- Mój ojciec miał "eshaelkę" i pamiętam, gdy miałem 5 czy 6 lat na niej siedziałem. Pamiętam zapach mieszanki oleju z benzyną. Po latach kupiłem taki motocykl. Pachnie tak samo - o swoim pierwszym nabytku mówi Krzysztof Nowacki, bohater dzisiejszego odcinka naszego cyklu "Elblążanie z pasją". W jego garażu, obok SHL rocznik '62 stoją: Junak, WSK 175 i Pannonia. "Dłubie" przy nich nierzadko miesiącami, by warczały, jak dawniej.
- Twój pierwszy motocykl?
Krzysztof Nowacki: - To były święta Bożego Narodzenia. Sypał śnieg, a ja wybrałem się w okolice Rychlik, bo wyczytałem w ogłoszeniu, że ktoś chce sprzedać stary motocykl. Na miejscu okazało się, że, owszem, właściciel jest, ale klucze do garażu ma ktoś inny. Pojechaliśmy więc do oddalonej o 20 kilometrów miejscowości. W międzyczasie właściciel odebrał ze dwa telefony od potencjalnych nabywców. Ja byłem jednak na miejscu, obejrzałem motocykl i stwierdziłem, ze go biorę. To była SHL rocznik '62. Często pokazuję ją na wystawach.
- Co cię w niej tak urzekło?
- Na SHL siedziałem, gdy miałem 5 może 6 lat. Mój ojciec miał taki motocykl. Pamiętam zapach mieszanki oleju z benzyną. I mój motocykl też tak samo pachnie.
- Sprzedasz go?
- Raczej nie.
- Ale z innymi, po renowacji, się rozstajesz.
- W sumie miałem ok. 15 motocykli, w tej chwili mam cztery. Fakt, sprzedaję, po to, by kupić inny, który mnie akurat interesuje. Bywa też, że żałuję swojej decyzji. Tak było z MZK. Nacieszyłem się i już jej nie chciałem, po czym pomyślałem, że jednak kupię sobie jeszcze jedną (śmiech).
- Co teraz stoi w garażu?
- SHL, Junak, WSK 175 i Pannonia. To dość egzotyczny motocykl, węgierski, który, kupiłem, mimo że nie miał dokumentów. A do tego akurat, z reguły, przywiązuję dużą wagę. Czasem te pojazdy przechodziły z rąk do rąk. Ktoś na przykład miał WSK, a był czas, że te motocykle traciły na wartości, więc ją oddawał. Motocykle krążyły bez papierów po okolicznych wioskach. Teraz ich rejestracja, jako zabytku, jest kłopotliwa i dość droga.
- Czy przywracanie motocyklom dawnego blasku jest kosztowne?
- Nie każdy stary motocykl nadaje się do renowacji. Najlepiej pozyskać taki, który będzie w dobrym stanie, nie będzie, jak my to mówimy, zajechany, bo wtedy wkład pracy musi być większy i nie będzie to opłacalne. Czasem jednak nie warto czegoś odnawiać, bo ma oryginalne napisy, naklejki, lakier, opony. To jest zabytek motoryzacji i zniszczony wygląd świadczy o jego wartości. A czy renowacja jest kosztowna? To zależy, co trzeba kupić. Często jeździmy z kolegami na bazar do Łodzi, gdzie spotykają się wariaci od zabytkowych motocykli, samochodów i innych rzeczy. Wybór części jest spory. Wiadomo, na raz wszystkiego się nie kupi, ale stopniowe gromadzenie tego, co może przydać się w przyszłości jest wskazane (śmiech). Kupuje się coś, bo jest okazja, bo po prostu akurat jest, choć w danym momencie ta część jest nam zupełnie niepotrzebna. Przekonałem się już, że to dobre posunięcie.
- Nad czym teraz pracujesz?
- Tak się złożyło, że musiałem wyjechać na kilka miesięcy więc ten sezon uważam za zamknięty. Myślę, że w przyszłym roku zastanowię się nad Pannonią.
- Twoje motocykle są "na chodzie".
- Oczywiście, choć nie pokonuję nie wiadomo ilu kilometrów. Ot, pojadę na zlot do Tolkmicka czy do Fromborka. Najwięcej – ok. 500 km - podczas jednego sezonu przejechała SHL, bo jeżdżę nią do pracy [asp. Krzysztof Nowacki jest oficerem prasowym KMP w Elblągu - red.].
- Dla szpanu?
- Czasem mam wrażenie, że ktoś może popukać się w czoło i zaśmiać, niż pomyśleć, że szpanuję (śmiech). Często oglądają się też za mną panie w wieku 60-70 lat i mówią: "Mój mąż miał taki motocykl. Jeździłam z nim na grzyby".
- Swoje, ale nie tylko swoje, motocykle prezentowałeś podczas dwóch wystaw w Ratuszu Staromiejskim.
- I myślę o kolejnej, tym razem dotyczącej motorowerów z czasów PRL. Plany zawodowe jednak pokrzyżowały mi szyki i nie wiem czy uda się taką ekspozycję zorganizować w przyszłym roku. A motorowery są i czekają, by je wyciągnąć z garażu, komórki i pokazać szerszej publiczności. Poprzednie wystawy w Ratuszu pokazały, że zainteresowanie starą motoryzacją jest. Przez dwa tygodnie nasze motocykle obejrzało ok. 4 tys. osób. To dużo.
- Dlaczego motorowery?
- One były kiedyś bardzo powszechne. WSK jeździły głównie za miastem. To był taki "wiejski sprzęt kaskaderski" (śmiech). W mieście zaś były motorowery.
- Kupujesz i odnawiasz także rowery.
- Bo lubię i wielką frajdę sprawia mi to, że jadę po mieście rowerem z 1988 r., który jest w dobrym stanie. Czasem trafia się okazja i można kupić taki rower za śmieszne pieniądze, np. za 100 zł, bo komuś zalega on w piwnicy i chce się go po prostu pozbyć. Ale mam też rower przedwojenny, którego odnowienie sprawiło mi dużo satysfakcji.
- Sporo tych zabytków motoryzacji.
- Dlatego pomyślałem o stworzeniu w Elblągu muzeum. Były nawet prowadzone rozmowy z władzami miasta i urzędnikami. Temat nie jest zamknięty. Myślę, że byłaby to atrakcja nie tylko dla mieszkańców, ale i turystów. Eksponaty przekazaliby pasjonaci, a miasto zajęłoby się prowadzeniem takiej instytucji. My bowiem, oprócz hobby mamy swoje obowiązki związane z pracą zawodową i zwyczajnie nie mielibyśmy na to czasu. A są profesjonaliści, którzy zajęliby się takim muzeum doskonale. Eksponaty mógłby dołożyć Denar i myślę, że jest to atrakcyjny pomysł. Skoro park dinozaurów przyciąga odwiedzających... (śmiech). Takie muzeum mogłoby być wizytówką miasta.