Reaktywowana po wielu latach nieobecności, skupiająca w sobie młodzież szkół ponadgimnazjalnych Młodzieżowa Rada Miasta po raz kolejny wybiera swoich przedstawicieli. O tym, jaki powinien być młody radny, czym zajmuje się Młodzieżowa Rada Miasta oraz ile kosztuje mówi Oliwier Pietrzykowski, przewodniczący Rady pierwszej kadencji.
Przez dwa dni (25-26 września) w elbląskich szkołach ponadgimnazjalnych odbywały się wybory do II Kadencji Młodzieżowej Rady Miasta Elbląga. Do tegorocznych wyborów zgłosiło się 55 kandydatów, do Rady wejdzie 23.
- Marta Wiloch: Czym zajmowała się Młodzieżowa Rada Miasta Elbląga I Kadencji?
- Oliwier Pietrzykowski: Młodzieżowa Rada Miasta jest organem konsultacyjnym dla władz miasta, zazwyczaj wypada nam opiniować projekty Rady Miejskiej, które dotyczą ludzi młodych. Takich opinii wydaliśmy ponad 30. Dotyczyły one m.in. przekształcenia szkół, sprzedaży Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Piaskach, rozbudowy Centrum Handlowego „Ogrody” czy skateparku. Prowadziliśmy także akcje charytatywne, jak na przykład „Korki dla Tomka”, odbyło się kilka mniejszych tego typu akcji w szkołach, staraliśmy się także aktywnie wspierać działalność samorządów. Dzisiaj wycofujemy się z Młodzieżowej Rady, dajemy szansę nowym osobom. Jednakże będziemy je wspierać w wielu kwestiach, a także angażować do różnych projektów takich, jak Szlachetna Paczka czy Amnesty International, po to, by wpuścić do Elbląga trochę „wielkomiejskiego powietrza”. Nie mamy co się obrażać na inne miasta, które mają lepiej, zacznijmy natomiast działać w takim kierunku, żeby je dogonić. Należy również dodać, że wszystkie działania MRM były finansowane z naszych prywatnych środków. Chcieliśmy tym samym podkreślić, że ta kadencja nie kosztowała Elbląga nic. Komuś może się wydawać, że taki organ jest niepotrzebny, ale w niczym nie przeszkadza i nic nie kosztuje.
- Co musi mieć w sobie młody człowiek, który chce zostać radnym?
- Musi być wytrwały, widzieć cel, w tym co robi oraz powinien mieć poczucie misji publicznej. Wielu naszych radnych to osoby, które poza szkołą muszą gdzieś pracować. Są też osoby, które przygotowują się do matury. Dla nich każda minuta poświęcona na pracę w radzie jest cenna. Nie od każdego oczekujemy pełnego zaangażowania, niektórzy są od tego, żeby swoim głosem reprezentować swoje środowiska. Bywa również tak, że konfrontacja tych wszystkich wymagań, które stoją przed młodym radnym z rzeczywistością jest trudna. Jesteśmy takim dryfującym stateczkiem na morzu, który nie dość, że musi się utrzymać to musi również udowodnić, że jest potrzebny.
- Jak zatem udowadniacie, że jesteście potrzebni?
- Trzeba robić swoje, zapełnić pewną niszę. Jest to dość trudne, gdyż na przykład w takich miastach, jak Starogard Gdański czy Dzierzgoń Młodzieżowe Rady Miasta zapełniają całą sferę działalności charytatywnej czy stowarzyszeniowej. Natomiast w Elblągu jest wiele organizacji, które już działają w ten sposób. Gdybyśmy zaczęli z nimi rywalizować stworzyli byśmy pewne niebezpieczeństwo, że gdyby nam się nie udało, gdyż tego nie gwarantuje nikt, wszystko zależy od ludzi, istniałoby ryzyko, że wzięlibyśmy na siebie za dużo albo odebralibyśmy im coś, co chcieliby robić. Naszym zadaniem jest opiniowanie uchwał Rady Miejskiej i tak naprawdę moglibyśmy się zająć tylko tym, byłoby to w porządku. Nie było natomiast żadnych przeciwwskazań żebyśmy zajęli się chociażby akcją „Korki dla Tomka” w całym mieście. Poza tym w Elblągu brakuje przestrzeni dyskusji, choć powoli to się zmienia. Kiedy zrobiliśmy nasze konsultacje społeczne [dot. m.in. skateparku, ścieżek rowerowych-przyp.red.] przygotowana została prezentacja, wydrukowane plany skateparku, książeczki od producentów urządzeń. Przyszło około 20 osób, nie była to oszałamiająca liczba, niemniej to i tak nieźle.
