
Przypadające 2 listopada wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych znajduje swój początek w zalecanych na początku VII wieku przez Izydora z Sewilli klasztornych praktykach pobożnościowych. Z czasem tradycja Dnia Zadusznego objęła swym zasięgiem cały świat chrześcijański, wypracowując w naszym kraju swoje własne rytuały i praktyki.
Obchodzony dziś Dzień Zaduszny lub też „Zaduszki”, u Niemców nazywany jest „Allerseelentag”, u Francuzów „le jour des Ames”, u Włochów „i Morti”, a u Czechów „Dušički”. Jako czas przeznaczony na wspominanie zmarłych obchodzony był w różnych porach roku na całym świecie, we wszystkich epokach i grupach społecznych, co według badaczy etnografów świadczy o wierze naszych praprzodków w życie pozagrobowe, aktywność pośmiertną dusz oraz w możliwość ich powrotu na ziemię i obcowanie żywych z umarłymi. Jednak sposób oddawania czci wobec dusz nieśmiertelnych w niektórych wierzeniach znacząco odbiegał od wiary i praktyk chrześcijańskich, co z pewnością przyczyniło się do wyeliminowania z życia współczesnych społeczności większości z nich.
Jak to onegdaj bywało…
Wiele zwyczajów pobożność ludowa praktykowała w kontekście Dnia Zadusznego na swój sposób. Jak to opisywał J. Szczypka w „Kalendarzu Polskim”: „Zaduszki zawsze były świętem owego przenikania czy też więzi dwu światów: tego żywego i tego zmarłych. Nasi przodkowie wierzyli nawet, że wówczas ci, co odeszli, odwiedzają swoje domy, że zaglądają do tak samo już odeszłych krewniaków, że słuchają nabożeństw odprawianych w ten dzień przez nieżyjących księży, że wręcz jedzą, popijają i weselą się, jak gdyby całkiem udało im się zdobyć na powrót krainę doczesności”.
Kultywowane przez wieki obrzędy pogańskie, którym z czasem próbowano dodać mocy sakralnej, a nawet magicznej, miały na celu pomóc łudzić się możliwym odwleczeniem w czasie widma nieuchronnej śmierci. Przy czym, za każdym razem, kiedy „warunki dyktowała prosta, nieuczona pobożność, opierająca się na żarliwości i powołująca się na bezpośrednie doświadczenie sacrum”, nauka kościoła i prawdy wiary schodziły na plan dalszy, a emocjonalność woli i wiary brały górę nad rozumem.
Toteż nie może dziwić, że jeszcze w XIX wieku na wschodnich rubieżach Polski odprawiane były uroczystości ofiarne z przywoływaniem zmarłych, zwane pominkami, dziadami albo diedami, co stanowiło żywy relikt archaicznych praktyk zadusznych i odwiecznego kultu przodków oraz nawiązywało do pogrzebowych styp. Podczas takich zaduszkowych uczt wspominano zmarłych, pozostawiając dla ich dusz resztki niezjedzonych potraw na noc na stole.
Występowały również uczty cmentarne, których pozostałości zaobserwować można w południowo-wschodniej Polsce. Niektóre społeczności kontynuują tu zwyczaj przynoszenia na cmentarze i pozostawiania na mogiłach małych chlebków pieczonych specjalnie dla dusz – nazywanych bochniaczkami – oraz garnków z jedzeniem (bliny i kasza przypominająca bożonarodzeniową kutię), co nawiązuje do starych obrzędów ugaszczania zmarłych. Obyczaj ten, w przeszłości praktykowany był we wszystkich regionach Polski, ale najdłużej zachował się na kresach wschodnich, gdzie dla zmarłych dusz pozostawiano na noc garnki z jadłem na kominie, chleb i nóż oraz resztki jedzenia na stole lub oknie, wierząc, że w tym szczególnym czasie dusze mogą wracać na świat, aby się ogrzać i pożywić. Wrzucano też do miodu drobne kawałki blinów, z czego każdy członek rodziny musiał zjeść po trzy łyżki, resztę pozostawiając na miejscu dla zmarłych „dziadów”. Chleb i łyżki pozostawiano na stole przez całą noc, jako ofiarę dla tychże „dziadów”, rozdając wszystko następnego dnia żebrakom.
