Moje ostatnie zdobycze - ciemnofioletowy top z Reserved, różowa bluzeczka z Orsay, koszulka z CroppTown. Za wszystko zapłaciłam niewielką sumkę, a to dlatego, że na zakupy wybrałam się do sklepu z tanią odzieżą. Różnie są nazywane - ciuchlandy, second handy, szmateksy.
Kupuje w nich coraz więcej osób, także gwiazdy, a to dlatego, że taniej można kupić oryginalne ciuszki. W Elblągu sklepów z odzieżą z drugiej ręki jest cała masa i jest w czym wybierać. Pod Centrum Taniej Odzieży od rana ustawiają się kolejki, a w soboty, kiedy w większości takich punktów są znaczne zniżki, tłumy są porównywalne z kłębowiskiem ludzi w hipermarketach tuż przed świętami.
Oczywiście zdanie na temat „fajności” sklepów z odzieżą używaną są różne, bo w zależności od punktu siedzenia, zmienia się punkt widzenia.
Zwolennicy tańszych zakupów wychwalają przede wszystkim cenę, za jaką można nabyć ciuszki. I wcale nie muszą to być byle jakie ubrania. W lumpeksach można trafić na ubrania markowe, które w sklepach kosztują kilka a nawet kilkanaście razy więcej. Jednak większość z klientów takich sklepów nie poluje na marki, a na oryginalność. A można znaleźć tam ubrania, których nie znajdzie się nigdzie, jednorazowe egzemplarze, w których nie wygląda się jak kolejny klon wyprodukowany przez kulturę masową.
Z drugiej strony, przeciwnicy taniego kupowania zarzucają towarowi z drugiego obiegu właśnie jego pochodzenie. Uważają, że noszenie ubrań po kimś jest nieestetyczne i niehigieniczne. Poza tym ubrania ze sklepów są ładniejsze - nie mają wyblakłych kolorów, plamek, które nie zawsze się spierają, dziurek i przetarć. No i nie każdy lubi nosić rzeczy po kimś, kogo nawet się nie zna.
Jednak przybywająca ilość second handów wskazuje, że polowania na tanie ubrania są coraz popularniejsze. Choć z pozoru wydaje się to łatwe i przyjemne, trzeba jednak mieć pewien mały talent i trochę cierpliwości, żeby przejrzeć tony ubrań i znaleźć prawdziwą perełkę. Wiele pań, w różnym wieku, sztukę tę opanowało do perfekcji. Gdy wchodzimy do sklepu z tańszą odzieżą, przy koszach i wieszakach widać pojedyncze osoby, które z prędkością światła przerzucają kolejne rzeczy. Przy okazji promocji liczba takich osób zwiększa się wielokrotnie. Zdarza się też, że tak zdolna łowczyni ciekawych okazów potrafi też być wybitnie nieprzyjemna, szczególnie, kiedy zgarnie się jej z przed nosa wypatrzony ciuch, albo, co gorsza, stanie na drodze przeglądanych rzeczy. Nie ma co liczyć na uprzejme „przepraszam” czy sprytne wyminięcie albo choćby chwilę na ucieczkę. Będzie pędziła dalej, nie zważając na nikogo, taranując przy okazji maksymalną ilość osób.
Jest jeszcze jeden rodzaj osób nieprzyjemnych, jaki można spotkać w tych specyficznych sklepach. „Sroczki” wybranych okazów - szczególnie w czasie promocji to prawdziwa plaga. To, co się podoba nam, może też spodobać się komuś jeszcze. I jak spuścimy z oczu nasz skarb - koszyk z unikatowymi ciuszkami, śliczna bluzeczka czy oryginalny top mogą w niewyjaśnionych okolicznościach zniknąć z niego, dosłownie rozpłynąć się w powietrzu.
Mimo to nie warto rezygnować z takich zakupów. Na tourne można wybrać się z przyjaciółkami i przy tym świetnie się bawić. Potem jeszcze zasłużona kawa i ploteczki.
Oczywiście zdanie na temat „fajności” sklepów z odzieżą używaną są różne, bo w zależności od punktu siedzenia, zmienia się punkt widzenia.
Zwolennicy tańszych zakupów wychwalają przede wszystkim cenę, za jaką można nabyć ciuszki. I wcale nie muszą to być byle jakie ubrania. W lumpeksach można trafić na ubrania markowe, które w sklepach kosztują kilka a nawet kilkanaście razy więcej. Jednak większość z klientów takich sklepów nie poluje na marki, a na oryginalność. A można znaleźć tam ubrania, których nie znajdzie się nigdzie, jednorazowe egzemplarze, w których nie wygląda się jak kolejny klon wyprodukowany przez kulturę masową.
Z drugiej strony, przeciwnicy taniego kupowania zarzucają towarowi z drugiego obiegu właśnie jego pochodzenie. Uważają, że noszenie ubrań po kimś jest nieestetyczne i niehigieniczne. Poza tym ubrania ze sklepów są ładniejsze - nie mają wyblakłych kolorów, plamek, które nie zawsze się spierają, dziurek i przetarć. No i nie każdy lubi nosić rzeczy po kimś, kogo nawet się nie zna.
Jednak przybywająca ilość second handów wskazuje, że polowania na tanie ubrania są coraz popularniejsze. Choć z pozoru wydaje się to łatwe i przyjemne, trzeba jednak mieć pewien mały talent i trochę cierpliwości, żeby przejrzeć tony ubrań i znaleźć prawdziwą perełkę. Wiele pań, w różnym wieku, sztukę tę opanowało do perfekcji. Gdy wchodzimy do sklepu z tańszą odzieżą, przy koszach i wieszakach widać pojedyncze osoby, które z prędkością światła przerzucają kolejne rzeczy. Przy okazji promocji liczba takich osób zwiększa się wielokrotnie. Zdarza się też, że tak zdolna łowczyni ciekawych okazów potrafi też być wybitnie nieprzyjemna, szczególnie, kiedy zgarnie się jej z przed nosa wypatrzony ciuch, albo, co gorsza, stanie na drodze przeglądanych rzeczy. Nie ma co liczyć na uprzejme „przepraszam” czy sprytne wyminięcie albo choćby chwilę na ucieczkę. Będzie pędziła dalej, nie zważając na nikogo, taranując przy okazji maksymalną ilość osób.
Jest jeszcze jeden rodzaj osób nieprzyjemnych, jaki można spotkać w tych specyficznych sklepach. „Sroczki” wybranych okazów - szczególnie w czasie promocji to prawdziwa plaga. To, co się podoba nam, może też spodobać się komuś jeszcze. I jak spuścimy z oczu nasz skarb - koszyk z unikatowymi ciuszkami, śliczna bluzeczka czy oryginalny top mogą w niewyjaśnionych okolicznościach zniknąć z niego, dosłownie rozpłynąć się w powietrzu.
Mimo to nie warto rezygnować z takich zakupów. Na tourne można wybrać się z przyjaciółkami i przy tym świetnie się bawić. Potem jeszcze zasłużona kawa i ploteczki.
ED