- Mam wrażenie, że elbląska młodzież istnieje przede wszystkim do momentu ukończenia szkoły średniej…
- Niestety, ale tak jest. Rozmawiam z rówieśnikami, którzy działają w Młodzieżowych Radach w innych miastach i mówią, że młodzi ludzie szukają perspektyw, oczekują od radnych, że wskażą im możliwości, będą dbali o ich interesy. Natomiast w Elblągu wciąż panuje tendencja „Po co tam idziecie, dajcie sobie spokój, przecież i tak zaraz stąd wyjedziecie”. Dużą bolączką jest to, że ludzie nie widzą dla siebie przyszłości w Elblągu, nie widzą tutaj dla siebie pracy czy miejsca, w którym mogłaby funkcjonować ich rodzina. Mam jednak wrażenie, że nie potrafimy cieszyć się z tego co się dzieje, może jest tego niewiele, ale można znaleźć coś, co nas podbuduje. Takim przykładem może być Stare Miasto, które wygląda coraz piękniej. Jednemu się podoba, drugiemu nie, ale wyróżnia nas ono na tle innych miast, gdyż jest ono stawiane na starych fundamentach.
- Ciężko mówić o optymizmie w momencie, gdy młodym elblążanom trudno jest chociażby znaleźć pracę…
- Przyglądam się działaniom władz Elbląga, a także innych miast i tak naprawdę problem jest ten sam. Jedni nazywają go kryzysem, inni zastojem, jeszcze inni mówią, że w Polsce mamy nieprzychylny system do prowadzenia małej działalności gospodarczej. Powstaje więc pytanie, gdzie tak naprawdę należy zacząć te zmiany? Dzisiaj, gdybyśmy starali się odpowiedzieć na to pytanie nie znaleźlibyśmy dobrej odpowiedzi. Wymagałoby to pracy wielu elementów odpowiedzialnych za prawo czy kreatywność gospodarczą. Tak naprawdę nie ma dzisiaj panaceum, które moglibyśmy dać władzom Elbląga, na to, w jaki sposób zorganizować pracę dla młodych ludzi. Istnieje idea Inkubatora Przedsiębiorczości, poza tym zaproponowaliśmy również konkurs na biznes plan, coś co w Gdyni istnieje już cztery edycje. Polega to na tym, że młody człowiek do 30. roku życia, który napisze najlepszy biznesplan dostaje 100 tys. złotych na rozwinięcie działalności gospodarczej. Również w Gdyni powstało Centrum Obsługi Przedsiębiorców, które działa w ten sposób, że człowiek, który ma firmę nie musi chodzić do kilku departamentów prosząc o pomoc w przypadku jakiegoś problemu, tylko idzie do jednego „okienka”, a priorytetem dla urzędnika jest załatwienie tej sprawy. Można zatem być takim dobrym przykładem, jakim jest na przykład Gdynia i stworzyć bardzo przyjazną atmosferę wobec przedsiębiorców, którzy chcą dawać pracę, wspomagać ich chęć do zatrudnienia młodych ludzi.
- Czego życzyć Młodzieżowej Radzie Miasta?
