UWAGA!

Kondensacja, zwięzłość, symbolika, czyli "Cabaret" po elbląsku

 Elbląg, Kondensacja, zwięzłość, symbolika, czyli "Cabaret" po elbląsku
fot. Michał Heller

Trwają przygotowania do listopadowej premiery "Cabaretu" w Teatrze im. Aleksandra Sewruka. O pracy nad spektaklem opowiada scenograf i autor animacji Damian Styrna.

- W listopadzie odbędzie kolejna premiera nowego sezonu artystycznego, “Cabaret”. Dla wielu osób pierwszym skojarzeniem z tym tytułem jest film z niezapomnianą rolą Lizy Minnelli. Jak bardzo film okazał się inspiracją w tworzeniu scenografii do spektaklu?

Damian Styrna: Wspaniała Liza Minnelli, wspaniały Cabaret z choreografią Boba Fossa. Scenariusz musicalu i filmu to ta sama historia: lata 30-te, Niemcy pogrążające się w epidemii nazizmu, nocne życie Berlina nazywanego Babilonem. Rozrywka, seks, pieniądze… albo ich brak, bo kryzys toczący ówczesne Niemcy po  wojnie był dotkliwy. Film, naturalnie więcej jest bardziej pojemny, a formuła teatralna  skondensowana i skupiona na symbolicznych rozwiązaniach. Niektóre wątki się różnią, w teatralnej wersji jest mniej bohaterów, ale to, co najważniejsze jako główny wątek jest takie samo.

W przygotowywanym spektaklu nie próbujemy uwspółcześniać zdarzeń i problemów. Analogie po prostu same się nasuwają. Estetyka scenografii tworzy klimat szalonych lat 30-tych  Berlina, Niemiec. Wzbogacamy zapisy z didaskaliów, które majaczą w scenariuszu pod zwięzłymi i krótkimi zapisami jak np „Berlin, Niemcy, 1929-1930” lub „ Przedział wagonu w europejskim pociągu.Pociąg jedzie.” W filmie czuć ulicę, widzimy świat tamtego Berlina. To jest bogata przestrzeń znaków graficznych, artefaktów. Poprzez język plastyki chcę je na scenie mocniej zaznaczyć, odkryć dla widza. Film nie jest dla mnie bezpośrednią inspiracją, ale na pewno miał wpływ na mnie i na nasz realizacyjny zespół. Musical na scenie rządzi się swoimi prawami. Spójny obraz zależy od refleksu, wyczucia tempa, precyzyjne zgranie muzyki, choreografii, animacji, do tego szybka zmiana miejsca akcji, światło. Tak jak wspomniałem wcześniej – kondensacja, zwięzłość, symbolika.

 

- Co zobaczą widzowie – jaki miał Pan pomysł na połączenie dwóch rzeczywistości – głośnego klubu i ulic przedwojennego Berlina?

- Nie chciałbym o tym opowiadać, jak każdy obraz trzeba go najpierw zobaczyć, aby coś więcej o nim opowiedzieć. Oglądamy obrazy w galerii, muzeach, obraz teatralny w teatrach. Jako realizator odpowiedzialny za przestrzeń, chcę by moja scenografia była zgodna ze scenariuszem. Jednocześnie zależy mi na znalezieniu swojej formuły opowiadania.  Szukam środków, które na styku z muzyką zagrają dla widza szybkim skojarzeniem. W historii tego tytułu było wiele wersji, adaptacji, ale „brodwayowskie” musicalowe rozwiązania są najtrafniejsze. Chcemy pozostać w Cabarecie, blisko Brodwayu. Jest Berlin, jest Cabaret, a w nich muzyka, ruch i obraz. Te światy na scenie to jeden organizm, ulica wnika na scenę, scena staje się kabaretem, kabaret teatrem, który mam nadzieję pochłonie widza, pozwoli mu się dobrze zabawić ale i znaleźć siebie w tym świecie.

 

- Jak zaczęła się Pana droga z tworzeniem “światów i przestrzeni” teatralnych? 

- To już historia, nawet powiedziałbym – książkowa. W zeszłym roku ukazała się książka „Więcej niż musical. Teatr Wojciecha Kościelniaka” Piotra Sobierskiego. Część historii Wojtka jest również moją, naszą wspólną. Zapraszam zainteresowanych musicalem w Polsce do lektury.

Jak sięgam pamięcią, od dziecka interesował mnie świat plastyki, począwszy od ilustracji książkowych, teatrów lalkowych, animacji, teledysków. Dla mnie styk światów plastyki, muzyki i słowa to fascynujące konstelacje. Fascynuje mnie moment zetknięcia świata plastyki, muzyki i słowa. Teledysk i teatr muzyczny, łączą te trzy dziedziny sztuki. Rysunek, ilustracja – tak zaczynała się moja twórcza droga. Realizowałem projekty dla wydawnictw muzycznych. Od lat jestem zaprzyjaźniony z zespołem Raz Dwa Trzy, tworzę dla nich okładki, ilustracje i realizuję plastycznie niektóre koncerty. Teledysk do piosenki „Jesteśmy na wczasach” został nagrodzony na Yach Festiwal; oprawa graficzna wydania „Młynarski. Raz, Dwa, Trzy” i teledysk do niego dostały nominacje do Fryderyków. Ten projekt wcześniej miał start na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, a tam spotkałem Wojciecha Kościelniaka. Potem przygoda z teatrem i Wojciechem ruszyła na całego, wchłonęła mnie. Nasze wspólne produkcje zostały dostrzeżone i nagradzane:  „Lalka”, „Chłopi”, „Mistrz i Małgorzata”, „Zły”, „Sześć wcieleń Jana Piszczyka”, „Wiedźmin” itd.

 

- Które z realizacji uważa Pan za najważniejsze dla siebie?

- Pierwsza, bo była pierwszą – „Proces” F. Kafki na PWST w Krakowie. Była takim przedbiegiem do „Lalki”, no i „Lalka” w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Trudno powiedzieć, która jest najważniejsza. Każdy spektakl to moja droga, część mnie, moja wyobraźnia, którą w całości kupował Wojciech Kościelniak. Dużym sentymentem darzę „Złego” (Teatr Muzyczny w Gdyni) i „Sześć wcieleń Jana Piszczyka” (Teatr Polski w Bielsku-Białej). Mam to szczęście, że dane jest mi tworzyć z wybitnymi reżyserami teatralnymi w Polsce. Od kilku lat współpracuję również z Pawłem Szkotakiem. Dzięki niemu świat Opery, jako kolejna odsłona teatru muzycznego, stał mi się  równie bliski. Teraz spotykamy się z Pawłem tutaj, w Elblągu przy Cabarecie.

 

- Jak podoba się Panu współpraca z elbląskim teatrem – czy możliwości naszej sceny pozwoliły Panu na pełną swobodę podczas projektowania scenografii?

- Ooo! Bardzo się podoba! czuć w ludziach teatralną pasję. Realizujecie ciekawe spektakle, super tytuły. Cabaret jest dużym wyzwaniem realizacyjnym, logistycznym i podejrzewam finansowym. Widzę ogromne zaangażowanie w ten projekt. Wydawałoby się, że taki kameralny Cabaret jest szybką, smaczną pigułką podaną widzowi. Jednak tego typu spektakl, z muzyką na żywo, choreografią i umowną, ale wymagającą scenografią, potrzebuje koncentracji sił na wielu poziomach. Synchronizacja działań na scenie dyktowana tempem muzyki to nie lada wyzwanie! Specyfika Cabaretu to jego krótki dystans do widza, bliskość, interakcja z publicznością, i przez to pewnego rodzaju kameralność. Ta krótka ogniskowa powoduje, że nie wykorzystuję walorów przestrzeni całej sceny, trochę żal, ale koncepcja wymaga takiego myślenia. Jeszcze raz przytoczę tu terminy kameralność, bliskość – to klucz do tego spektaklu. Mam nadzieję, że widzowie docenią efekt naszej wspólnej pracy – zespołu Teatru i realizatorów.

Kamila Łyłka, kierownik literacki

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama