Nic o nas bez nas – brzmi stare przysłowie. A jednak nadal to najczęściej mężczyźni decydują nadal o naszym losie i ustalają nasze prawa. Dzieje się tak dlatego, że kobiety ciągle są mało aktywne w polityce, czy tej lokalnej, czy też ogólnopolskiej. Czas najwyższy to zmienić. Chciałabym rozpocząć otwartą dyskusję na temat pozycji kobiet w polskiej polityce oraz zastanowić się wspólnie, dlaczego tak niewiele kobiet decyduje się na czynny udział w życiu społecznym miasta, regionu czy kraju.
Kiedy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński mówi w swoim przemówieniu o godności kobiety, zastanawiam się, dlaczego o tym nie mówi któraś z posłanek PiS? Dlaczego kobiety zajmują tak mało miejsca w naszej polityce? Dlaczego tylko za granicą możemy oglądać kobiety na najwyższych stanowiskach publicznych? Odpowiedź wydaje się dość oczywista – ponieważ kobiety nie głosują na kobiety! Naprawdę, nie wymagam tego od mężczyzn – choć byłoby miło.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nadal pokutuje takie przeświadczenie, że miejscem kobiety jest dom, a nie sala obrad Rady Miejskiej czy Parlamentu? Dajemy się nabrać na stereotyp wskazujący, że polityka jest domeną mężczyzn. I tym samym oddajemy mężczyznom decyzję o naszym losie.
Obserwuję jednak od jakiegoś czasu wzrost świadomości kobiet w naszym społeczeństwie. Kobiet, które zrzucają kuchenny fartuch i zakładają rozmaite stowarzyszenia i ruchy społeczne. Identyfikuję się z działaniami Kongresu Kobiet. Uważam bowiem, że w tym momencie nam, kobietom potrzebna jest silna reprezentacja naszych interesów w polskim społeczeństwie. Nie jestem za tym, aby kobiety tworzyły osobne, własne partie, ale aby były doceniane przez męską część istniejących ugrupowań politycznych. A przynajmniej, aby były traktowane na równi.
Wybory samorządowe w Elblągu pokazały, że kobieta może dostać największą ilość głosów wśród kandydatów na radnych. Może uzyskać większe poparcie niż mężczyźni. Swoim zaufaniem obdarzyło mnie ponad 1200 wyborców. Jednak proszę spojrzeć na skład 25-osobowej Rady Miejskiej w Elblągu. Oprócz mnie jest jeszcze Maria Kosecka, Halina Sałata i Agnieszka Kondraczuk. Tylko cztery kobiety. Reszta kandydatek na radne, a było ich niemało na listach, nie dostały się do Rady. Czy nie miały pomysłu na swoją kampanię? Wątpię. Raczej już z góry było wiadome, że mają tylko wspierać kandydatów z czołowych miejsc list. Bo w polskiej polityce nadal pierwsze miejsca na listach wyborczych dostają głównie mężczyźni.
Dlatego nam, kobietom, tak ciężko jest przebić się do głosu w polskiej polityce. Dlatego, co uważam za rozwiązanie pośrednie, potrzebujemy parytetów na listach wyborczych. Jednak parytetu uczciwie rozwiązanego, który daje nam, kobietom, możliwość zajęcia także czołowych miejsc na listach wyborczych. Nie zrobimy jednak niczego, jeśli same wyborczynie nie będą obdarzały – nas, kobiet – swoim zaufaniem i nie będą na nas glosowały.
Jeśli tak się będzie działo, nadal o godności i szacunku dla kobiet będą przemawiali mężczyźni – szefowie, prezesi partii czy ministrowie. My zaś będziemy to oglądały w kuchni na ekranie telewizora.
Na koniec, pod rozwagę, pozostawiam kilka danych liczbowych. Kobiety w Polsce to 52 proc. społeczeństwa. Kobiety w Polsce zarabiają o 30 proc. mniej niż mężczyźni na tym samym stanowisku. Kobiety stanowią tylko 20 proc. posłów w polskim Sejmie, natomiast wykonują 80 proc. wszystkich prac domowych.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nadal pokutuje takie przeświadczenie, że miejscem kobiety jest dom, a nie sala obrad Rady Miejskiej czy Parlamentu? Dajemy się nabrać na stereotyp wskazujący, że polityka jest domeną mężczyzn. I tym samym oddajemy mężczyznom decyzję o naszym losie.
Obserwuję jednak od jakiegoś czasu wzrost świadomości kobiet w naszym społeczeństwie. Kobiet, które zrzucają kuchenny fartuch i zakładają rozmaite stowarzyszenia i ruchy społeczne. Identyfikuję się z działaniami Kongresu Kobiet. Uważam bowiem, że w tym momencie nam, kobietom potrzebna jest silna reprezentacja naszych interesów w polskim społeczeństwie. Nie jestem za tym, aby kobiety tworzyły osobne, własne partie, ale aby były doceniane przez męską część istniejących ugrupowań politycznych. A przynajmniej, aby były traktowane na równi.
Wybory samorządowe w Elblągu pokazały, że kobieta może dostać największą ilość głosów wśród kandydatów na radnych. Może uzyskać większe poparcie niż mężczyźni. Swoim zaufaniem obdarzyło mnie ponad 1200 wyborców. Jednak proszę spojrzeć na skład 25-osobowej Rady Miejskiej w Elblągu. Oprócz mnie jest jeszcze Maria Kosecka, Halina Sałata i Agnieszka Kondraczuk. Tylko cztery kobiety. Reszta kandydatek na radne, a było ich niemało na listach, nie dostały się do Rady. Czy nie miały pomysłu na swoją kampanię? Wątpię. Raczej już z góry było wiadome, że mają tylko wspierać kandydatów z czołowych miejsc list. Bo w polskiej polityce nadal pierwsze miejsca na listach wyborczych dostają głównie mężczyźni.
Dlatego nam, kobietom, tak ciężko jest przebić się do głosu w polskiej polityce. Dlatego, co uważam za rozwiązanie pośrednie, potrzebujemy parytetów na listach wyborczych. Jednak parytetu uczciwie rozwiązanego, który daje nam, kobietom, możliwość zajęcia także czołowych miejsc na listach wyborczych. Nie zrobimy jednak niczego, jeśli same wyborczynie nie będą obdarzały – nas, kobiet – swoim zaufaniem i nie będą na nas glosowały.
Jeśli tak się będzie działo, nadal o godności i szacunku dla kobiet będą przemawiali mężczyźni – szefowie, prezesi partii czy ministrowie. My zaś będziemy to oglądały w kuchni na ekranie telewizora.
Na koniec, pod rozwagę, pozostawiam kilka danych liczbowych. Kobiety w Polsce to 52 proc. społeczeństwa. Kobiety w Polsce zarabiają o 30 proc. mniej niż mężczyźni na tym samym stanowisku. Kobiety stanowią tylko 20 proc. posłów w polskim Sejmie, natomiast wykonują 80 proc. wszystkich prac domowych.
Elżbieta Gelert, wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej w Elblągu