- Mam nadzieję, że przyszłe młodzieżowe rady miasta dalej będą funkcjonowały, co ułatwi im chociażby taki plan pracy, który dla nich stworzyliśmy i że ta nasza wspólna praca, tych wielu pokoleń elblążan doprowadzi do tego, że kiedy będziemy starsi będziemy mogli powiedzieć „To my to zaczęliśmy, a teraz Elbląg rozwinął się w tym kierunku”.
- Marta Wiloch: Czym zajmowała się Młodzieżowa Rada Miasta Elbląga I Kadencji?
- Oliwier Pietrzykowski: Młodzieżowa Rada Miasta jest organem konsultacyjnym dla władz miasta, zazwyczaj wypada nam opiniować projekty Rady Miejskiej, które dotyczą ludzi młodych. Takich opinii wydaliśmy ponad 30. Dotyczyły one m.in. przekształcenia szkół, sprzedaży Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Piaskach, rozbudowy Centrum Handlowego „Ogrody” czy skateparku. Prowadziliśmy także akcje charytatywne, jak na przykład „Korki dla Tomka”, odbyło się kilka mniejszych tego typu akcji w szkołach, staraliśmy się także aktywnie wspierać działalność samorządów. Dzisiaj wycofujemy się z Młodzieżowej Rady, dajemy szansę nowym osobom. Jednakże będziemy je wspierać w wielu kwestiach, a także angażować do różnych projektów takich, jak Szlachetna Paczka czy Amnesty International, po to, by wpuścić do Elbląga trochę „wielkomiejskiego powietrza”. Nie mamy co się obrażać na inne miasta, które mają lepiej, zacznijmy natomiast działać w takim kierunku, żeby je dogonić. Należy również dodać, że wszystkie działania MRM były finansowane z naszych prywatnych środków. Chcieliśmy tym samym podkreślić, że ta kadencja nie kosztowała Elbląga nic. Komuś może się wydawać, że taki organ jest niepotrzebny, ale w niczym nie przeszkadza i nic nie kosztuje.
- Co musi mieć w sobie młody człowiek, który chce zostać radnym?
- Musi być wytrwały, widzieć cel, w tym co robi oraz powinien mieć poczucie misji publicznej. Wielu naszych radnych to osoby, które poza szkołą muszą gdzieś pracować. Są też osoby, które przygotowują się do matury. Dla nich każda minuta poświęcona na pracę w radzie jest cenna. Nie od każdego oczekujemy pełnego zaangażowania, niektórzy są od tego, żeby swoim głosem reprezentować swoje środowiska. Bywa również tak, że konfrontacja tych wszystkich wymagań, które stoją przed młodym radnym z rzeczywistością jest trudna. Jesteśmy takim dryfującym stateczkiem na morzu, który nie dość, że musi się utrzymać to musi również udowodnić, że jest potrzebny.
- Jak zatem udowadniacie, że jesteście potrzebni?
- Trzeba robić swoje, zapełnić pewną niszę. Jest to dość trudne, gdyż na przykład w takich miastach, jak Starogard Gdański czy Dzierzgoń Młodzieżowe Rady Miasta zapełniają całą sferę działalności charytatywnej czy stowarzyszeniowej. Natomiast w Elblągu jest wiele organizacji, które już działają w ten sposób. Gdybyśmy zaczęli z nimi rywalizować stworzyli byśmy pewne niebezpieczeństwo, że gdyby nam się nie udało, gdyż tego nie gwarantuje nikt, wszystko zależy od ludzi, istniałoby ryzyko, że wzięlibyśmy na siebie za dużo albo odebralibyśmy im coś, co chcieliby robić. Naszym zadaniem jest opiniowanie uchwał Rady Miejskiej i tak naprawdę moglibyśmy się zająć tylko tym, byłoby to w porządku. Nie było natomiast żadnych przeciwwskazań żebyśmy zajęli się chociażby akcją „Korki dla Tomka” w całym mieście. Poza tym w Elblągu brakuje przestrzeni dyskusji, choć powoli to się zmienia. Kiedy zrobiliśmy nasze konsultacje społeczne [dot. m.in. skateparku, ścieżek rowerowych-przyp.red.] przygotowana została prezentacja, wydrukowane plany skateparku, książeczki od producentów urządzeń. Przyszło około 20 osób, nie była to oszałamiająca liczba, niemniej to i tak nieźle.
