Kiedyś grał na waltorni, potem na wiolonczeli, ale jego przygoda z muzyką szybko się skończyła. Zaczęła się na nowo, gdy wstąpił do chóru. Od tego czasu śpiewa wszędzie: w parku, na ulicy, w pracy. Robi to automatycznie, a przy okazji umila czas swoim redakcyjnym kolegom. Śpiewaj, Jacku, śpiewaj częściej! Bardzo to lubimy.
Rozmawiamy z członkiem chóru Cantata, zawsze rozśpiewanym i uśmiechniętym pracownikiem naszej redakcji, Jackiem Różańskim.
Dominika Kiejdo: Śpiewasz pod prysznicem?
Jacek Różański: - ?
- Chciałam zaskoczyć Cię tym pytaniem, tak na początek.
- Nie zaskoczyłaś mnie wcale. Śpiewam pod prysznicem, jak chyba większość lubiących śpiewać ludzi. W łazience jest najlepsza akustyka i tutaj jesteś mistrzem świata, królem sceny, bo tutaj cała publiczność w liczbie zero po prostu Cię uwielbia (śmiech).
- I przy goleniu...
- Ja się akurat nie golę.
- No tak, masz brodę, choć niektórzy w naszej redakcji dopytują się, kiedy ją zgolisz..
- (Ze zdziwieniem) – Przecież nie tak dawno zgoliłem brodę i to przed kamerami w ramach akcji Movember, do której przystąpiła czynnie nasza redakcja. Natomiast dziś się na to nie zanosi, choć moja córka wygania mnie do fryzjera. A wracając do golenia, to rzeczywiście, gdy się goliłem, to też śpiewałem i wiem, że robi tak wielu facetów, dlatego namawiam: Chłopaki, jeśli śpiewacie przy goleniu i uważacie, że temu gościowi z lustra się to podoba, to nie zastanawiajcie się, zbierzcie swoje cztery litery i przychodźcie do nas, do Cantaty. Tutaj możecie udowodnić swój talent, a męskich głosów ciągle nam w chórze brakuje!
- Jeździsz na motocyklu, grasz na gitarze, śpiewasz. Taki trochę rockman.
- To, że jeżdżę na motocyklu to prawda, że gram, a raczej brzdękolę na gitarze, to też prawda. Nie nazwałbym tego jednak jakąś profesjonalną grą. Rockmanem też raczej nie jestem. Lubię sobie po prostu pograć i, jak to się potocznie mówi, podrzeć przy okazji ryja.
- Śpiewasz i grasz także w sytuacjach towarzyskich. Również i nam umilałeś czas swoim „brzdękoleniem” podczas firmowego wyjazdu nad morzem.
- Nie mam żadnych problemów z tym, żeby zapodać jakąś nutę. Lubię to robić nawet na ulicy. Czasami dzieci się mnie wstydzą, bo śpiewam w takich miejscach, w których w ich mniemaniu, śpiewać nie powinienem. A mi się zawsze coś wyrwie. Często śpiewam, jak jestem w parku z psem. Czasami ludzie się na mnie patrzą, jak na jakiegoś wariata.
- A co takiego nucisz w tym parku?
- Ostatnio nasz chóralny repertuar. Trenuję to, co mamy do zaśpiewania i staram się być na bieżąco, żeby nie zawieść szefowej [dyrygentki chóru Marty Drózdy – Kulkowskiej – przyp. red.].
- A swoim dzieciom także śpiewasz?
- Wcześniej, jak były młodsze, śpiewałem im podczas kąpieli. W zasadzie śpiewaliśmy razem, były to niekończące się serenady i myślę, że sąsiedzi nie byli z tego powodu zadowoleni. Często wymyślałem własne słowa pod znane melodie, które właśnie wpadły mi w ucho. A wieczorami opowiadałem im wymyśloną przeze mnie bajkę. Bohaterem był Dinuś, który przeżywał różne przygody. Inna wersja była dla córki, a inna dla syna.
- Tak było, gdy dzieci były młodsze. A teraz mówią: „Tatusiu, nie śpiewaj”?
- Tak i żona tak samo. Teraz Zuzia ma już 13 lat, a Franek 9 i zazwyczaj jest tak, że wyrzucają mnie z pokoju, bo zagłuszam ich prywatność. Śpiewam bardziej dla siebie, a jak ktoś to słyszy, raczej zatyka uszy.
