UWAGA!

Ona to ma lekkie pióro!

 Elbląg, Ona to ma lekkie pióro!
fot. Włodzimierz Wawro

Można powiedzieć o niej kobieta wszechstronna. Pisze, grywa na scenie i w filmie, a ostatnio reżyseruje. Na swoim koncie ma trzy wydane książki. Uzdolniona artystycznie i literacko. Zawodowo kierownik literacki, prywatnie mama czteroletniego Feliksa. Rano stuka w klawiaturę komputera, po południu spędza czas z bliskimi, a wieczorami bawi się sztuką z Alternatywnymi. Jak to wszystko godzi, opowiada Kamila Łyłka.

Dominika Kiejdo: Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
       Kamila Łyłka:
Pierwsze swoje próby zaczęłam popełniać na studiach. Jednak wtedy wszystko lądowało na dnie szuflady. Z czasem trafiłam do elbląskiego klubu literackiego. Od tamtego czasu zaczęłam dzielić się tekstami, konsultować je i bardzo intensywnie pracować nad warsztatem. Wtedy też przeszłam dość płynnie z pisania prozy do pisania poezji. Początkowo wzbraniałam się z pisaniem poezji, bo uważałam, że nie znam się na tym, ale z czasem zaczęłam odnosić pierwsze sukcesy na tym polu. Były to ogólnopolskie konkursy literackie, turnieje jednego wiersza, propozycje wydrukowania moich tekstów w różnych pismach literackich. Dość dziwny bieg wydarzeń, szczególnie, że upierałam się, że przecież nie lubię poezji.
      
       - Zajęłaś pierwsze miejsce w konkursie ogólnopolskim. Tak powstał tomik wierszy "From 17". Co oznacza ten tajemniczy tytuł? Mi kojarzy się z angielskim "from".
       - Często spotykam się z interpretacją "from seventeen". Jednak tytuł pochodzi od Fromborskiej 17. To skrót od ulicy, przy której się wychowałam. Ostatni wiersz wszystko wyjaśnia.
      
       - Rok później powstał Twój kolejny tomik poetycki pt. "Prosta skomplikowana", który też był efektem wygranej w konkursie.

       - "Prosta skomplikowana" powstała w ramach elbląskiego rękopisu roku. W międzyczasie na konkursie prozatorskim zauważył mnie Andrzej Stelmasiewicz. Usłyszał mój tekst i stwierdził, że jest na tyle dobry, że chciałby wydać zbiór. Tak powstały opowiadania "To o nas".
      
       - Żadnej z tych książek nie wydałaś sama. W każdym przypadku zostałaś nagrodzona lub wyróżniona. To spory sukces, który świadczy o tym, że powinnaś pisać dalej...
       - Zgadza się, jednak mam w sobie dużo pokory i wcale nie uważam, że dobrze piszę. Cieszę się, że moje utwory są efektem albo konkursów albo tego, że to ktoś chciał mnie wydać, bo wtedy to bardziej smakuje.
      
       - O czym opowiada Twoja ostatnia książka "O nas"?

       - Są to historie inspirowane Kamionkiem Wielkim, w którym spędziłam sporą część dzieciństwa. Mieszkała tam moja babcia, moje kuzynki. To niesamowite miejsce, zderzenie dwóch światów, z jednej strony baraki, domy, port, z drugiej totalna dzicz: zalew, las, polany, po których mogłam biegać od rana do nocy. Do tej książki sama robiłam fotografie. Czego nie dopowiedziałam, zawarłam w tych zdjęciach. Ta rzeczywistość jest trochę zniekształcona przez czas i przez pryzmat patrzenia na to, co się tam działo, oczami dziecka. Wyszła z tego trochę groteskowa opowieść, teksty są momentami brutalne. To właśnie „grzebanie” w przeszłości, odtwarzanie jej, inspiruje mnie najbardziej. Ludzie i miejsca będą dla mnie zawsze niekończącym się źródłem tematów. Mam już kolejny „temat”.
      
