UWAGA!

----

SDM - kraina łagodności w czystej formie

 Elbląg, SDM - kraina łagodności w czystej formie
(fot. orzeu)

W piątkowy wieczór zgromadzona w Światowidzie publiczność XI OFSS miała okazję przenieść się na skrzydłach aniołów w świat pisany słowem Edwarda Stachury, Adama Ziemianina czy Jana Rybackiego. Grupa naszych wieszczy swoją wplecioną w pięciolinię poezją zaprosiła nas pod dach izby, w której od lat zamieszkujące Stare Dobre Małżeństwo opowiedziało nam o przyjaźni, muzyce i o tym, co zostawiliśmy za drzwiami wejściowymi, a o czym czasami warto zapomnieć. Zobacz fotoreportaż .

Na pytanie, czym są bieszczadzkie anioły, lider i kompozytor Starego Dobrego Małżeństwa - Krzysztof Myszkowski odpowiedział kiedyś: „To publiczność, ta, która przyjeżdża i za którą podąża magia miejsca, nawet nie gór, tylko magia poezji i magia piosenki, magia wspólnego bytowania”.
     Czasami, podczas występów, po ledwo co skończonej próbie gardeł obecnych na widowni ludzi, zdarzało mu się także powiedzieć: „Bardzo ładnie, przejechaliśmy tyle kilometrów, żeby was posłuchać…”. Urok, niezłomna wiara w świat przedstawiony w swoich piosenkach, długoletnia wędrówka z plecakiem pouczających doświadczeń, a przede wszystkim skromność i niesamowite poczucie humoru sprawiły, że granica pomiędzy zbudowaną na gruzach autonomii sceną zatarła się, wiążąc ją na stałe z tym, co pod nią, z publicznością i każdym „bijącym” umysłem na sali, rysując nam postać w wymiętolonej koszuli w kratę, tulącą gitarę, śpiewającą tysiącem gardeł i nie tylko...
     Istotnym może być sens wypowiedzi pewnego spikera, który podczas jednego z pierwszych, akademickich występów Krzysztofa Myszkowskiego i Andrzeja Sidorowicza nazwał ich Starym Dobrym Małżeństwem, gdyż uznał, że grają ze sobą tak długo, przy świetnym zgraniu, że można im przypisać taką etykietę. Teraz, po latach, wiemy już, że związek ten niekoniecznie dotyczy samych muzyków, ale ich, jako głosu, nas jako słuchu, gdzie „…funkcje wzroku przejął dotyk”.
     SDM to zespół, który powstał w kręgach akademickich, a który został stworzony przez dwóch muzyków wymienionych wyżej jeszcze w szkole średniej. Jednak wszystko zaczęło się tak naprawdę w roku 1984, kiedy to Wojciech Belon, lider Wolnej Grupy Bukowina zauważył lekki i świeży charakter duetu jako scenicznego „bytu” na eliminacjach do Festiwalu Piosenki Studenckiej i zaprosił ich do udziału w koncercie „Światło”, odbywającym się w ramach świnoujskiej FAMY. Po tym wydarzeniu skład SDM zdecydowanie się powiększył, przez lata przeszło przez niego kilku dobrych muzyków: Aleksandra Kiełb-Szawuła, Sławek Plota, Marek Czerniawski, Alina Karolewicz, Roman Ziobro, Robert Szydło, by ostatecznie ustabilizować się w formie: Krzysztof Myszkowski (śpiew, gitara, harmonijka ustna), Ryszard Żarowski (gitary), Wojciech Czempik (skrzypce, mandolina) Andrzej Stagraczyński (gitara basowa), Dariusz Czarny (gitary), a od 2007 roku również Przemysław Chołody - harmonijka ustna.
     I tak od ponad dwudziestu lat SDM zachwyca, dla wielu jest opowieścią o beztroskich latach studiów, jest ucieczką dla tych, którym „świat na dobre już zbieszczadział”, a także historią o tym, że warto wierzyć w świat, do tej pory tylko zapisany. Muzyka kołysze, sprawia, że pragniemy zamknąć oczy i pomyśleć lub chwycić bliską osobę za rękę i pobiec gdzieś daleko, przystanąć, lec w ramionach o „czwartej nad ranem”, przywitać „nowy dzień…” wcierając w skórę „opadające mgły” i poić się „sokiem z rabarbaru”, po czym wejść w ciało, „jak wilgoć w porowatość ziemi”…
