Prawie miesiąc temu w mieszkaniu na parterze jednego z budynków przy ul. Diaczenki wybuchł pożar. Od zapalonej świeczki ogniem zajęła się łazienka i część przedpokoju. W środku przebywały trzy nietrzeźwe osoby - główny lokator z kolegą i koleżanką - które wyprowadzili policjanci. Dziś (4 marca) pracownicy administracji w asyście policjantów i strażników miejskich przeprowadzili eksmisję uciążliwego lokatora.
Jak wspominają sąsiedzi, spokoju nie było od czasu, gdy na parterze zamieszkał pan Krzyś. Był to mężczyzna towarzyski i nie stroniący od alkoholu. Odwiedzali go więc i koledzy, i koleżanki. W mieszkaniu niemal każdej nocy, a i w ciągu dnia, odbywały się zakrapiane imprezy. Dodatkowo pan Krzyś - miłośnik zwierząt - posiadał psy, które ujadały całymi dniami i nocami.
Uciążliwy lokator nie poczuwał się do obowiązku płacenia za czynsz, energię czy gaz. W efekcie w mieszkaniu paliły się świeczki, a posiłki były przygotowywane na butli gazowej. Sąsiedzi obawiali się, że takie praktyki doprowadzą do nieszczęścia. I tak się stało. W nocy 5 lutego sąsiadka z parteru alarmowała innych lokatorów, że u pana Krzysia wybuchł pożar. Mieszkańcy wybiegali na dwór w piżamach, z małymi dziećmi na rękach. Klatka schodowa szybko wypełniła się dymem. Policjanci, którzy jako pierwsi przyjechali na zgłoszenie, wyprowadzili z zajętego ogniem mieszkania trzy osoby - pana Krzysia oraz jego znajomych. Wszyscy byli nietrzeźwi. Strażacy ugasili pożar, a nieszczęśnicy trafili do izby wytrzeźwień (jeden z nich wcześniej musiał odwiedzić szpital).
Lokatorzy nie chcieli czekać na kolejne nieszczęście i skierowali do Zarządu Budynków Komunalnych pismo z prośbą o eksmisję uciążliwego i niebezpiecznego sąsiada. Sam pan Krzyś nie poczuwał się do winy, ba, nawet był obrażony na sąsiadów. Swoich praktyk, rzecz jasna, nie zaniechał.
Dziś (4 marca) o godz. 9 do drzwi mieszkania pana Krzysia zapukali przedstawiciele administracji w asyście policjantów i strażników miejskich. Mieli nakaz eksmisji. Jak dowiedzieliśmy się od pracownika administracji, głównego najemcy mieszkania nie było. Wpuścił ich jakiś mężczyzna, który przebywał w środku.
- Nawet jeśli by tego nie zrobił i tak byśmy weszli - zapewnia. - Wobec głównego najemcy już dawno rozpoczęliśmy procedurę prowadzącą do eksmisji. Czekaliśmy na wyrok sądowy, który otrzymaliśmy dwa dni po pożarze.
Dziś przed blok podjechał ciągnik z naczepą, na którą zapakowano dobytek pana Krzysia. Mieszkańcy budynku odetchnęli z ulgą. Zostali zapewnieni, że mężczyzna już tu nie wróci. Teraz zamieszka przy ul. Skrzydlatej. W jego dawnym mieszkaniu zostanie przeprowadzony remont i wprowadzą się nowi lokatorzy.
Uciążliwy lokator nie poczuwał się do obowiązku płacenia za czynsz, energię czy gaz. W efekcie w mieszkaniu paliły się świeczki, a posiłki były przygotowywane na butli gazowej. Sąsiedzi obawiali się, że takie praktyki doprowadzą do nieszczęścia. I tak się stało. W nocy 5 lutego sąsiadka z parteru alarmowała innych lokatorów, że u pana Krzysia wybuchł pożar. Mieszkańcy wybiegali na dwór w piżamach, z małymi dziećmi na rękach. Klatka schodowa szybko wypełniła się dymem. Policjanci, którzy jako pierwsi przyjechali na zgłoszenie, wyprowadzili z zajętego ogniem mieszkania trzy osoby - pana Krzysia oraz jego znajomych. Wszyscy byli nietrzeźwi. Strażacy ugasili pożar, a nieszczęśnicy trafili do izby wytrzeźwień (jeden z nich wcześniej musiał odwiedzić szpital).
Lokatorzy nie chcieli czekać na kolejne nieszczęście i skierowali do Zarządu Budynków Komunalnych pismo z prośbą o eksmisję uciążliwego i niebezpiecznego sąsiada. Sam pan Krzyś nie poczuwał się do winy, ba, nawet był obrażony na sąsiadów. Swoich praktyk, rzecz jasna, nie zaniechał.
Dziś (4 marca) o godz. 9 do drzwi mieszkania pana Krzysia zapukali przedstawiciele administracji w asyście policjantów i strażników miejskich. Mieli nakaz eksmisji. Jak dowiedzieliśmy się od pracownika administracji, głównego najemcy mieszkania nie było. Wpuścił ich jakiś mężczyzna, który przebywał w środku.
- Nawet jeśli by tego nie zrobił i tak byśmy weszli - zapewnia. - Wobec głównego najemcy już dawno rozpoczęliśmy procedurę prowadzącą do eksmisji. Czekaliśmy na wyrok sądowy, który otrzymaliśmy dwa dni po pożarze.
Dziś przed blok podjechał ciągnik z naczepą, na którą zapakowano dobytek pana Krzysia. Mieszkańcy budynku odetchnęli z ulgą. Zostali zapewnieni, że mężczyzna już tu nie wróci. Teraz zamieszka przy ul. Skrzydlatej. W jego dawnym mieszkaniu zostanie przeprowadzony remont i wprowadzą się nowi lokatorzy.
A