- Twoje dzieci także są uzdolnione muzycznie?
- Uczęszczają do popołudniowej szkoły muzycznej. Zuzia gra na klarnecie, a Franek na perkusji. Także sąsiedzi znowu mają przerąbane (śmiech). Sąsiad mieszkający pod nami, nasz dobry znajomy mówi, że jak jest w kuchni, to słyszy Franka, jak jest w łazience, Zuzię, a jak jest w pokoju, to słyszy mnie.
- A dlaczego tak rzadko śpiewasz koleżankom w pracy?
- Nieprawda. Czasami, jak siedzę w swoim gabinecie, zdarza mi się śpiewać pod nosem. I chyba nawet kiedyś jedna z koleżanek powiedziała, że akurat lubi tę piosenkę.
- Jednak mówią, że śpiewasz za mało.
- Wszystko jest do nadrobienia. A jak komukolwiek brakuje czyjegoś śpiewu, zapraszam serdecznie na nasze koncerty. Już niebawem z okazji naszego jubileuszu trzydziestolecia szykuje się wielka feta muzyczna od Cantaty dla Was!
- Ja cały czas mam w uszach Twoje wykonanie z okazji dnia kobiet 8 marca, gdy śpiewałeś koleżankom z pracy. Jak to było? „Marzec, marzec, pięknie się wystroił...”
- „W kole, w kole razem z nami stoi” (śpiewa)
- Bardzo ładnie (śmiech). „Śpiewać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej”. A czemu Ty śpiewasz?
- Bo lubię. Sprawia mi to wielką frajdę, uspakaja mnie. Chór jest dla mnie lekarstwem.
- Masz wiele obowiązków: pracę, rodzinę - chce Ci się jeszcze dwa razy w tygodniu, a czasem nawet częściej biec na próby chóru?
- Śpiewanie w chórze pozwala mi zapomnieć o tym, co mnie w danej chwili gnębi, o codziennych problemach. Życie jest fajne, piękne, wspaniałe, ale też pełne trudnych chwil. No i chór jest dla mnie lekarstwem, formą terapii. Oprócz tego staram się też przynajmniej raz w tygodniu popływać na basenie i pograć w tenisa. Tenis to też taka moja wielka pasja, mimo że dobrym tenisistą nie jestem; pływakiem zresztą też nie… (śmiech)
- Żona nie narzeka, że tak często znikasz z domu?
- Oj, tu jest problem (śmiech). Moja kochana żona wspiera mnie w każdej dziedzinie, więc jak przyszedłem do niej z decyzją, że chcę pójść na przesłuchanie do chóru, od razu się zgodziła. Jednak, gdy mamy wiele prób przed koncertami i jest czas intensywnych przygotowań, to czasami narzeka, że nie ma mnie w domu, a tu trzeba się do wigilii przygotować, czy też wyprawić przyjęcie urodzinowe dla syna. Jednak jak już wrócę po udanym koncercie, to myślę, że mój Skarbuś cieszy się razem ze mną, a nawet jest ze mnie trochę dumny.
- Twoje życie zatoczyło koło. Wstąpiłeś do chóru Cantata po ponad dwudziestu latach przerwy...
- Do Cantaty wstąpiłem pół roku temu i obecnie jestem chórzystą najmłodszym stażem, ale paradoksalnie jestem również najstarszym członkiem tego chóru, ponieważ swoją przygodę z Cantatą zacząłem w 1992 roku. Byłem w niej tylko przez około dwa lata, bo potem miałem maturę i musiałem się do niej przygotować. Do chóru wróciłem po przeczytaniu artykułu (notabene na łamach portElu), że Cantata szuka męskich głosów. Zdziwiłem się, gdy na przesłuchanie przyszło raptem dwóch mężczyzn. Naprawdę spodziewałem się przynajmniej kilkunastu…
- Bo dla mężczyzny śpiewanie w chórze to obciach?
- Przyjęło się, że facet, który występuje przed ludźmi, śpiewa, jest narażony na pośmiewisko. Ja tak absolutnie nie uważam. Kiedyś w popołudniowej szkole muzycznej grałem na wiolonczeli, kolejnym niemęskim instrumencie (a w podstawówce nawet na waltorni). Odczuwałem wtedy, że przez wielu jest to odbierane jako obciachowe, ale osobiście uważam, że to żaden obciach, bo każdy powinien robić to, co lubi.
Dominika Kiejdo: Śpiewasz pod prysznicem?
Jacek Różański: - ?
- Chciałam zaskoczyć Cię tym pytaniem, tak na początek.
- Nie zaskoczyłaś mnie wcale. Śpiewam pod prysznicem, jak chyba większość lubiących śpiewać ludzi. W łazience jest najlepsza akustyka i tutaj jesteś mistrzem świata, królem sceny, bo tutaj cała publiczność w liczbie zero po prostu Cię uwielbia (śmiech).
- I przy goleniu...
- Ja się akurat nie golę.
- No tak, masz brodę, choć niektórzy w naszej redakcji dopytują się, kiedy ją zgolisz..
- (Ze zdziwieniem) – Przecież nie tak dawno zgoliłem brodę i to przed kamerami w ramach akcji Movember, do której przystąpiła czynnie nasza redakcja. Natomiast dziś się na to nie zanosi, choć moja córka wygania mnie do fryzjera. A wracając do golenia, to rzeczywiście, gdy się goliłem, to też śpiewałem i wiem, że robi tak wielu facetów, dlatego namawiam: Chłopaki, jeśli śpiewacie przy goleniu i uważacie, że temu gościowi z lustra się to podoba, to nie zastanawiajcie się, zbierzcie swoje cztery litery i przychodźcie do nas, do Cantaty. Tutaj możecie udowodnić swój talent, a męskich głosów ciągle nam w chórze brakuje!
- Jeździsz na motocyklu, grasz na gitarze, śpiewasz. Taki trochę rockman.
- To, że jeżdżę na motocyklu to prawda, że gram, a raczej brzdękolę na gitarze, to też prawda. Nie nazwałbym tego jednak jakąś profesjonalną grą. Rockmanem też raczej nie jestem. Lubię sobie po prostu pograć i, jak to się potocznie mówi, podrzeć przy okazji ryja.
- Śpiewasz i grasz także w sytuacjach towarzyskich. Również i nam umilałeś czas swoim „brzdękoleniem” podczas firmowego wyjazdu nad morzem.
- Nie mam żadnych problemów z tym, żeby zapodać jakąś nutę. Lubię to robić nawet na ulicy. Czasami dzieci się mnie wstydzą, bo śpiewam w takich miejscach, w których w ich mniemaniu, śpiewać nie powinienem. A mi się zawsze coś wyrwie. Często śpiewam, jak jestem w parku z psem. Czasami ludzie się na mnie patrzą, jak na jakiegoś wariata.
- A co takiego nucisz w tym parku?
- Ostatnio nasz chóralny repertuar. Trenuję to, co mamy do zaśpiewania i staram się być na bieżąco, żeby nie zawieść szefowej [dyrygentki chóru Marty Drózdy – Kulkowskiej – przyp. red.].
- A swoim dzieciom także śpiewasz?
- Wcześniej, jak były młodsze, śpiewałem im podczas kąpieli. W zasadzie śpiewaliśmy razem, były to niekończące się serenady i myślę, że sąsiedzi nie byli z tego powodu zadowoleni. Często wymyślałem własne słowa pod znane melodie, które właśnie wpadły mi w ucho. A wieczorami opowiadałem im wymyśloną przeze mnie bajkę. Bohaterem był Dinuś, który przeżywał różne przygody. Inna wersja była dla córki, a inna dla syna.
- Tak było, gdy dzieci były młodsze. A teraz mówią: „Tatusiu, nie śpiewaj”?
- Tak i żona tak samo. Teraz Zuzia ma już 13 lat, a Franek 9 i zazwyczaj jest tak, że wyrzucają mnie z pokoju, bo zagłuszam ich prywatność. Śpiewam bardziej dla siebie, a jak ktoś to słyszy, raczej zatyka uszy.
- Twoje dzieci także są uzdolnione muzycznie?
