed nieprzewidzianymi kosztami. Przyznaję, że prawdopodobnie z przyzwyczajenia jeździłabym na tym bilecie pełny miesiąc. Uważam, iż był to zamierzony zabieg ze strony ZKM. Z pewnością wiele czasu zajmie pasażerom „oswajanie się” ze zmianami, jednak w początkowym okresie będzie to okazja do zebrania pokaźnego żniwa przez firmę kontrolującą.
Jak wiemy, doprowadziła do tego stanu rzeczy jedna z decyzji poprzedniej Rady Miejskiej, która została za to rozliczona w referendum. Miejmy nadzieję, że obecna Rada będzie służyć Miastu i jego Mieszkańcom, a nie spółkom i „niejasnym” interesom.
Jak wiemy, doprowadziła do tego stanu rzeczy jedna z decyzji poprzedniej Rady Miejskiej, która została za to rozliczona w referendum. Miejmy nadzieję, że obecna Rada będzie służyć Miastu i jego Mieszkańcom, a nie spółkom i „niejasnym” interesom.