
„Wyhodować” nową tkankę, by uratować oskalpowaną dłoń? Przeszczepić w miejsce odrąbanego kciuka palec z nogi? Wykorzystać protezę stopy, by usprawnić nadgarstek? Dr Mirosław Kulmaczewski, chirurg ortopeda ze Szpitala Miejskiego w Elblągu, daje swoim pacjentom szansę na lepsze życie. Nie boi się wyzwań, wykonuje operacje nowatorskie, wymagające dużej precyzji i wyobraźni. - To zawód artystyczny – twierdzi.
- Robi Pan rzeczy z pogranicza magii i fantazji.
Dr Mirosław Kulmaczewski: - To nie jest żadna magia. To medycyna.
- Jednak są to operacje niestandardowe.
- Tak, bo sprzęt, którego użyliśmy przy operacji ręki [wszczepienia części protezy przeznaczonej do rekonstrukcji stopy do nadgarstka – red.] służy do zaopatrywania choroby stopy. Jednak ta proteza idealnie pasuje do nadgarstka, więc dlatego ją wykorzystaliśmy. A pomysł został zaczerpnięty od kolegi ortopedy ze Stanów Zjednoczonych – nie znam go, ale już bardzo cenię.
Istnieją protezy nadgarstka całkowite, ale są one o tyle niedoskonałe, że ulegają destabilizacji. Są przeznaczone dla osób, które nie pracują fizycznie. Ulegają bowiem obluzowaniu, gdy obciąża się nadgarstek.
Choroba zwana jałową martwicą kości księżycowatej występuje u osób między 20. a 40. rokiem życia i istnieje przeciwwskazanie użycia w tej sytuacji protezy całkowitej. Te osoby bowiem są aktywne zawodowo, uprawiają sport, jednym słowem obciążają rękę. Natomiast wszczepienie protezy stopy wzmacnia jedną z powierzchni stawowych i tym samym ma za zadanie przedłużyć żywotność nadgarstka. Mam nadzieję, że efekt utrzyma się jak najdłużej.
- Jest Pan pierwszym lekarzem w Polsce, który wykonał taką operację. Nie widział Pan wcześniej takiego zabiegu więc musiał sam ułożyć sobie w głowie jego przebieg.
- Wykonałem w życiu wiele operacji, których nigdy nie widziałem.
- A która z nich była najtrudniejsza, zupełnie nowatorska?
- 6 lat temu wykonałem operację, którą najbardziej mógłbym się pochwalić i którą zamierzam opisać. Była to rekonstrukcja tkanek ręki oskalpowanej przez maszynę przy użyciu sieci większej z jamy brzusznej. Poprosiliśmy o pomoc chirurgów, by wyłonili błonę, która otula jelita na „świeże powietrze”, a następnie przyszyłem rękę pacjenta do brzucha. Metodą skóra do skóry po to, by nie wyciągnął sobie jelit. Pacjent leżał u nas 4 tygodnie. Następnie wykonaliśmy szereg przeszczepów. Tkanki się odbudowały, ale trzeba było jeszcze podzielić palce, pogłębić przestrzeń międzypalcową, czyli doprowadzić rękę do stanu przyzwoitej funkcjonalności i wyglądu. Ta operacja całkowicie się udała. Trzeba jednak zauważyć, że na świecie rzadko robi się takie odtworzenie tkanek i funkcji ręki. Pacjent, zanim trafił do mnie, miał już martwicę końcówek palców, ale to, co zostało udało się uratować. Dziś posługuje się tą ręką, ma czucie, potrafi chwycić kartkę papieru czy ołówek. To mój największy sukces, a i pacjent jest zadowolony. Przesyła mi pozdrowienia na każde święta (śmiech).
- Gdyby nie ta operacja to...
- Pacjent miałby amputowaną rękę w nadgarstku.
- Jak długo trwa przygotowanie się do operacji?
- W przypadku pacjenta z oskalpowaną ręką decyzję podjąłem w ciągu 15 sekund, bo nie było innej alternatywy. Natomiast w przypadku pacjenta z jałową martwicą kości księżycowatej trzeba było dłużej pomyśleć, bo to nie było jedyne rozwiązanie. Są inne metody, ale według mnie mniej doskonałe.
- Dlaczego jako ortopeda zdecydował się Pan zostać specjalistą od chirurgii ręki. To przypadek czy świadomy wybór?
- Nie ma tu przypadku. Chirurgia ręki w zachodnim świecie łączy w sobie kilka dyscyplin: chirurgię plastyczną, naczyniową, neurochirurgię. My, w tym oddziale, zajmujemy się replantacjami rąk. W każdy poniedziałek prowadzę taki dyżur ogólnopolski. Przyszycie ręki to operacja interdyscyplinarna. Ortopeda zajmuje się narządem ruchu – ścięgna, kości, stawy, a tu trzeba połączyć nerwy, naczynia i jeszcze wykonać plastykę. U nas w Polsce nie jest to specjalizacja, a raczej umiejętność.
- Ma Pan jeszcze jakieś pomysły na operacje?
- One przychodzą same, czasami z pacjentem. Staram się do każdego przypadku podchodzić bardzo indywidualnie i zaczynam główkować, co zrobić dalej. Często trzeba zrobić coś, czego nie ma w książkach.
- Dużo jest rąk do przyszycia?
- Zawsze będzie za dużo, nawet jeśli tylko jedna. Zabiegów mikrochirurgicznych, replantacji robimy kilka w miesiącu.
- Trudniej jest przyszyć całą rękę czy jeden palec?
- W Polsce przyszyć jeden palec potrafi może 10 osób. To operacja kosmicznie trudna technicznie. Jeden z profesorów, chirurg ręki, twierdzi, że nawet trudniejsza od przeszczepu serca. Tam (serce) jest oczywiście inna logistyka, pracuje cały zespół ludzi i jest to operacja ratująca życie. Tutaj siedzi sobie doktor z asystą, słucha muzyki i pomału operuje. Trudność polega na tym, że musi połączyć naczynia, które mają ok. milimetra średnicy, założyć na to z 10 szwów, a następnie obejrzeć pod lupą czy mikroskopem czy wszystko gra. My jesteśmy lupiarzami. Uważam, że są to artyści (śmiech).
- To precyzyjna robota.
- Bardzo i nigdy nie ma pewności czy zakończy się sukcesem. Naczynia, które łączymy w palcu są tak małe, że wystarczy drobny błąd i operacja się nie uda.
- Co Pana najbardziej cieszy w tej pracy?
- Cieszy mnie, gdy operacja się uda i pacjent wraca do sprawności. Nie oczekuję nagród, wystarczy podać zdrowiejącą rękę i podziękować.
- Ile operacji wykonujecie dziennie na swoim oddziale?
- Dużo operujemy. Prowadzę własne statystyki i wynika z nich, że rocznie wykonuję ok. 800 operacji.
- To wiąże się z dużym wysiłkiem, także fizycznym.
- Nie męczą mnie operacje. Czuję się bardzo dobrze psychicznie, a satysfakcja z dobrze wykonanej pracy jest nie do przecenienia.
- Czy podczas operacji słucha Pan muzyki?
- Tak. Muzyka pomaga zmniejszyć napięcie, relaksuje.
- Z głośników płynie klasyka, Mozart np.?
- Wszystko zależy od nastroju i etapu w moim życiu. Czasem wchodzę w lata 60., czasem w 70.
- Gdybym nie robił tego, co robię to …
- Zaczynałem od prawa, a w trakcie przeniosłem się na medycynę. Na pewno miałbym co robić, nie będąc lekarzem. Chirurgia ręki to zawód artystyczny, a ja lubię malować, rzeźbić. To pomaga później w pracy, gdzie trzeba mieć zdolności manualne i wyobraźnię. Często trzeba stworzyć coś niestandardowego.
- Dla chirurga, podobnie jak dla pianisty, najważniejsze są ręce?
