UWAGA!

Dziś dzieci mówią "kup mi", kiedyś zabawkę trzeba było samemu sobie wystrugać

 Elbląg, Dziś dzieci mówią "kup mi", kiedyś zabawkę trzeba było samemu sobie wystrugać
fot. Anna Dembińska

Gry i zabawy towarzyszyły ludziom od zarania dziejów. W mankalę grano już w neolicie, gomoku liczy sobie już 4 tys. lat, Rzymianie grali w tabela lusorię, a Wikingowie w halataf. O tym, jak w dawnych wiekach bawiono się i w co grano, opowiada pasjonat dawnych gier Zbigniew Tomaszewski.

- W pewnym momencie zacząłem się interesować, czym nasi dziadowie i pradziadowie bawili się od zarania dziejów, a robili to zawsze – mówi elblążanin Zbigniew Tomaszewski. - Nikt do tej pory jeszcze się tym nie zajął. Zawsze bawiła mnie historia, do tego lubiłem łamigłówki i krzyżówki. W związku z tym stwierdziłem, że jest to temat wart rozpracowania. Pojawiłem się z tym na rynku i nagle okazało się, że to jest potrzebne. Najpierw zacząłem szukać, czym zajmowali się Wikingowie. Literatury na ten temat nie było dużo. Potem rozszerzyłem swoje zainteresowania na inne kraje.
       Z czasem pan Zbigniew zaczął tworzyć swoje własne autorskie gry. I tak powstały Bitwa pod Grunwaldem i Piekarczyk.
       - Stworzyłem zasady, wykorzystałem do tego ludziki, które wcześniej wykonałem – mówi pan Zbigniew. - Bitwa pod Grunwaldem zawsze cieszy się szczególną popularnością, ponieważ są figurki. A jakie są zasady? Gdy otoczy się dowódcę innymi pionkami, to się wygrywa. A jeśli chodzi o grę Piekarczyk, naprzeciw Piekarczyka stoją wojska krzyżackie, przez które musi się on przedostać do Bramy Targowej i tę Bramę zamknąć, żeby więcej Krzyżaków nie dostało się do miasta. Jeśli jednak Krzyżacy go okrążą, to niestety nie ma on ruchu i akurat tym razem to Krzyżacy wygrywają.

  Elbląg, Dziś dzieci mówią "kup mi", kiedyś zabawkę trzeba było samemu sobie wystrugać
fot. AD


       Pan Zbigniew nie tylko szuka wiedzy na temat dawnych gier i zabaw, sam je odtwarza, by pokazać, jak bawili się kiedyś nasi przodkowie. Jego hobby spotyka się z dużym zainteresowaniem. Pasjonat jest zapraszany na różne historyczne imprezy w całym kraju. - Teraz jadę do Kołobrzegu, potem do Zamościa. Ostatnio byłem na Nocy Muzeów w Chojnicach – mówi. - Nigdy się nie narzucam, organizatorzy sami mnie zapraszają. Zainteresowanie moimi grami dopinguje mnie, żebym dalej się rozwijał i robił coś nowego. Tych gier mam naprawdę bardzo dużo, każda jest inna, dbam o to, żeby nie powielały się zasadami.
       A jakie gry ma w swoich zbiorach?
       - Jest gra Samotnik przypisana Francji Napoleońskiej, tabula lusoria, która ma 2 tysiące lat z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Każdy gracz ma po trzy piony, celem gry jest ustawienie trzech pionów obok siebie na linii prostej lub na okręgu. Gomoku to jedna z najstarszych uprawianych dziś gier, pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 2000 r. p.n.e. z Chin. Mankala liczy 7 tys. lat, grano już w nią w neolicie. Freistafl to gra islandzka, składająca się z 13 czarnych pionów – gęsi i jednego białego – lisa, alquerque – najpierw gra arabska potem hiszpańska, to strategiczno-logiczna gra planszowa podobna do warcabów. Jest też klipa czyli długa pałka z twardego drewna, służąca do wybijania wbitych w ziemię palików. Kiedyś na podwórku każdy miał swoją klipę. Grano nią jeszcze do lat 70. ubiegłego wieku. O klipie wspominał już Mikołaj Rej. Klipa w owym czasie była dopisana do karczm. Ludzie, którzy ciężko pracowali, głównie chłopi, przychodzili do karczmy nie tylko po to, by po ciężkim dniu wypić alkohol, lecz także by z tyłu za karczmą pograć w klipę. Każde podwórko miało swoją wersję tej gry. W swoich zbiorach mam jeszcze tzw. sprytną kulkę, popularną kiedyś w całej Europie oraz bączki. Wygrywał ten, kogo bączek dłużej się kręcił – opowiada Zbigniew Tomaszewski.
       - Kiedyś inaczej podchodzono do gier, czuło się to wszystko. Teraz dzieci mówią, "kup mi, kup mi", w dawnych czasach każdy musiał sobie taką pałkę do grania sam wystrugać - dodaje.
       Dla Pana Zbigniewa ważna jest forma przekazu, nie jest zwolennikiem gier losowych, w których o wygranej decyduje przypadek lub szczęście. Lubi gry, w których trzeba włączyć myślenie, takie jak szachy.
       - Szachy służyły do lokowania majątku, były przekazywane jako darowizna po śmierci, służyły też zawieraniu znajomości z płcią przeciwną, grali w nie także szpiedzy, żeby wyciągnąć jakieś informacje. Jest to gra batalistyczna, narodziła się w Indiach w IV w., gdzie właśnie trwały wojny domowe. Ludzie przelewali swoje życie na planszę. Każdy szanujący się kiedyś rycerz musiał umieć grać w szachy i to nieźle.
       W dawnych czasach grano nie tylko na planszach zrobionych z desek, gry rozrysowywano także na kawałkach skóry lub materiału, po czym wkładano do środka piony i ściągano je w sakiewkę. Noszono je często przy sobie, by -gdy przyjdzie tylko ochota - rozegrać małą partyjkę.
       - Najbardziej skazany na niewiedzę, jeśli chodzi o gry, był Egipt. Grali tam głównie ludzie u władzy i robili to nieoficjalnie – opowiada pan Zbigniew. - Grali tam także mnisi. Spotykali się głównie na dachach swoich klasztorów, gdzie odprawiali modły do różnych bóstw. Pozostawili tam po sobie także wyryte plansze gier. Jakie jednak były ich zasady, nikt nie wie. Na pograniczu okaleczenia "bawili się" Wikingowie. Były to głównie zapasy. 80 proc. dawnych zabaw Wikingów, a także innych ludów Europy były zabawami drastycznymi. Gdybyśmy dziś je wprowadzili w życie, na pewno groziłby nam prokurator - śmieje się pan Zbigniew. 
      
      


Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama