W środę w klubie Mjazzga fani rockowych dźwięków znowu mogli znaleźć coś dla siebie. Na deskach klubu wystąpił elbląski zespół Uncle Jeyphon. Koncert otworzył nowy cykl prezentujący elbląskie grupy.
Choć środek tygodnia nie jest najbardziej sprzyjającym terminem do organizowania koncertów i w nich uczestniczenia, tym razem wszystko poszło jak należy. Amatorów gitarowych dźwięków nie zbrakło. Młoda, bo istniejąca od 2007 roku, ekipa Uncle Jeyphon albo ma już wierne grono odbiorców albo wydała się być czymś intrygującym dla tych, którzy wcześniej styczności z nią nie mieli.
Wydawało mi się, że po jakimś tam lokalnym sukcesie - jakim było zwycięstwo na festiwalu Elbląg Rocks Europa w 2008 roku - Uncle Jeyphon zapadł się gdzieś pod ziemię. W tym czasie wokalista Oskar współtworzył Spotless Mind. Być może rozłam z ekipą Muzyka był dobrym asumptem do powrotu Uncle Jeyphon. Jak dla mnie to bardzo dobrze, że tak się stało, dzięki temu mamy dwa interesujące zespoły, które – co w Elblągu jest rzadkością – nie dzielą się muzykami.
Podczas pierwszego kawałka atmosfera była jeszcze leniwa, jednak wraz z drugim i trzecim ludziska powstawali z miejsc i z nieco większym zaangażowaniem poczęli uczestniczyć w koncercie. Od początku spodobały mi się rozwiązania melodyczne jakie stosują gitarzyści. Zamiast banalnych, prostych riffów pokazali trochę przyjemnego kombinowania rodem z lat 70. czy też późniejszych grup pokroju Soundgarden. Podobne nawiązania pojawiają się w sposobie śpiewania wokalisty, który stara się dużo kombinować głosem, barwami i emocjami. I tu powiem, że jak dla mnie jest to zdecydowanie bardziej sprzyjające Oskarowi granie niż w Spotless Mind. Słychać, że chłopak o wiele lepiej odnajduje i czuje się w takiej muzie. Nadal jednak czasem ma tendencje do przeginania i nieoczekiwanego atakowania niezbyt przyjemnymi dźwiękami. Eksperymenty wokalne są jak najbardziej dobre ale trochę trzeba nad nimi panować – tego niekiedy brakuje. To kwestia do dopracowania, bo potencjał w głosie ma nie mały. Jako całość muzyka Uncle Jeyphon jest naprawdę intrygująca. Poza wspomnianymi wyżej patentami jest w niej i trochę psychodelii i nieco ostrzejszego grania, jak również całkiem przyjemne klimaty balladowe. Fajnie gra sekcja. Nagłośnienie jednak było takie, że gitary były za bardzo schowane z tyłu. Nie umniejszyło to jednak zadowolenia zebranej gawiedzi, która to nawet doprosiła się krótkiego przedłużenia występu.
Wydawało mi się, że po jakimś tam lokalnym sukcesie - jakim było zwycięstwo na festiwalu Elbląg Rocks Europa w 2008 roku - Uncle Jeyphon zapadł się gdzieś pod ziemię. W tym czasie wokalista Oskar współtworzył Spotless Mind. Być może rozłam z ekipą Muzyka był dobrym asumptem do powrotu Uncle Jeyphon. Jak dla mnie to bardzo dobrze, że tak się stało, dzięki temu mamy dwa interesujące zespoły, które – co w Elblągu jest rzadkością – nie dzielą się muzykami.
Podczas pierwszego kawałka atmosfera była jeszcze leniwa, jednak wraz z drugim i trzecim ludziska powstawali z miejsc i z nieco większym zaangażowaniem poczęli uczestniczyć w koncercie. Od początku spodobały mi się rozwiązania melodyczne jakie stosują gitarzyści. Zamiast banalnych, prostych riffów pokazali trochę przyjemnego kombinowania rodem z lat 70. czy też późniejszych grup pokroju Soundgarden. Podobne nawiązania pojawiają się w sposobie śpiewania wokalisty, który stara się dużo kombinować głosem, barwami i emocjami. I tu powiem, że jak dla mnie jest to zdecydowanie bardziej sprzyjające Oskarowi granie niż w Spotless Mind. Słychać, że chłopak o wiele lepiej odnajduje i czuje się w takiej muzie. Nadal jednak czasem ma tendencje do przeginania i nieoczekiwanego atakowania niezbyt przyjemnymi dźwiękami. Eksperymenty wokalne są jak najbardziej dobre ale trochę trzeba nad nimi panować – tego niekiedy brakuje. To kwestia do dopracowania, bo potencjał w głosie ma nie mały. Jako całość muzyka Uncle Jeyphon jest naprawdę intrygująca. Poza wspomnianymi wyżej patentami jest w niej i trochę psychodelii i nieco ostrzejszego grania, jak również całkiem przyjemne klimaty balladowe. Fajnie gra sekcja. Nagłośnienie jednak było takie, że gitary były za bardzo schowane z tyłu. Nie umniejszyło to jednak zadowolenia zebranej gawiedzi, która to nawet doprosiła się krótkiego przedłużenia występu.
Koncert ten według szefa Mjazzgi był wstępem do całego cyklu występów mających na celu prezentację elbląskich oraz okolicznych ekip. Wstępem bardzo dobrym. Zobaczymy jak się ten cykl rozwinie.
Tomasz Sulich