       - Co to za brutalne wątki?
       - Patrzyło na to wszystko dziecko. Dla dziecka czasami zwykłe obrazy biedy, krzyku, to coś, z czym nie potrafi sobie poradzić. Nie mam absolutnie żadnej traumy związanej z tym czasem. Myślę, że brutalność, a może po prostu dosadność tej książki polega na tym, że pokazuje rzeczy, o których nie każdy chce mówić głośno, albo na które nie chce się czasami patrzeć. Jest to na przykład przemoc między dziećmi, destrukcyjne zachowania, patologia. Są to klimaty, w których, nie mogę powiedzieć, że się wychowywałam, ile ich dotknęłam, które miały na mnie jakiś wpływ na tyle, że po 20 ponad latach wracam do nich pamięcią i je opisuję, chociaż to fikcja literacka i miejsce, jakim jest Kamionek, było tylko punktem wyjścia tych historii. Wspomnienia te, jakby nie patrzyć, są bardzo dobrymi wspomnieniami, bo ja uwielbiałam to miejsce. Trzymałam sztamę z tymi dzieciakami, lubimy się do dzisiaj. Nasze dzieci biegają razem, bawią się. Jestem wdzięczna rodzicom, że mogłam spędzić dzieciństwo przy lesie, przy wodzie, wśród dzieci. Jednak ten obraz zawsze będzie zniekształcony. Dzieciństwo nie może być tylko szczęśliwym okresem. Zawsze będą jakieś strachy, jakieś lęki. To jak bajka w krzywym zwierciadle.
      
       - W dzieciństwie nie ciągnęło cię do pisania?

       - Nigdy nie miałam problemu z pisaniem. Już od pierwszej, drugiej klasy szkoły podstawowej pisałam wypracowania na zlecenie dla kolegów z klasy. Potem rozrosło się do całej szkoły. Na początku walutą były batoniki, potem 5 zł, 10 zł. Potrafiłam napisać 10-15 prac na ten sam temat, a nauczyciel nigdy nie zorientował się, że pisała to jedna i ta sama osoba. Miałam klientów od podstawówki aż po studia. Lekkość pisania zawsze we mnie była. Moje pisanie zaczęło się dosyć wcześnie, ale dość późno zaczęłam traktować je nieco poważniej.
      
       - Piszesz regularnie?
       - Nie. Bo wena odwiedza mnie nieregularnie. Miewam przerwy, czasami nie piszę przez miesiąc dwa, czasami z kolei zdarza się, że napiszę trzy teksty w jeden tydzień.
      
       - Skąd czerpiesz inspiracje? Tylko z przeszłości?
       - Lubię grzebać w przeszłości, jednak inspirują mnie też zwykłe sytuacje. Czasami jedziesz w jakieś miejsce, spotkasz kogoś, kogo dawno nie widziałeś albo przypomni ci się wypad na piwo z kumplem z liceum. Wszystko może być inspiracją. Czasami potrafię zamknąć lodówkę, coś przychodzi mi nagle do głowy i powstaje wiersz, który później wygrywa jakiś konkurs. Tej inspiracji nie trzeba szukać. Ona przychodzi sama. Przychodzi też ze spotkanymi na swojej drodze ludźmi. Takimi się staram otaczać. Inspirującymi.
      
       - A o czym są Twoje wiersze?
       - Tematyka jest różnorodna. Podmiot liryczny w tekście to nie zawsze ja. Czasami potrafię się utożsamić tylko z jednym zdaniem w tekście. Są teksty o moich relacjach z ludźmi, przyjaźniach, miłościach, przeszłości licealnej i dzieciństwie. "Prosta skomplikowana" jest dedykowana Kubie Pawłowskiemu, przyjacielowi, który odszedł w tym roku. Kilka tekstów skierowanych jest bezpośrednio do niego. Chciałam, by książka była ku jego pamięci. Był wyjątkową osobą. Jestem obserwatorem, opisuję to, co dzieje wokół mnie, chociaż nie dotykam wszystkich problemów współczesnego świata. Nie interesują mnie. Bardziej interesuje mnie, w jaki sposób ktoś bliski unosi filiżankę do ust niż kolejny czarny protest. Ktoś powiedział, że jest to zbuntowany głos młodego pokolenia. Nie wiem, na ile jestem jeszcze w młodym pokoleniu, ale bunt wpisany jest chyba w moją naturę. Wolę raczej, żeby ludzie wypowiadali się na temat tego, co znajdują w moich tekstach. Niektórzy dopowiadają za dużo, inni z kolei potrafią utożsamić się z podmiotem lirycznym. Chociaż zdarza się i tak, że ktoś pyta się mnie, o czym jest dany wiersz, a ja odpowiadam: "nie wiem”.
      