- Ręce są bardzo ważne, ale steruje nimi mózg. Zawsze powtarzam, że w mikroskopie czy w lupie najważniejsze jest to, co leży 10 centymetrów za nimi, czyli w głowie. Lupa to nie są czarodziejskie okulary.
Dr Mirosław Kulmaczewski: - To nie jest żadna magia. To medycyna.
- Jednak są to operacje niestandardowe.
- Tak, bo sprzęt, którego użyliśmy przy operacji ręki [wszczepienia części protezy przeznaczonej do rekonstrukcji stopy do nadgarstka – red.] służy do zaopatrywania choroby stopy. Jednak ta proteza idealnie pasuje do nadgarstka, więc dlatego ją wykorzystaliśmy. A pomysł został zaczerpnięty od kolegi ortopedy ze Stanów Zjednoczonych – nie znam go, ale już bardzo cenię.
Istnieją protezy nadgarstka całkowite, ale są one o tyle niedoskonałe, że ulegają destabilizacji. Są przeznaczone dla osób, które nie pracują fizycznie. Ulegają bowiem obluzowaniu, gdy obciąża się nadgarstek.
Choroba zwana jałową martwicą kości księżycowatej występuje u osób między 20. a 40. rokiem życia i istnieje przeciwwskazanie użycia w tej sytuacji protezy całkowitej. Te osoby bowiem są aktywne zawodowo, uprawiają sport, jednym słowem obciążają rękę. Natomiast wszczepienie protezy stopy wzmacnia jedną z powierzchni stawowych i tym samym ma za zadanie przedłużyć żywotność nadgarstka. Mam nadzieję, że efekt utrzyma się jak najdłużej.
- Jest Pan pierwszym lekarzem w Polsce, który wykonał taką operację. Nie widział Pan wcześniej takiego zabiegu więc musiał sam ułożyć sobie w głowie jego przebieg.
- Wykonałem w życiu wiele operacji, których nigdy nie widziałem.
- A która z nich była najtrudniejsza, zupełnie nowatorska?
- 6 lat temu wykonałem operację, którą najbardziej mógłbym się pochwalić i którą zamierzam opisać. Była to rekonstrukcja tkanek ręki oskalpowanej przez maszynę przy użyciu sieci większej z jamy brzusznej. Poprosiliśmy o pomoc chirurgów, by wyłonili błonę, która otula jelita na „świeże powietrze”, a następnie przyszyłem rękę pacjenta do brzucha. Metodą skóra do skóry po to, by nie wyciągnął sobie jelit. Pacjent leżał u nas 4 tygodnie. Następnie wykonaliśmy szereg przeszczepów. Tkanki się odbudowały, ale trzeba było jeszcze podzielić palce, pogłębić przestrzeń międzypalcową, czyli doprowadzić rękę do stanu przyzwoitej funkcjonalności i wyglądu. Ta operacja całkowicie się udała. Trzeba jednak zauważyć, że na świecie rzadko robi się takie odtworzenie tkanek i funkcji ręki. Pacjent, zanim trafił do mnie, miał już martwicę końcówek palców, ale to, co zostało udało się uratować. Dziś posługuje się tą ręką, ma czucie, potrafi chwycić kartkę papieru czy ołówek. To mój największy sukces, a i pacjent jest zadowolony. Przesyła mi pozdrowienia na każde święta (śmiech).
- Gdyby nie ta operacja to...
- Pacjent miałby amputowaną rękę w nadgarstku.
- Jak długo trwa przygotowanie się do operacji?
- W przypadku pacjenta z oskalpowaną ręką decyzję podjąłem w ciągu 15 sekund, bo nie było innej alternatywy. Natomiast w przypadku pacjenta z jałową martwicą kości księżycowatej trzeba było dłużej pomyśleć, bo to nie było jedyne rozwiązanie. Są inne metody, ale według mnie mniej doskonałe.
- Dlaczego jako ortopeda zdecydował się Pan zostać specjalistą od chirurgii ręki. To przypadek czy świadomy wybór?
- Nie ma tu przypadku. Chirurgia ręki w zachodnim świecie łączy w sobie kilka dyscyplin: chirurgię plastyczną, naczyniową, neurochirurgię. My, w tym oddziale, zajmujemy się replantacjami rąk. W każdy poniedziałek prowadzę taki dyżur ogólnopolski. Przyszycie ręki to operacja interdyscyplinarna. Ortopeda zajmuje się narządem ruchu – ścięgna, kości, stawy, a tu trzeba połączyć nerwy, naczynia i jeszcze wykonać plastykę. U nas w Polsce nie jest to specjalizacja, a raczej umiejętność.
- Ma Pan jeszcze jakieś pomysły na operacje?
- One przychodzą same, czasami z pacjentem. Staram się do każdego przypadku podchodzić bardzo indywidualnie i zaczynam główkować, co zrobić dalej. Często trzeba zrobić coś, czego nie ma w książkach.
- Dużo jest rąk do przyszycia?
- Zawsze będzie za dużo, nawet jeśli tylko jedna. Zabiegów mikrochirurgicznych, replantacji robimy kilka w miesiącu.
- Trudniej jest przyszyć całą rękę czy jeden palec?
- W Polsce przyszyć jeden palec potrafi może 10 osób. To operacja kosmicznie trudna technicznie. Jeden z profesorów, chirurg ręki, twierdzi, że nawet trudniejsza od przeszczepu serca. Tam (serce) jest oczywiście inna logistyka, pracuje cały zespół ludzi i jest to operacja ratująca życie. Tutaj siedzi sobie doktor z asystą, słucha muzyki i pomału operuje. Trudność polega na tym, że musi połączyć naczynia, które mają ok. milimetra średnicy, założyć na to z 10 szwów, a następnie obejrzeć pod lupą czy mikroskopem czy wszystko gra. My jesteśmy lupiarzami. Uważam, że są to artyści (śmiech).
- To precyzyjna robota.
- Bardzo i nigdy nie ma pewności czy zakończy się sukcesem. Naczynia, które łączymy w palcu są tak małe, że wystarczy drobny błąd i operacja się nie uda.
- Co Pana najbardziej cieszy w tej pracy?
- Cieszy mnie, gdy operacja się uda i pacjent wraca do sprawności. Nie oczekuję nagród, wystarczy podać zdrowiejącą rękę i podziękować.
- Ile operacji wykonujecie dziennie na swoim oddziale?
- Dużo operujemy. Prowadzę własne statystyki i wynika z nich, że rocznie wykonuję ok. 800 operacji.
- To wiąże się z dużym wysiłkiem, także fizycznym.
- Nie męczą mnie operacje. Czuję się bardzo dobrze psychicznie, a satysfakcja z dobrze wykonanej pracy jest nie do przecenienia.
- Czy podczas operacji słucha Pan muzyki?
- Tak. Muzyka pomaga zmniejszyć napięcie, relaksuje.
- Z głośników płynie klasyka, Mozart np.?
- Wszystko zależy od nastroju i etapu w moim życiu. Czasem wchodzę w lata 60., czasem w 70.
- Gdybym nie robił tego, co robię to …
- Zaczynałem od prawa, a w trakcie przeniosłem się na medycynę. Na pewno miałbym co robić, nie będąc lekarzem. Chirurgia ręki to zawód artystyczny, a ja lubię malować, rzeźbić. To pomaga później w pracy, gdzie trzeba mieć zdolności manualne i wyobraźnię. Często trzeba stworzyć coś niestandardowego.
- Dla chirurga, podobnie jak dla pianisty, najważniejsze są ręce?
- Ręce są bardzo ważne, ale steruje nimi mózg. Zawsze powtarzam, że w mikroskopie czy w lupie najważniejsze jest to, co leży 10 centymetrów za nimi, czyli w głowie. Lupa to nie są czarodziejskie okulary.
rozmawiała Agata Janik