Usiądźcie wygodnie...Nie, nie. Nie w tym przypadku. Czemu? Bo "Hardkor disko" albo dlatego, że "życie to ta krótka chwila, kiedy można grać", a przy okazji zatrzymać czas. SOFA nie rozłożyła elbląskiej publiczności na łopatki, ale pozwoliła jej chociaż na chwilę zatracić się w rytmie disko.
Jak to powiedziała moja znajoma po grudniowym koncercie Łąki Łan wszystko wypada bladziej. Ma rację, kto był ten wie dlaczego. Ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr, więc o tym nie będzie.
Wczoraj do Elbląga przyjechała SOFA, która na polskiej muzycznej scenie rozkłada się od dobrych dziesięciu lat. Jak widać z powodzeniem, bo grupa wciąż istnieje, nagrywa i zyskuje fanów. Wielu na koncert czekało od dawna, co widać chociażby po wpisach na fejsbukowym profilu Mjazzgi, inni przyszli z ciekawości. No i zaczęło się, w ruch poszły kolorowe światła i klawisze. Ludzie skakali, muzyka grała, a na twarzach można było zobaczyć uśmiech, nie tylko wywołany procentami. Jednym słowem disko, disko ponad wszystko. I chociaż trudno byłoby mi przyznać, że to jest to, co lubię najbardziej, trzeba sprawę postawić jasno - to było dobrze skrojone disko. Były piosenki nowe, ale i starsze, raz śpiewane po angielsku, a raz po polsku. I znów sprawdziła się zasada, że na żywo zespół zyskuje, bo z publiką rozmawia, bo wokalistka ładnie się uśmiecha, bo grupa nie upiera się przy graniu tylko i wyłącznie nowego materiału, ale potrafi wygrzebać stare i znane hity. W końcu w każdym z nas troszkę siedzi inżynier Mamoń. Widać było, że SOFA chciała poznać swoich elbląskich słuchaczy, a oni chcieli poznać ich, co zapewne nastąpiło po koncercie.
Było po prostu sympatycznie, czasami tyle wystarczy.
Wczoraj do Elbląga przyjechała SOFA, która na polskiej muzycznej scenie rozkłada się od dobrych dziesięciu lat. Jak widać z powodzeniem, bo grupa wciąż istnieje, nagrywa i zyskuje fanów. Wielu na koncert czekało od dawna, co widać chociażby po wpisach na fejsbukowym profilu Mjazzgi, inni przyszli z ciekawości. No i zaczęło się, w ruch poszły kolorowe światła i klawisze. Ludzie skakali, muzyka grała, a na twarzach można było zobaczyć uśmiech, nie tylko wywołany procentami. Jednym słowem disko, disko ponad wszystko. I chociaż trudno byłoby mi przyznać, że to jest to, co lubię najbardziej, trzeba sprawę postawić jasno - to było dobrze skrojone disko. Były piosenki nowe, ale i starsze, raz śpiewane po angielsku, a raz po polsku. I znów sprawdziła się zasada, że na żywo zespół zyskuje, bo z publiką rozmawia, bo wokalistka ładnie się uśmiecha, bo grupa nie upiera się przy graniu tylko i wyłącznie nowego materiału, ale potrafi wygrzebać stare i znane hity. W końcu w każdym z nas troszkę siedzi inżynier Mamoń. Widać było, że SOFA chciała poznać swoich elbląskich słuchaczy, a oni chcieli poznać ich, co zapewne nastąpiło po koncercie.
Było po prostu sympatycznie, czasami tyle wystarczy.