UWAGA!

----

Człowiek, którego nie znacie

 Elbląg, Człowiek, którego nie znacie
fot. www.pwsz.elblag.pl

Lubił góry, a ten kto je lubi wie czym są wyzwania i nie boi się ich. Swoją pasją zarażał innych, widział dalej i więcej. Elbląg zawdzięcza mu wiele, m.in. dzięki niemu powstał Instytut Informatyki Stosowanej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Elblągu, który co roku wypuszcza młodych i zdolnych na rynek pracy. Krzysztof Brzeski odszedł ponad miesiąc temu, ale pozostawił po sobie niezatarty ślad.

Wiele projektów, jeden człowiek
       Był elblążaninem, absolwentem Politechniki Gdańskiej. Kiedy w 1979 r. zaczynał pracę w szkolnictwie wyższym, w Elblągu istniała jedynie filia Politechniki Gdańskiej. Z czasem, dzięki staraniom wielu osób, w tym także i jego, powstała pierwsza, państwowa uczelnia wyższa w Elblągu – Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa. W 1999 r. Krzysztof Brzeski zorganizował Zakład Informatyki przy Instytucie Politechnicznym, a od 2001 r. budował od podstaw nowy Instytut – Informatyki Stosowanej. W 2006 r. został jego dyrektorem.
       – Krzysiek rozpoczął pracę w Oddziale Politechniki Gdańskiej w Elblągu chyba rok po mnie. Szybko dał się zarazić bakcylem informatyki. Razem pisaliśmy jedne z pierwszych w Polsce programy użytkowe dla jednostek budżetowych w zapomnianym już dzisiaj Turbo Pascalu. W siermiężnych latach osiemdziesiątych pozwalały nam przetrwać na uczelni – wspomina Włodek Gęsicki, wydawca portElu. – Nasze drogi zawodowe się potem rozeszły, ale pozostała pamięć po tych pionierskich czasach i koledze, który zawsze imponował swoja pasją, pracowitością i zawodowymi osiągnięciami. 
       – Poznałem go najpierw jako osobę, która była zaangażowana w tworzenie Instytutu. Później to ja zostałem dyrektorem, a Krzysztof moim zastępcą. W momencie, kiedy zrezygnowałem z pełnienia tej funkcji - to właśnie on został dyrektorem. W każdej z tych sytuacji nasza współpraca układała się pod każdym względem doskonale. To był człowiek z dużym doświadczeniem – wyjaśnia prof. Zenon Ulman, który z Krzysztofem Brzeskim współpracował ponad 10 lat. – Był bardzo ciepłym człowiekiem, dbającym o swoich współpracowników, a także o jakość relacji międzyludzkich. Potrafił swoje uwagi i polecenia przekazywać w sposób, który nikogo nie urażał, z niezwykłą uprzejmością. Niesamowicie pracowity, a pracy miał bardzo dużo, zwłaszcza ostatnio, w związku z wymaganiami, które narzuciło Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Widziałem na jego biurku dosłownie stosy dokumentów, które trzeba było przecież „zrobić”, co było niesamowicie czasochłonne.
       – Poznaliśmy się na przełomie 1992 i 1993 r., wówczas Krzysztof prowadził firmę informatyczną, prowadziłam dla niego zajęcia na kursach informatycznych, które w owym czasie były bardzo popularne. Wszyscy uczyli się obsługi komputera, wtedy dopiero te komputery zaczęły pojawiać się w biurach, zakładach pracy, prowadziłam zajęcia na kursach dla szpitali czy w urzędzie miasta. Ciekawe czasy, bo ludzie starsi zazwyczaj nie są kojarzeni z obsługą komputera, ale strach przed utratą pracy powodował, że potrafili niesamowicie się zmobilizować i nauczyć się tych nowinek – opowiada Teresa Jurewicz- Obrzut, wicedyrektor Instytutu Informatyki Stosowanej. – W momencie kiedy powstała Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa to nieco później zaczęto rozmawiać o utworzeniu Instytutu Informatyki. Krzysztof namawiał mnie do tego, abym rozpoczęła pracę właśnie tutaj. Najpierw pełnił funkcję wicedyrektora, a później dyrektora Instytutu, więc tyle lat pracujemy…pracowaliśmy, bardzo trudno to powiedzieć, pracowaliśmy razem. Miał do mnie zaufanie. Mniej więcej po roku funkcjonowania Instytutu dostałam propozycję objęcia stanowiska wicedyrektora. Od początku dobrze nam się współpracowało. Kiedy zaczęłam pracę na PWSZ „wciągał mnie” w różne działania, na przykład w rekrutację czy tworzenie zalążków kierunku informatyka, pisanie programów studiów dla informatyki. Pierwszą rekrutację zrobiliśmy na zasadzie specjalności w Instytucie Politechnicznym, samego Instytutu jeszcze nie było. Rekrutacja odbywa się w czerwcu, a rozpoczęcie nauczania w październiku, więc przyjęcie było na jeden Instytut a realizacja już w innym.
       Od tego czasu Instytut bardzo się rozwinął, studenci uczą się na nowoczesnym sprzęcie, co przekłada się na ich wiedzę oraz przyszłe zatrudnienie. Jedna z sal wygląda dość niesamowicie, nie ma tutaj trzech komputerów i tablicy z kredą, w zamian jest pełno kabli i nowoczesnego sprzętu.
       – To dzięki niemu studenci mogą korzystać z rozbudowanej bazy naukowo-dydaktycznej. Mamy np. studio nagrań czyli to, co każdy informatyk, administrator sieci, „bazodanowiec” czy osoba zajmująca się dźwiękiem może spotkać w swojej przyszłej pracy. Studenci mają również możliwość programowania oraz zarządzania współczesnymi centralami telefonicznymi analogowymi i cyfrowymi, programowania urządzeń przemysłowych jak również najnowszymi systemami monitoringu, możliwość analiz obrazu i dźwięku czy spawania i diagnostyki światłowodów. Jest to jedynie kilka przykładów zaplecza dydaktycznego, mamy wiele sal dydaktycznych i laboratoryjnych wyposażonych w nowoczesne oprogramowanie i sprzęt informatyczny pozwalający uczyć przyszłych inżynierów na bardzo wysokim poziomie. Istotne w tym wszystkim jest również to, że Krzysztof chciał tę społeczność studencką zatrzymać w Elblągu, to był jego cel. Nie sztuką jest „zrobić” Instytut Informatyczny, ale ważne jest to, jak rynek tych studentów przyjmie. A z dumą przyznaję, że rynek pracy przyjmuje statystycznie naszych absolwentów z uznaniem i upomina się o więcej osób. Naszymi studentami interesują się giganci rynku informatycznego – opowiada dr inż. Stanisław Witkowski, który z Krzysztofem Brzeskim współpracował od 2003 r. – Przed osobą, która będzie kierować Instytutem spore wyzwanie, bowiem Krzysztof postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Dla każdego z nas praca to drugi dom, a tutaj ta specyfika i jakość komunikacji międzyludzkiej, która została m.in. przez niego zbudowana sprawia, że czujemy się dumni z faktu, że tutaj pracujemy. Tego nie da się przełożyć na pieniądze, tej satysfakcji, że można realizować różne pomysły, że znajdują się na to środki, a praca jest doceniania. To dodaje nam skrzydeł i sprawia, że jesteśmy nie tylko na etapie ścisłej, szeroko pojętej wiedzy związanej z informatyką klasyczną ale również na „etapie kwantowoemocjonalnym”.
       W kolejnej sali, dr inż. Henryk Olszewski, który z Krzysztofem Brzeskim współpracował od 2000 r., pokazuje m.in. roboty wykonane przez studentów.
       – Znajdujemy się w laboratorium robotyki i sztucznej inteligencji, w którym odbywają się zajęcia nie tyko dla Instytutu Informatyki, ale również i dla Instytutu Politechnicznego, odbywa się tutaj kilka przedmiotów. Ta pracownia to ostatnia rzecz, którą wspólnie tworzyliśmy…– mówi i dodaje: – Takiego szefa życzyłbym każdemu. Był osobą, która potrafiła wyegzekwować wykonywanie obowiązków, a jednocześnie umiał zrozumieć problemy, jakie można przy tym napotkać. Ponadto rozwiązywał sprawy, które według mnie rozwiązania nie miały, pokazał, że można. Dzięki niemu ten Instytut bardzo się rozwinął, on poświęcił się temu, aby go rozbudować. Potrafił w niesamowicie sprawny sposób znajdować różne rodzaje dofinansowania, które rozwijały to miejsce. Jednakże, według mnie jego najważniejszą cechą była życzliwość z jaką zwracał się do swoich współpracowników, ale także i do studentów.
       Instytut Informatyki wziął się również z pewnej idei, o której dużo mówił i którą wdrażał m.in. Krzysztof Brzeski.
       – Był swego rodzaju wizjonerem, miał wyczucie tego, co tutaj potrzeba. Ten Instytut Informatyki urodził się z idei „złotego trójkąta” czyli powiązania pomiędzy władzami miasta, uczelnią oraz biznesem. Akurat był to taki okres kiedy Zamech przestawał być Zamechem, coraz bardziej się kurczył. Pojawił się taki zamysł, że można by przyciągnąć firmy informatyczne, wykształcić kadrę, to nie jest duże miasto, więc i koszty utrzymania są mniejsze, można by było dać ludziom pracę – opowiada Teresa Jurewicz- Obrzut. – Krzysztof wiedział, że to się musi udać, czuł, gdzie powinno się inwestować, a gdzie nie, jakie działania podjąć.
       Idea ta cały czas rozwija się, tak jak i sam Instytut, gdzie właśnie za kadencji Krzysztofa Brzeskiego elbląski PWSZ podłączony został do węzła sieci PIONIER czyli Internetu optycznego. Jako jeden z pierwszych sięgał po środki unijne, również dzięki niemu powstały informatyczne studia podyplomowe dla nauczycieli, a elektroniczny system rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych w ramach Internetowej Platformy do zarządzania oświatą w Elblągu, tworzony przez studentów informatyki, urzędników oraz dyrektorów szkół, w 2006 r. uzyskał nagrodę „Produkt Roku 2006” w regionie elbląskim. Za swoją działalność był wielokrotnie nagradzany, w 2001 r. otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi, w 2004 Medal Komisji Edukacji Narodowej oraz Nagrodę Prezydenta Miasta Elbląg za rok 2012.
      
       Zawsze po ich stronie
       – Podczas egzaminów dyplomowych, kiedy to student boryka się z pytaniami i często w stresie nie jest w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, Krzysztof potrafił rozluźnić atmosferę, niejednokrotnie wykazując się poczuciem humoru – opowiada prof. Ulman. – Wielokrotnie takie egzaminy przeprowadzaliśmy razem. Znaliśmy go z tego, że nigdy nie chciał nikomu zaszkodzić. Uwzględniał to, że studenci są zdenerwowani, patrzył na nich jak ojciec. Lubił ich.
       – Studenci mogli przyjść zawsze, miał dla nich czas. Na drzwiach mamy terminy spotkań, ale ja nawet nie wiem jakie one są. No i zawsze stał po ich stronie. Wiadomo jak to studenci, nie zawsze chcą coś zrobić, nie zawsze chcą przychylić się do takich górnolotnych powodów. On potrafił to uszanować. Student nie chce? No to nie – mówi Teresa Jurewicz- Obrzut. – Chociaż potrafił być rygorystyczny, bowiem są przepisy, których obejść nie można, ale jeżeli można było przychylić się do prośby studenta - robił to.
       – Dla niego priorytetem byli studenci. Liczył się z ich zdaniem, potrafił zwrócić się do danego wykładowcy „Słuchaj, zwróć uwagę czy czegoś nie zmienić w tym wykładzie, może to tylko subiektywna ocena danego studenta, ale przyjrzyj się temu” – dodaje dr inż. Witkowski.
       – Pan dyrektor dawał nam wolną rękę, wspierał nasze pomysły, nie tylko te, które wyszły z koła naukowego, ale ogólnie, od studentów. Można było się z nim dogadać w każdej kwestii, od udostępnienia sali na konferencję po pomoc merytoryczną. Myślę, że dbał o nas, opiekował się nami, ale nie wtrącał się, mieliśmy dużą swobodę decyzji – opowiada Jakub Hiszczyński, student informatyki działający w kole naukowym Instytutu, a także członek komisji ds. kształcenia, gdzie uzgadniane były nowe sylabusy. – Pomagałem panu dyrektorowi ustalić kierunek kształcenia, m.in. dzięki temu studenci mają więcej praktyki na studiach. Chodziło o to, aby spojrzeć na to „okiem studenta”. Na przykład weźmy pod uwagę zajęcia z fizyki. W życiu obliczanie delty czy prędkości nie jest aż tak przydatne, o wiele bardziej przydają się zajęcia laboratoryjne, gdzie możemy sprawdzić jak to w praktyce wygląda. Pan dyrektor słuchał tych sugestii, brał je pod uwagę. Był jednym z „ojców sukcesu” kierunków zamawianych na naszej uczelni, a ja jestem jednym ze stypendystów. Było wiele trudności w realizacji tego projektu, nie było łatwo, czasami trzeba było zmotywować studentów i trzeba przyznać, że pan dyrektor był w tym dobry. Potrafił przyjść na wykład, powiedzieć jak wygląda sprawa, nie było czegoś takiego, że dowiadywaliśmy się o wszystkim mailowo, rozmawiał z nami. Przede wszystkim nie patrzył na studenta z góry, nie zakładał, że student, z racji bycia studentem, na pewno nie ma racji.
      
       Góry, Chorwacja i sernik
       – To był człowiek z pasją, potrafił ciężko pracować, ale także i bawić się. Nie był ponurakiem, miał poczucie humoru, na przykład został nazwany „ojcem dyrektorem” przez pracowników, dostał taką koszulkę i świnkę, za co absolutnie się nie obraził – opowiada Teresa Jurewicz- Obrzut. – Jeżeli ktoś potrzebował pomocy można było pójść do niego „jak w dym”. Troszczył się o wszystkich tak samo, dawał możliwość dodatkowych prac, nie zostawiał ludzi z ich kłopotami. Z całą pewnością wiele osób dużo mu zawdzięcza, bo może z innym pracodawcą już by tu nie pracowali? Starał się wczuwać w sytuację danej osoby, a kiedy musiał kogoś zwolnić bardzo to przeżywał. Powiem szczerze, że nie widziałam, żeby jakoś przesadnie reagował złością, a może to źle? Wiadomo, każdy ma trudniejsze chwile, życie nie jest usłane różami, ale nie okazywał swojej złości. Jeżeli musiał kogoś skarcić robił to w sposób wyważony, nie krzyczał. Starał się zachęcać do wzięcia udziału w wyjazdach integracyjnych. Jeśli ktoś miał imieniny czy urodziny, pojawiała się kawa i ciasto, a on potrafił przyjść ze swoim sernikiem, własnoręcznie upieczonym.
       To, jaki kształt mają efekty pracy zależy również od atmosfery, która panuje w zespole. Krzysztof Brzeski o współpracowników dbał, a wszyscy zapytani zgodnym chórem odpowiadają: to nie był szef, a przyjaciel.
       – Było kilka wyjazdów w góry, takim szerszym gronem, wtedy też „zarażał” ludzi chodzeniem po górach, lubił je. Ja jeździłam na nartach, razem z częścią osób, w tym czasie Krzysztof montował grupę piechurów, wybierano różne ścieżki. Zima jest innym okresem do chodzenia po górach niż lato. Dopiero gdy pojedzie się tam wtedy, kiedy jest biało widać jak jest pięknie, przestajemy mówić „Och, jak ja nie lubię zimy!” tylko zaczynamy ją kochać. On właśnie tak potrafił zrobić, miał dużo energii, zapału i siły – opowiada Teresa Jurewicz- Obrzut. – W wakacje uwielbiał wyjeżdżać, a jego ukochanym krajem była Chorwacja, bo było tam ciepło, ale także i dlatego, że obok siebie było morze oraz góry.
       Również i w tym roku miał tam jechać.
       – Tydzień przed jego śmiercią odbyła się wizytacja Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Na pewno był przepracowany, trochę zestresowany, bo od opinii PKA zależy czy Instytut dalej będzie istniał – mówiła Teresa Jurewicz- Obrzut. – Trzeba pamiętać, że w takim momencie zaangażowane są osoby z innych działów, ich obecność jest niezbędna, więc wszystkim pracownikom, którzy w sobotę byli w pracy zazwyczaj dziękował. A w tym roku powiedział do mnie: „Wiesz co? A może zaprosimy ich na kawę i ciasto?”. Więc w środę po weekendzie, kiedy była PKA, trzeba było podziękować. Koniec końców Krzysztof wpadł na pomysł, żeby wszystkich zaprosić na kawę tutaj, pobiegł po ciasto i daliśmy znać wszystkim pracownikom. Teraz, z obecnej perspektywy wygląda to jak takie ostatnie spotkanie.
      
       Aby go upamiętnić
       – Instytut Informatyki Stosowanej jest „dzieckiem” pana Krzysztofa Brzeskiego, on z informatyką elbląską jest związany od samego początku, od czasów, gdy pracował jeszcze na Politechnice Gdańskiej. Budował to wszystko wspólnie z wieloma ludźmi, niemniej było wiele autorskich rozwiązań, które proponował. Dlatego też specyfika tego Instytutu oraz programów kształcenia, które tam powstały jest bardzo związana z osobą Krzysztofa Brzeskiego. To powinno się z nim raz na zawsze łączyć – tłumaczy Zbigniew Walczyk, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Elblągu. Decyzją Senatu czyli organu uczelni podejmującego najważniejsze decyzje Instytut ten ma zostać nazwany jego imieniem. – Na pewno nowy rok akademicki rozpocznie się w Instytucie Informatyki Stosowanej im. Krzysztofa Brzeskiego.
      

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama