UWAGA!

"Dzień kobiety" opowiadanie

Pierwsza, z dwóch, część opowiadania o Matyldzie, która chciałaby zmienić swoje życie, ale nie wie jak....


     Matylda postanowiła, że pójdzie na przyjęcie. Musi go dziś zobaczyć, chociaż raz spojrzeć w jego oczy, usłyszeć aksamitny ton jego głosu, kiedy powie „Dobrze, że jesteś”. Marzyła, żeby tak powiedział. Jej puste życie od dawna wypełniało nowe uczucie, przed którym nie potrafiła się bronić. Wwiercało się w jej duszę niczym wiertło w bardzo miękką ścianę, a ona była tylko kawałkiem bezwolnego muru, nie mogła zrobić nic. Jej serce było tak puste, tak samotne, że wystarczyło spojrzenie jakiegoś mężczyzny, jeden gest, żeby była gotowa opuścić męża i uciec w inne ramiona. Szukać szczęścia bez względu na wszystko. Na oślep. Tylko do tego była już zdolna.
     
     Nie! Nie powinna iść, chociaż obiecała Iwonie, że będzie na tych imieninach. Przecież może zadzwonić, powiedzieć, że ma dużo pracy, jest chora. Może wytłumaczyć swoją nieobecność na tysiąc różnych sposobów. Ale przecież ona musi iść! Doskonale wiedziała, czym się to może skończyć, wiedziała, że utonie w jego ciemnych oczach, podda się temu uczuciu bez względu na wszystko. Właśnie dziś, kiedy czuje, że wszystko może się zmienić musi tam iść i poddać się losowi! „Nie pójdę” powiedziała głośno, chociaż w głębi duszy doskonale wiedziała, że nie ma na to szans. Będzie tam.
     
     Podeszła do szafy, długo myślała nad doborem stroju. Czy być czarną, ponętną ćmą, seksowną, ostrą kobietą, czy skromną, niewinną dziewczynką? Kiedy ostatni raz tak bardzo zależało jej na dobrym wyglądzie?! Kiedy ostatni raz chciała być piękną dla Tomasza,? Rok temu, a może to już dwa lata? Więcej? Jej małżeństwo to beznadziejne oszustwo. Wielka, wyżerająca serce pustka, nuda. Od dawna nie czuła się już szczęśliwa, jej życie straciło cel, prawie wszystko co robiła było przeżarte bezsensem. Tak bardzo chciała się wyrwać! Była zamkniętą w wieży królewną czekającą na swojego księcia. Teraz, kiedy wydawało się jej, że książe po latach czekania pojawił się, a ona ma szansę uciec z zamknięcia, czuła się tak nieszczęśliwa jak nigdy dotąd. Chodziła na sztuki, w których grał epizody i na te, gdzie królował w głównych rolach, tylko po to, żeby móc patrzeć na jego twarz. Tomasz, jej nic nie rozumiejący mąż chodził z nią na wszystkie lepsze i gorsze sztuki, chociaż przecież nie lubił teatru. Jak wierny pies, krok w krok za swoją panią. Nie, ona nie potrzebuje już takiego psa! Kiedyś go przecież kochała. Wyszła za niego z miłości, z ogromnej, wielkiej miłości, która miała być wieczna! Piękny ślub i te łzy, łzy szczęścia, a może już wtedy czuła, że robi błąd? Przecież ona nigdy nie płacze ze szczęścia... Dziś wszystko straciło sens. Kiedy poczuła, że jej mąż to obcy człowiek, kiedy poczuła pragnienie ucieczki do innego, do kogoś, kogo uważała za fascynującego.
     
     Chciała kochać się z nim, wbić się w jego ciało, marzyła o dzikim seksie w samochodzie, lesie, łóżku. Śnił się jej w nocy, myślała o nim w czasie pracy. Rano budziła się spocona i podniecona. Chciała mówić mu o sobie i słuchać jego głosu, pragnęła go całego, chciała być z nim wszędzie, mieć prawo być zazdrosną, pragnęła, żeby szukał u niej zrozumienia i pociechy. A przecież znała go jedynie z krótkich rozmów u znajomych, wyobrażała sobie jego na podstawie ról, jakie grał... Jak bardzo cierpiała! Myślała, że Tomasz był pewien, że wraca do niej depresja, że znów jest chora, że wystarczy terapia, tabletki, a znów wszystko będzie dobrze. Tak jak wtedy, kilka lat wcześniej, kiedy musiała chodzić na terapie.... Nic nie rozumiał, niczego nie podejrzewał. Ograniczała jak mogła chwile spędzone ze swoim mężem. Z drugiej strony, tak bardzo było jej go żal! Przecież był oszukiwany przez własną żonę, kobietę, która przysięgała mu wierność. Już dawno zdradziła go w myślach. Ostatni raz, kiedy się kochali, było jej tak dobrze. Nie pamiętała, kiedy wcześniej kochali się tak długo, tak namiętnie. Zamiast twarzy męża widziała kogoś innego, nie czuła jego dotyku, dotykał ją ktoś inny. Matylda czuła, że jest złą kobietą, ale przecież kobietą nieszczęśliwą. Czy nie ma prawa szukać szczęścia? Kim jest Tomasz? Przez ostatnie miesiące nie potrafił zrobić nic o co prosiła, na czym jej zależało. Chciał wciąż seksu, a przecież kochankiem był kiepskim.... Nie pocieszał jej, kiedy jej ukochany brat leżał w szpitalu nieprzytomny po wypadku. Nie chodził z nią do szpitala, nie był z nią w tych chwilach, kiedy tak bardzo nie chciała być sama! Kiedy Piotrek obudził się i lekarze powiedzieli, że będzie żyć, że będzie chodzić, nie potrafił dzielić jej szczęścia. Nie rozumiał, kiedy złościła się na swoich studentów, albo cieszyła się z ich inwencji, kiedy promieniowała od szczęścia, gdy któryś z nich dzięki niej zafascynował się jej ukochanym Byronem... Prowadziła zajęcia z angielskiej literatury, jej drugim życiem była Anglia. Ale Tomasz nigdy tego nie rozumiał. Tylko tolerował, to wszystko. Wiedziała , że przecież nie mogła wymagać, by podzielał każdą jej pasję. Jednak chciała, żeby podzielał chociaż jej część.. Żeby próbował chociaż zainteresować się tym, co ona kocha. Jednak przecież wiedziała za kogo wychodzi, więc dlaczego to zrobiła? 20 czerwca data ich ślubu to dzień ich wzajemnej klęski. Już tyle lat są razem, znają się tak dobrze i co z tego? Już nic do niego nie czuje....
     
     Matylda wolno podniosła się z fotela i znów podeszła do szafy. Teraz musi skupić się na tym, żeby olśnić urodą. Tomasz dziś wyjeżdża do Krakowa, więc pójdzie tam jako kobieta wolna i niezależna. Tak bardzo brakowało jej wolności! Wybrała czarną, obcisła sukienkę, podkreślającą jej kształty. Była seksowną kobietą, niektórzy nawet określali ją jako piękną. Miała ładne nogi, intrygującą twarz, zgrabne piersi. Proste, długie włosy zawsze farbowała na rudy. Chociaż sama nie lubiła swoich włosów, denerwowała ją jej figura, nie lubiła nawet własnej twarzy, podobała się mężczyznom. „Dziś muszę podobać się jednemu!”- pomyślała. Kiedy przymierzała sukienkę, wszedł Tomasz.
     
     - Miałeś być w Krakowie – prawie wykrzyknęła głosem w którym zbyt dużo było żalu i rozczarowania. Tomasz musiał to usłyszeć.
     - Nie muszę dziś jechać, konferencja odwołana – odpowiedział prawie kajając się, jakby zrobił coś złego.
     - Idę na imieniny do Iwony
     - Pójdę z Tobą.
     
     Dlaczego! Dlaczego nigdy nie może być sama!? Iwona zapraszała ich razem, ale ona przecież musi tam być sama! Nie potrzebuje go przy sobie. Znów wszystko straciło sens. Już nie miała ochoty się ubierać. Nie chciało jej się już żyć, w jednym momencie wszystko stało się znów czarne. Wracała depresja, czarne myśli, czuła, że ogarnia ją pustka. Tak wiele spodziewała się po tym wieczorze! Tak mało potrzeba jej było, żeby wpaść w wielki smutek. Wystarczyła chwila, żeby przestało jej na czymkolwiek zależeć. „Nie może tak być!” w myślach pouczała sama siebie. „Nie mogę już być niezdolną do sprzeciwu dziewczynką”. Pójdzie na to przyjęcie i będzie się świetnie bawić. Nawet, jeśli Tomasz będzie obok.
     
     Kim był Tomasz? Dobrym mężem, wiernym psem, kiepskim kochankiem.... Dobrym człowiekiem, który czasami potrafi poświęcić się dla innych, jeśli nie wymaga to zbyt dużego wysiłku. Jeśli zrobił coś dobrego, lubił to potem wypominać. Kochał swoją matkę, dla rodziny mógł zrobić wszystko. Matyldzie czasem wydawało się, że jego brat był dla niego ważniejszy niż ona... Uważał, że najważniejsze jest tak zwane domowe ognisko i nie potrafił zrozumieć, dlaczego Matylda wciąż nie chce mieć dzieci. Pragnął spokoju, kochającej żony, rodzinnego ciepła i trójki dzieci. Lubił, kiedy ludzie go chwalili, uważał, że ma talent. Zawsze wierzył w siebie. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Matylda może go zdradzić, był jak książkowy Karenin – do końca będzie wierzyć, że to co mówią inni to nieprawda. Nie zastanawiał się nigdy nad tym, czy Matylda jest szczęśliwa, on po prostu wiedział, że jest. Był urzędnikiem z przeczuciem, że w głębi duszy jest artystą. Uważał się za niespełnionego twórcę. Próbował malować i chociaż oprócz jego najbliższych przyjaciół wszyscy mówili, że są kiepskie, on wierzył, że kiedyś będzie sławny...
     
     Tymczasem zrobiło się już późno. Zegar wybił szóstą. Iwona zaprosiła gości na 19. Matylda usiadła przy lustrze i z niezwykła dokładnością zabrała się do rytuału, który odprawia każda kobieta przed Wielkim Wyjściem – makijażu. Patrzyła na swoją twarz. Oczy same napełniają się łzami...Wystarczy, że pomyśli o swoim życiu, od razu płacz. Nigdy nie czuła się tak bardzo nieszczęśliwa, nigdy tak bardzo nie pragnęła wielkiej zmiany, nigdy nie czuła, że jej życie jest tak bardzo przegrane. Skończyła makijaż, odeszła od lustra. Było jej już wszystko jedno. Uciec od wszystkiego – jej jedyne marzenie. Od nudnego męża, od szarej codzienności, od tego pieprzonego życia, w którym nie ma już miłości.
     
AZ

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Po przeczytaniu dwóch zdań trudno sobie wyrobić opinię na temat talentu autora, ale nie czytuję Harlekinów. Sorry.
  • po przeczytaniu dwoch zdan trudno sobie tez wyrobic opinie na temat - co to jest za tekst..:) wiec nie wydawaj sadow bez czytania. a to dla kobiet,skarbie,nie dla Ciebie, wiec nikt Ci czytac nie kaze. buziaczki:))
  • Też nie czytuję harlekinów, ale coś takiego krótkiego można przelecieć. Choćby z ciekawości co może niektórym paniom ( i nie tylko! :) ) przyjść do głowy :) Hehe... a potem może niejednego faceta głowa zaboli :)) A sam temat nie jest przecież fikcją. Okazuje się, że podobne historie o różnym natężeniu zdarzają się na codzień. Wystarczy uważnie rozejrzeć się dookoła. I mają nawet swoją naukową nazwę. A to że do nich dochodzi jest często winą samych bohaterów, którzy zapominają o wielu rzeczach tak kiedyś oczywistych i istotnych dla nich. A może ten tekst obudzi co poniektórych z rutyny i nudy?:) Czekam co dalej z tego wyniknie:)) Liczę na autorkę i jej wyobraźnię :))
  • Qui pro quo - nie jestem facetem Olciu. A co do dwóch zdań - przy "jego aksamitnym głosie" zaczęło mnie mdlić i dalej już wolałam nie ryzykować. Żartuję, ale nie trawię takich tekstów (że zostanę przy gastrycznych skojarzeniach) ;)
Reklama