- Uczęszczają do popołudniowej szkoły muzycznej. Zuzia gra na klarnecie, a Franek na perkusji. Także sąsiedzi znowu mają przerąbane (śmiech). Sąsiad mieszkający pod nami, nasz dobry znajomy mówi, że jak jest w kuchni, to słyszy Franka, jak jest w łazience, Zuzię, a jak jest w pokoju, to słyszy mnie.
- A dlaczego tak rzadko śpiewasz koleżankom w pracy?
- Nieprawda. Czasami, jak siedzę w swoim gabinecie, zdarza mi się śpiewać pod nosem. I chyba nawet kiedyś jedna z koleżanek powiedziała, że akurat lubi tę piosenkę.
- Jednak mówią, że śpiewasz za mało.
- Wszystko jest do nadrobienia. A jak komukolwiek brakuje czyjegoś śpiewu, zapraszam serdecznie na nasze koncerty. Już niebawem z okazji naszego jubileuszu trzydziestolecia szykuje się wielka feta muzyczna od Cantaty dla Was!
- Ja cały czas mam w uszach Twoje wykonanie z okazji dnia kobiet 8 marca, gdy śpiewałeś koleżankom z pracy. Jak to było? „Marzec, marzec, pięknie się wystroił...”
- „W kole, w kole razem z nami stoi” (śpiewa)
- Bardzo ładnie (śmiech). „Śpiewać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej”. A czemu Ty śpiewasz?
- Bo lubię. Sprawia mi to wielką frajdę, uspakaja mnie. Chór jest dla mnie lekarstwem.
- Masz wiele obowiązków: pracę, rodzinę - chce Ci się jeszcze dwa razy w tygodniu, a czasem nawet częściej biec na próby chóru?
- Śpiewanie w chórze pozwala mi zapomnieć o tym, co mnie w danej chwili gnębi, o codziennych problemach. Życie jest fajne, piękne, wspaniałe, ale też pełne trudnych chwil. No i chór jest dla mnie lekarstwem, formą terapii. Oprócz tego staram się też przynajmniej raz w tygodniu popływać na basenie i pograć w tenisa. Tenis to też taka moja wielka pasja, mimo że dobrym tenisistą nie jestem; pływakiem zresztą też nie… (śmiech)
- Żona nie narzeka, że tak często znikasz z domu?
- Oj, tu jest problem (śmiech). Moja kochana żona wspiera mnie w każdej dziedzinie, więc jak przyszedłem do niej z decyzją, że chcę pójść na przesłuchanie do chóru, od razu się zgodziła. Jednak, gdy mamy wiele prób przed koncertami i jest czas intensywnych przygotowań, to czasami narzeka, że nie ma mnie w domu, a tu trzeba się do wigilii przygotować, czy też wyprawić przyjęcie urodzinowe dla syna. Jednak jak już wrócę po udanym koncercie, to myślę, że mój Skarbuś cieszy się razem ze mną, a nawet jest ze mnie trochę dumny.
- Twoje życie zatoczyło koło. Wstąpiłeś do chóru Cantata po ponad dwudziestu latach przerwy...
- Do Cantaty wstąpiłem pół roku temu i obecnie jestem chórzystą najmłodszym stażem, ale paradoksalnie jestem również najstarszym członkiem tego chóru, ponieważ swoją przygodę z Cantatą zacząłem w 1992 roku. Byłem w niej tylko przez około dwa lata, bo potem miałem maturę i musiałem się do niej przygotować. Do chóru wróciłem po przeczytaniu artykułu (notabene na łamach portElu), że Cantata szuka męskich głosów. Zdziwiłem się, gdy na przesłuchanie przyszło raptem dwóch mężczyzn. Naprawdę spodziewałem się przynajmniej kilkunastu…
- Bo dla mężczyzny śpiewanie w chórze to obciach?
- Przyjęło się, że facet, który występuje przed ludźmi, śpiewa, jest narażony na pośmiewisko. Ja tak absolutnie nie uważam. Kiedyś w popołudniowej szkole muzycznej grałem na wiolonczeli, kolejnym niemęskim instrumencie (a w podstawówce nawet na waltorni). Odczuwałem wtedy, że przez wielu jest to odbierane jako obciachowe, ale osobiście uważam, że to żaden obciach, bo każdy powinien robić to, co lubi.
Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym chóru Cantata
rozmawiała Dominika Kiejdo