     Tak było także tym razem. Słowa Krzysztofa: „poezja jest tym czymś, co pomaga, gdy zawodzą najmocniejsze tabletki przeciwbólowe”, rozpoczęły kilka minut po godzinie dziewiętnastej dialog, który trwał przez niemalże dwie i pół godziny. Pierwszą część koncertu muzycy zadedykowali Janowi Rybackiemu, do którego tekstów powstały utwory znajdujące się na najnowszej płycie zespołu „Tabletki ze słów” (2006). Mogliśmy więc usłyszeć takie piosenki jak: „Tabletki ze słów”, „Codziennie umiera Chrystus w nas”, „Trzeba żyć”, „Kompot z rabarbaru”, „A on cicha”, „Wyjście z obłędu” czy „Zgodliwość”.
     Utwory te są przede wszystkim ciekawie rozbudowano gitarowo, zawierają kilka linii melodii, a nawet pojawiające się czasem twarde, kakofoniczne kombinacje. Nowa płyta jest, moim zdaniem, bardziej ciekawą propozycją niż ostatnie produkcje małżeństwa, jak chociażby „Beretka dla bejdaka”.
     Przez dalszą część koncertu zespół zaszczycił nas klasyką, często wspomaganą przez dziesiątki gardeł na sali. Zaczęło się od „Jak”, dalej było „Jest już za późno”, „Kim właściwie była ta piękna pani?”, „Piosenka dla robotnika rannej zmiany”, po czym grupa sprezentowała nam „Opadły mgły, wstaje nowy dzień”, nieco je modyfikując i przypominając nam uroki dawnej Galicji, odtwarzając fragment kawałka „Tylko we Lwowie”.
     Przybyli na występ wierni nie kazali się Krzysiowi długo namawiać, by wstać, objąć się i pokiwać w rytm biesiadnej przyśpiewki. Następnie zespół ukołysał nas utworami „Z nim będziesz szczęśliwsza” i „Czarny blues nad o czwartej nad ranem”, by przejść do bardziej żywiołowych „Bieszczadzkich aniołów”. Dalej były: „Spotkamy się kiedyś u studni”, „Nie rozdziobią nas kruki”, „Sprostowanie”, „Erotyk” oraz „Wolność”. Zespół zagrał nam dwa bisy i całość zakończył nastrojową „Glorią”.
     Stare Dobre Małżeństwo po raz kolejny przekonało nas o tym, że aż cztery płyty koncertowe pośród dziewiętnastu pozycji wydawniczych to nie przypadek, i że, co zdarza się naprawdę rzadko, są zespoły, które lepiej brzmią na żywo niż na płycie. Pojawiające się dosyć często w murach grodu Piekarczyka małżeństwo pozostawia po sobie po raz kolejny miłe wspomnienia i magię, z którą człowiek rano wstanie, wierząc w to, że niektóre rzeczy faktycznie warto pominąć, a na innych warto bardziej się skupić. Spokój, opanowanie i wyciszenie, ale przede wszystkim niesamowita dawka humoru, która emanowała z muzyków (wystarczy sobie przypomnieć wzrok Wojtka wbity w sufit, delikatny tupot Ryśkową stopą, tudzież wymierzone w jego stronę teksty Krzysia), były przykładne i z pewnością przydałyby się nam w wielu sytuacjach dnia codziennego. Nie da się przemilczeć również bardzo dobrego zgrania muzyków, pomimo braku w sekcji instrumentalnej elementów perkusyjnych. Stare Dobre Małżeństwo to związek, o którym tak naprawdę mało można powiedzieć złego. Pozostaje „słuchać” tego, o czym „opowiada”, „dotykając” świat.
     
Orzeu

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama