Niejeden powinien uczyć się od niego optymizmu i zapału do życia. Jest człowiekiem pełnym pasji i marzeń, które krok po kroku realizuje. Nie załamuje się, lecz działa. Od pewnego czasu uprawia sport na wózku, bo chce wziąć udział w paraolimpiadzie. Rozmawiamy z elblążaninem z pasją Michałem Pilipczukiem.
Michał Pilipczuk: Pracowałem na budowach jako malarz budowlany. W 2006 roku podczas pracy na budowie spadła mi na nogi metalowa belka. Zmiażdżyła mi palce i nogi. Nie było niestety czego ratować. Teraz albo poruszam się na wózku albo na protezach. Powoli chodzę, to do miasta się przejdę, to do Bażantarni, to do sklepu.
- Od jak dawna mieszka pan w Domu Pomocy Społecznej „Niezapominajka”?
- W kwietniu będzie dwa lata.
- Odwiedza pana rodzina?
- Nie mam z nią kontaktu. Sam daję sobie radę. Miałem kiedyś mieszkanie, ale nie miałem tam dobrych warunków. Musiałem pokonywać schody, nie miałem żadnej pomocy, musiałem sam schodzić na kolanach z tych schodów. Miałem już tego dosyć. W mieszkaniu wózek mi się nie mieścił, więc do łazienki chodziłem na kolanach. W końcu oddałem mieszkanie miastu, a miasto umieściło mnie tutaj. Przez siedem lat uczęszczałem do Domu Dziennego Pobytu na Owocowej. Przebywałem tam w ciągu dnia, spotykałem się z ludźmi. Później trafiłem tutaj. I tak sobie tutaj elegancko żyję.
- Jest pan także podopiecznym Fundacji Maltańskiej…
- Tak, niedawno ukończyłem tam kurs komputerowy.
- A co pan porabia na co dzień?
- Majsterkuję.
- Słyszałam, że wziął się pan za uprawianie sportu?
- Tak, trenuję jazdę na wózku, bo chcę wziąć udział w maratonach i półmaratonach.
- Trenuje pan na tym wózku?
- Tak, bo innego nie mam. W tym roku w czerwcu wziąłem udział w Biegu Piekarczyka. Było ciężko, bo na Starym Mieście jest kostka brukowa, po której ciężko się jeździ, ale powoli, powoli i dojechałem. Każdy się dziwił, nawet sędzia zapytał: „Pan chce na tym wózku startować?” A ja na to, że po to przyjechałem i spróbować mogę… Byłem na mecie 154, ale w swojej kategorii na wózku jako pierwszy. Zapisałem się też niedawno do IKS Atak i tam dali mi wózek wyczynowy na trzech kółkach. Od kwietnia chciałbym zacząć nowy sezon i jeździć na nim. Mam nawet swoją trenerkę, która jest terapeutką. Latem ćwiczymy razem, ona na swoim rowerze, a ja na swoim wózku.
- Podobno pana marzeniem jest start w paraolimpiadzie?
- Najpierw spróbuję sił w imprezach lokalnych. W następnym sezonie mam zamiar wystartować w zawodach w Bażantarni, parku Kajki, na Modrzewinie, w parku Traugutta, potem w Pasłęku na 10 km. Może wezmę udział w zawodach w Olsztynie i Iławie na 20 km, a potem w Gdańsku. Do paraolimpiady daleka droga, ale powoli, małymi krokami może się uda. Takie mam marzenie. Brakuje mi tylko profesjonalnego sprzętu.
- Często pan trenuje?
- Gdy jest sezon to nawet dwa razy dziennie. Jadę sobie do Bażantarni, na Stare Miasto, po całym Elblągu. Jak jest pogoda, to nawet o wpół do siódmej wyruszam. Potem wracam na śniadanie. I znów trenuję po południu. Wszyscy dziwią mi się, że ja wszędzie dojadę. Powoli, ale dojadę. W miejscu nie usiedzę. Gdybym tak siedział tylko tutaj, to bym zgnuśniał. Zawsze znajdę jakieś zajęcie dla siebie. Zajmuję się także pisaniem artykułów do naszej gazetki wydawanej w „Niezapominajce”.