- Mam wrażenie, że elbląska młodzież istnieje przede wszystkim do momentu ukończenia szkoły średniej…
- Niestety, ale tak jest. Rozmawiam z rówieśnikami, którzy działają w Młodzieżowych Radach w innych miastach i mówią, że młodzi ludzie szukają perspektyw, oczekują od radnych, że wskażą im możliwości, będą dbali o ich interesy. Natomiast w Elblągu wciąż panuje tendencja „Po co tam idziecie, dajcie sobie spokój, przecież i tak zaraz stąd wyjedziecie”. Dużą bolączką jest to, że ludzie nie widzą dla siebie przyszłości w Elblągu, nie widzą tutaj dla siebie pracy czy miejsca, w którym mogłaby funkcjonować ich rodzina. Mam jednak wrażenie, że nie potrafimy cieszyć się z tego co się dzieje, może jest tego niewiele, ale można znaleźć coś, co nas podbuduje. Takim przykładem może być Stare Miasto, które wygląda coraz piękniej. Jednemu się podoba, drugiemu nie, ale wyróżnia nas ono na tle innych miast, gdyż jest ono stawiane na starych fundamentach.
- Ciężko mówić o optymizmie w momencie, gdy młodym elblążanom trudno jest chociażby znaleźć pracę…
- Przyglądam się działaniom władz Elbląga, a także innych miast i tak naprawdę problem jest ten sam. Jedni nazywają go kryzysem, inni zastojem, jeszcze inni mówią, że w Polsce mamy nieprzychylny system do prowadzenia małej działalności gospodarczej. Powstaje więc pytanie, gdzie tak naprawdę należy zacząć te zmiany? Dzisiaj, gdybyśmy starali się odpowiedzieć na to pytanie nie znaleźlibyśmy dobrej odpowiedzi. Wymagałoby to pracy wielu elementów odpowiedzialnych za prawo czy kreatywność gospodarczą. Tak naprawdę nie ma dzisiaj panaceum, które moglibyśmy dać władzom Elbląga, na to, w jaki sposób zorganizować pracę dla młodych ludzi. Istnieje idea Inkubatora Przedsiębiorczości, poza tym zaproponowaliśmy również konkurs na biznes plan, coś co w Gdyni istnieje już cztery edycje. Polega to na tym, że młody człowiek do 30. roku życia, który napisze najlepszy biznesplan dostaje 100 tys. złotych na rozwinięcie działalności gospodarczej. Również w Gdyni powstało Centrum Obsługi Przedsiębiorców, które działa w ten sposób, że człowiek, który ma firmę nie musi chodzić do kilku departamentów prosząc o pomoc w przypadku jakiegoś problemu, tylko idzie do jednego „okienka”, a priorytetem dla urzędnika jest załatwienie tej sprawy. Można zatem być takim dobrym przykładem, jakim jest na przykład Gdynia i stworzyć bardzo przyjazną atmosferę wobec przedsiębiorców, którzy chcą dawać pracę, wspomagać ich chęć do zatrudnienia młodych ludzi.
- Czego życzyć Młodzieżowej Radzie Miasta?
- Mam nadzieję, że przyszłe młodzieżowe rady miasta dalej będą funkcjonowały, co ułatwi im chociażby taki plan pracy, który dla nich stworzyliśmy i że ta nasza wspólna praca, tych wielu pokoleń elblążan doprowadzi do tego, że kiedy będziemy starsi będziemy mogli powiedzieć „To my to zaczęliśmy, a teraz Elbląg rozwinął się w tym kierunku”.