Duchowieństwo przeciwdziałało tym praktykom, ukierunkowując wiernych bardziej na uczynki miłosierdzia „co do ciała” – bardziej na potrzebujących, ale żyjących braci w wierze, a „co do ducha” – na specjalne modlitwy i msze za zmarłych. Ostatecznie więc potrawy, które początkowo przeznaczone były dla duchów, zaczęto ofiarowywać ubogim właśnie jako jałmużnę.
Współcześnie piękną tradycją świecką jest zwyczaj bezinteresownego zapalania zniczy, sprzątania oraz dbałości nie tylko o groby bliskich, ale i o te opuszczone i zaniedbane, o których nie ma już kto pamiętać. W składanych na grobach kwiatach i płonących zniczach widać nie tylko materialne dowody pamięci, ale i chrześcijańskie symbole nadziei na ponowne spotkanie…
Wspomnienie wiernych zmarłych w tradycji chrześcijańskiej
Obrzędowość współcześnie obchodzonego Dnia Zadusznego można uznać za konsekwencję dawniej kultywowanego zimowego święta zmarłych. W odróżnieniu jednak od przepojonych lękiem przed śmiercią i duchami obrzędów ludowych, które często wynikały z płytkiej wiedzy religijnej, zabobonów oraz niekiedy i braku wiary, zaduszne praktyki religijne i zwyczaje katolickie są wyrazem więzi z Bogiem, wiary w życie wieczne oraz pamięci i szacunku wobec bliźnich, którzy odeszli już z tego świata.
Początków przypadającego 2 listopada wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych, dopatrzymy się w zalecanych na początku VII wieku przez Izydora z Sewilli klasztornych praktykach pobożnych, takich jak post, jałmużna i modlitwa, które ofiarowywane były za zmarłych zakonników, podobnie jak Msze św. w ich intencji, w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego (50 dni od niedzieli wielkanocnej).
Praktyka specjalnego dnia modlitwy za zmarłych rozprzestrzeniła się jednak przede wszystkim dzięki opatowi klasztoru w Cluny – św. Odilonowi (994-1048), który ustanowił w swoim klasztorze to święto w 998 roku, z myślą o modlitwach za wszystkich wiernych zmarłych, znanych i nieznanych. Inicjatywę tę szybko przejęły także i inne klasztory tak, że w XIII w. był to już zwyczaj powszechny. Oficjalnie Kościół zwyczaj ten usankcjonował przez wprowadzenie, wywodzących swą nazwę od modlitw „za dusze”, Zaduszek do liturgii rzymskiej w XIV wieku, jako wyraz przekonania o świętych obcowaniu, zmartwychwstaniu ciał i życiu wiecznym w pełni eschatycznej, jak również skuteczności modlitwy wstawienniczej. Dlatego to szczególną wymowę w tym dniu mają praktyki religijne takie jak Komunia św., modlitwy wspólnoty jak i indywidualne czy Msze św., których za sprawą papieża Benedykta XV od 1915 roku każdy kapłan tego dnia może odprawić za zmarłych wyjątkowo aż trzy.
Kapłani zachęcają też wiernych do polecania dusz bliskich osób w tzw. wypominkach, których najstarszy przykład, pochodzący z końca XV wieku, zachował się w „Kazaniach gnieźnieńskich”, oraz do „zamawiania” za zmarłych Mszy świętych gregoriańskich (30 Mszy świętych przez kolejnych 30 dni). Praktykę tę zapoczątkował w VI w. papież Grzegorz Wielki, który polecił odprawiać przez 30 dni msze za zmarłego mnicha. Z czasem praktyka mszy gregoriańskich rozwinęła się, utrzymując przekonanie o szczególnej ich skuteczności dla zmarłych pozostających w czyśćcu, którym w ten sposób można skrócić cierpienia i zapewnić wieczny spokój. Nawiązują do tego słowa modlitwy: „Wieczny odpoczynek racz dać im Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym”… Niech odpoczywają!
Źródło: M. Kowalczyk, Dzień zaduszny w tradycji katolickiej i polskich obyczajach, Homo Dei, nr IV (2010).
Jak to onegdaj bywało…
Wiele zwyczajów pobożność ludowa praktykowała w kontekście Dnia Zadusznego na swój sposób. Jak to opisywał J. Szczypka w „Kalendarzu Polskim”: „Zaduszki zawsze były świętem owego przenikania czy też więzi dwu światów: tego żywego i tego zmarłych. Nasi przodkowie wierzyli nawet, że wówczas ci, co odeszli, odwiedzają swoje domy, że zaglądają do tak samo już odeszłych krewniaków, że słuchają nabożeństw odprawianych w ten dzień przez nieżyjących księży, że wręcz jedzą, popijają i weselą się, jak gdyby całkiem udało im się zdobyć na powrót krainę doczesności”.
Kultywowane przez wieki obrzędy pogańskie, którym z czasem próbowano dodać mocy sakralnej, a nawet magicznej, miały na celu pomóc łudzić się możliwym odwleczeniem w czasie widma nieuchronnej śmierci. Przy czym, za każdym razem, kiedy „warunki dyktowała prosta, nieuczona pobożność, opierająca się na żarliwości i powołująca się na bezpośrednie doświadczenie sacrum”, nauka kościoła i prawdy wiary schodziły na plan dalszy, a emocjonalność woli i wiary brały górę nad rozumem.
Toteż nie może dziwić, że jeszcze w XIX wieku na wschodnich rubieżach Polski odprawiane były uroczystości ofiarne z przywoływaniem zmarłych, zwane pominkami, dziadami albo diedami, co stanowiło żywy relikt archaicznych praktyk zadusznych i odwiecznego kultu przodków oraz nawiązywało do pogrzebowych styp. Podczas takich zaduszkowych uczt wspominano zmarłych, pozostawiając dla ich dusz resztki niezjedzonych potraw na noc na stole.
Występowały również uczty cmentarne, których pozostałości zaobserwować można w południowo-wschodniej Polsce. Niektóre społeczności kontynuują tu zwyczaj przynoszenia na cmentarze i pozostawiania na mogiłach małych chlebków pieczonych specjalnie dla dusz – nazywanych bochniaczkami – oraz garnków z jedzeniem (bliny i kasza przypominająca bożonarodzeniową kutię), co nawiązuje do starych obrzędów ugaszczania zmarłych. Obyczaj ten, w przeszłości praktykowany był we wszystkich regionach Polski, ale najdłużej zachował się na kresach wschodnich, gdzie dla zmarłych dusz pozostawiano na noc garnki z jadłem na kominie, chleb i nóż oraz resztki jedzenia na stole lub oknie, wierząc, że w tym szczególnym czasie dusze mogą wracać na świat, aby się ogrzać i pożywić. Wrzucano też do miodu drobne kawałki blinów, z czego każdy członek rodziny musiał zjeść po trzy łyżki, resztę pozostawiając na miejscu dla zmarłych „dziadów”. Chleb i łyżki pozostawiano na stole przez całą noc, jako ofiarę dla tychże „dziadów”, rozdając wszystko następnego dnia żebrakom.
Duchowieństwo przeciwdziałało tym praktykom, ukierunkowując wiernych bardziej na uczynki miłosierdzia „co do ciała” – bardziej na potrzebujących, ale żyjących braci w wierze, a „co do ducha” – na specjalne modlitwy i msze za zmarłych. Ostatecznie więc potrawy, które początkowo przeznaczone były dla duchów, zaczęto ofiarowywać ubogim właśnie jako jałmużnę.
Współcześnie piękną tradycją świecką jest zwyczaj bezinteresownego zapalania zniczy, sprzątania oraz dbałości nie tylko o groby bliskich, ale i o te opuszczone i zaniedbane, o których nie ma już kto pamiętać. W składanych na grobach kwiatach i płonących zniczach widać nie tylko materialne dowody pamięci, ale i chrześcijańskie symbole nadziei na ponowne spotkanie…
Wspomnienie wiernych zmarłych w tradycji chrześcijańskiej
Obrzędowość współcześnie obchodzonego Dnia Zadusznego można uznać za konsekwencję dawniej kultywowanego zimowego święta zmarłych. W odróżnieniu jednak od przepojonych lękiem przed śmiercią i duchami obrzędów ludowych, które często wynikały z płytkiej wiedzy religijnej, zabobonów oraz niekiedy i braku wiary, zaduszne praktyki religijne i zwyczaje katolickie są wyrazem więzi z Bogiem, wiary w życie wieczne oraz pamięci i szacunku wobec bliźnich, którzy odeszli już z tego świata.
Początków przypadającego 2 listopada wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych, dopatrzymy się w zalecanych na początku VII wieku przez Izydora z Sewilli klasztornych praktykach pobożnych, takich jak post, jałmużna i modlitwa, które ofiarowywane były za zmarłych zakonników, podobnie jak Msze św. w ich intencji, w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego (50 dni od niedzieli wielkanocnej).
Praktyka specjalnego dnia modlitwy za zmarłych rozprzestrzeniła się jednak przede wszystkim dzięki opatowi klasztoru w Cluny – św. Odilonowi (994-1048), który ustanowił w swoim klasztorze to święto w 998 roku, z myślą o modlitwach za wszystkich wiernych zmarłych, znanych i nieznanych. Inicjatywę tę szybko przejęły także i inne klasztory tak, że w XIII w. był to już zwyczaj powszechny. Oficjalnie Kościół zwyczaj ten usankcjonował przez wprowadzenie, wywodzących swą nazwę od modlitw „za dusze”, Zaduszek do liturgii rzymskiej w XIV wieku, jako wyraz przekonania o świętych obcowaniu, zmartwychwstaniu ciał i życiu wiecznym w pełni eschatycznej, jak również skuteczności modlitwy wstawienniczej. Dlatego to szczególną wymowę w tym dniu mają praktyki religijne takie jak Komunia św., modlitwy wspólnoty jak i indywidualne czy Msze św., których za sprawą papieża Benedykta XV od 1915 roku każdy kapłan tego dnia może odprawić za zmarłych wyjątkowo aż trzy.
Kapłani zachęcają też wiernych do polecania dusz bliskich osób w tzw. wypominkach, których najstarszy przykład, pochodzący z końca XV wieku, zachował się w „Kazaniach gnieźnieńskich”, oraz do „zamawiania” za zmarłych Mszy świętych gregoriańskich (30 Mszy świętych przez kolejnych 30 dni). Praktykę tę zapoczątkował w VI w. papież Grzegorz Wielki, który polecił odprawiać przez 30 dni msze za zmarłego mnicha. Z czasem praktyka mszy gregoriańskich rozwinęła się, utrzymując przekonanie o szczególnej ich skuteczności dla zmarłych pozostających w czyśćcu, którym w ten sposób można skrócić cierpienia i zapewnić wieczny spokój. Nawiązują do tego słowa modlitwy: „Wieczny odpoczynek racz dać im Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym”… Niech odpoczywają!
Źródło: M. Kowalczyk, Dzień zaduszny w tradycji katolickiej i polskich obyczajach, Homo Dei, nr IV (2010).
mk