Wczoraj (4 marca) na scenie elbląskiego Teatru im. Aleksandra Sewruka, porwani w rytm brazylijskiej bossa novy, usłyszeliśmy najlepsze utwory w wykonaniu Doroty i Henryka Miśkiewicz, którzy wraz z Elbląską Orkiestrą Kameralną oczarowali publiczność. Zobacz fotoreportaż z koncertu.
Sala elbląskiego teatru była, jak zwykle, wypełniona po brzegi. Tym razem za sprawą wybitnych muzyków Doroty i Henryka Miśkiewiczów, którzy zafascynowani wesołymi dźwiękami brazylijskiej muzyki, w ten przedwiosenny czas dali popisowy, rodzinny koncert. Koncert był prezentacją najnowszej płyty młodej artystki „ALE” oraz najpiękniejszych samb i bossa novy na kwintet jazzowy i orkiestrę zaaranżowanych przez legendę polskiej muzyki, saksofonistę, kompozytora, aranżera i muzyka jazzowego, Henryka Miśkiewicza.
"Kropką nad i" wczorajszego występu była wspaniała Elbląska Orkiestra Kameralna, która „Ricordanzą na orkiestrę smyczkową” wprowadziła publiczność w niesamowity nastrój tego przedwiosennego wieczoru. Zwiewna, lekka, lecz także nostalgiczna muzyka Doroty Miśkiewicz w aranżacji jej ojca zadowoliła niejednego elbląskiego melomana. Wiecznie poszukująca i nastawiona na eksperymentowanie w muzyce artystka z powabem i wdziękiem wyśpiewała historię miłości do ukochanego drzewa, a nawet do ... surowego tuńczyka. Usłyszeliśmy także pełną marzeń pieśń o południowym panu, który „w sylwestrową noc, uprowadza mnie, gdzieś w suwalskie mgły”. „Ale, może robisz błąd?”, bo świat nie zawsze jest kolorowy, jest wiele w nim szarości, którą też trzeba docenić. Bo czasami nawet „i w Madrycie leje” – śpiewała artystka.
Muzyka Doroty i Henryka Miśkiewicz jest pełna wesołych nut, jest w niej ogrom radości i wesołości. I mimo, że czasami mówi o rzeczach smutnych, zamiast przygnębiać, dodaje pogody ducha, jak to jest np. w zamykającym koncert utworze „Tristeza”.
Wkrótce wywiad z artystami.
"Kropką nad i" wczorajszego występu była wspaniała Elbląska Orkiestra Kameralna, która „Ricordanzą na orkiestrę smyczkową” wprowadziła publiczność w niesamowity nastrój tego przedwiosennego wieczoru. Zwiewna, lekka, lecz także nostalgiczna muzyka Doroty Miśkiewicz w aranżacji jej ojca zadowoliła niejednego elbląskiego melomana. Wiecznie poszukująca i nastawiona na eksperymentowanie w muzyce artystka z powabem i wdziękiem wyśpiewała historię miłości do ukochanego drzewa, a nawet do ... surowego tuńczyka. Usłyszeliśmy także pełną marzeń pieśń o południowym panu, który „w sylwestrową noc, uprowadza mnie, gdzieś w suwalskie mgły”. „Ale, może robisz błąd?”, bo świat nie zawsze jest kolorowy, jest wiele w nim szarości, którą też trzeba docenić. Bo czasami nawet „i w Madrycie leje” – śpiewała artystka.
Muzyka Doroty i Henryka Miśkiewicz jest pełna wesołych nut, jest w niej ogrom radości i wesołości. I mimo, że czasami mówi o rzeczach smutnych, zamiast przygnębiać, dodaje pogody ducha, jak to jest np. w zamykającym koncert utworze „Tristeza”.
Wkrótce wywiad z artystami.
dk