
Wcale nie zaczynał gry na altówce, jego pierwszym instrumentem były skrzypce. Na występach tremę ma zawsze, ale nauczył się nad nią panować i teraz ona go mobilizuje. Jest fanem Szostakowicza i uważa, że pewność siebie jest potrzebna, ale przede wszystkim na scenie. Zaczynamy cykl rozmów z muzykami Elbląskiej Orkiestry Kameralnej. Po co? Po to, by poznać ich trochę bliżej i zajrzeć za kulisy ich pracy. Jako pierwszy - Michał Piwowarczyk.
Jest również muzykiem Elbląskiej Orkiestry Kameralnej, gdzie gra na altówce.
- Marta Wiloch: Kto zachęcił małego Michała do grania?
- Michał Piwowarczyk: Moja sąsiadka uczyła w Szkole Muzycznej i zapytała sześcioletniego chłopca czy chciałby tam pójść. A sześcioletni chłopiec odpowiedział "Tak!". No i tak to było, to są moje początki.
- Szkoła Muzyczna to dużo ćwiczeń, w szkole i po szkole. Dziecku jest chyba dość trudno?
- Dla mnie naturalne było to, że trzeba ćwiczyć. Nie wiedziałem, że może być inaczej, to była norma. Wiadomo jednak, że dziecko aż tyle nie wytrzyma, za dużo jest rzeczy, które je interesuje, ale później, w liceum, kiedy już wiedziałem, że chcę grać to poświęcałem temu cały wolny czas. Na studiach też ciężko pracowałem. Były takie okresy, gdzie przez dziesięć godzin grałem, przygotowując się do egzaminu, z lepszym lub gorszym skutkiem.
- Czemu akurat altówka? To był Twój wybór?
- Zacząłem od skrzypiec, grałem na nich od zerówki, tak samo w liceum, zdawałem na nich jeszcze egzaminy na studia. Tak się złożyło, że koleżanka z klasy grała na altówce i jej pedagogiem była profesor z Akademii Muzycznej, która została na moim dyplomie. Po nim zaproponowała mi, żebym zaczął grać na altówce ze względu na warunki fizyczne.
- To znaczy?
- Altówka jest większa i ciężej wydobyć dźwięk. Kiedy grałem na skrzypcach miałem problem natury technicznej, czyli zbyt duże dłonie, które układały mi się po prostu nienaturalnie. Na altówce jest mi wygodniej i rzeczywiście, po zmianie instrumentu, ta gra przychodzi mi o wiele naturalniej. W tę stronę to działa, ale w drugą już nie, bo skrzypce są instrumentem szybszym oraz technicznym, a altówka jest instrumentem barwowym, o wiele trudniej ją "okiełznać" pod względem brzmienia. Przez wielkość mezury instrumentu biegłość techniczna oraz literatura nie jest tak skomplikowana, jak skrzypcowa.
- Poszedłeś na studia, skonczyłeś je i zacząłeś grać w Elbląskiej Orkiestrze Kameralnej...To Twoja pierwsza praca?
- Dokładnie tak. Mamy to szczęście, że w czasie studiów możemy sobie dorabiać w zawodzie, kiedy ktoś nas weźmie do angażu. Więc był taki moment, kiedy Orkiestra się tworzyła, że wielokrotnie tu grywałem. No i tak jakoś naturalnie tu zostałem.

- Jak wygląda taki standardowy dzień muzyka?
- Dzień zaczynamy kawą, później szybka kanapka i do pracy. Zaczynamy o 8.45, siadamy do kokpitu, żeby się trochę "rozegrać", a o godz. 9 zaczyna się próba. Zdarzają się dni, że mamy tylko jedną dziennie, a czasami są one podwójne. To zależy od wielu czynników, od terminów, dostępności sal oraz dyrygentów czy solistów. To bardzo nieregularny tryb pracy.
- Czy w Orkiestrze jest miejsce na improwizację? Tak jak na przykład w jazzie?
- Nie. Nuty i partytury są dokładnie rozpisane, my mamy rozpisane to, jak mamy zagrać i co mamy zagrać, a rolą dyrygenta jest wykreowanie tego wszystkiego.
- A co wtedy, kiedy ktoś się pomyli?
- W mojej grupie grają cztery altówki, więc gdyby ktoś się pomylił, to od razu można to usłyszeć. W Orkiestrze Kameralnej gra na tyle mało osób, że każdy jest ważnym składnikiem, a błąd jest po prostu niedopuszczalny.
- Zdarzają się zabawne sytuacje na koncertach?
- Co chwilę. Ale trudno to opowiedzieć, to takie mocno abstrakcyjne rzeczy, wydaje mi się, że komuś z boku byłoby to ciężko zrozumieć.
- Mimo to spróbuj. No to co was ostatnio rozbawiło?
- Hmm...Jakiś czas temu dyrygent po występie podniósł do aplauzu solistów, a koleżanka jakoś opacznie to zrozumiała i sama się ukłoniła. Nie wiem czy publiczność to zauważyła, ale my śmialiśmy się z tego dość długo.
- Muzyka muzyką, ale co jeszcze lubisz robić? Jakie masz hobby?
- Bardzo lubię kolarstwo szosowe, dawniej dużo jeździłem, startowałem w maratonach szosowych. Na piątym roku musiałem się przygotować do dyplomu, więc trochę o tym zapomniałem. No i ten rower tak stoi w kącie, przygotowany do jazdy, ale trochę brak mi motywacji, nad czym ubolewam. Oprócz tego zbieram płyty winylowe.
- A co z marzeniami?
- Mam ich dużo, może nawet za dużo.