       - Nie tylko piszesz. Próbujesz sił także na innych polach. Ostatnio zostałaś reżyserką...

       - Złożyłam wniosek o stypendium kulturalne, które otrzymałam. Już wtedy nie było odwrotu. Rozpoczęłam pracę nad spektaklem "#cisza". Scenariusz jest inspirowany tekstem Zbigniewa Herberta pt. "Drugi pokój". A ja nagle stałam się reżyserką i scenografem. Oczywiście z wielką pokorą te dwa rzeczowniki powinny być wzięte w cudzysłów!
      
       - Premiera już 20 września podczas Festiwalu Literatury Wielorzecze...

       - Sama jestem ciekawa, co z tego wyjdzie i stresuję się chyba bardziej niż aktorzy, bo reżyserką jeszcze nie byłam. Aktorką już owszem, pisarką, poetką też, ale w rolę reżysera, dotąd nie wchodziłam.
      
       - Jest to spektakl dwóch aktorów. O czym opowiada?
       - O czekaniu. Pojawia się dwójka bohaterów. Ona i on. Para młodych ludzi, którzy zastanawiają się, co się stało z ich znajomą po imprezie. To dość aktualny temat. Codziennie facebook zalewany jest informacjami o tym, że ktoś wyszedł z domu i już nie wrócił. Mnie zainspirowała dodatkowo historia Iwony Wieczorek, która zaginęła w Gdańsku kilka lat temu. Pozorna sytuacja, idziesz na imprezę, z której nie wracasz. "#cisza" jest o tym, jak ludzie nie potrafią sobie poradzić, z tym że trzeba działać, trzeba komuś pomóc, jest o takiej niemożności działania. Jest to trochę nihilistyczny manifest pokolenia, które traci wartości, traci bliskich ludzi. Facebook ratuje nasze kontakty, ale zabiera bliskość. Człowiek potrzebuje fizyczności. Ale w innej formie niż ekran telefonu.
      
       - Kto jest odtwórcą głównych ról?

       - Do udziału w projekcie zaangażowałam swojego przyjaciela, Jarka Kwaśniaka oraz Julię Bączkiewicz, która działa w grupie teatralnej Nietentego. Podczas prób wsparcia udzielili mi Marta Masłowska, Jacek Żukowski i Rafał Konefał, którzy byli obserwatorami moich poczynań, udzielili bardzo wielu cennych wskazówek. Marta podpowiedziała mi dużo od strony aktorskiej, Rafał pomógł mi z pozycji widza tak, by wszystko wyszło naturalnie, bez zbędnej przesady. Chciałam stworzyć trochę teatr absurdu, by widz zobaczył, jak przerażający jest fakt, że ludzie się tak zachowują, jednak mam za małe doświadczenie. Swoje uwagi podsyłał mi także Jacek Żukowski. O muzykę poprosiłam Artura Kosińskiego.
      
       - Wspomniałaś, że byłaś także aktorką. Przy okazji powstał ciekawy dialog. Razem z Dominiką Lewicką-Klucznik przygotowałyście dwa niezależnie od siebie teksty, które świetnie zgrały się na scenie.

       - Mówisz o "Kolorowym Kitku". To próbka napisanego przeze mnie dramatu, który jest fajną korespondencją między poezją a prozą. Napisałam monodram i poprosiłam Dominikę o napisanie do tego drugiego monodramu na zasadzie kontrdialogu. Dominika nie znała treści "Kolorowego kitka". Przeczytałam jej dosłownie jedno zdanie i powiedziałam: "Zbuduj coś do tego". Okazało się, że stworzyłyśmy międzypokoleniowy dialog. Bardzo przykry dialog. Dialog dwóch kobiet w różnym wieku. Niektórzy odczytują w tym relację matki i córki, ale to nie jest do końca powiedziane. Tekst jest mocny, brutalny. Uzupełnia się wzajemnie. Postanowiłyśmy to przeczytać na Małej Scenie Teatru. Teksty bardzo się zgrały. Niektórzy widzą w nim więzienie, inni zakład psychiatryczny, inni po prostu jeden pokój, w którym znajduje się matka i córka po przejściach. "Kolorowy kitek" również będzie można zobaczyć w ramach Wielorzecza. Tekst jest przepełniony emocjami, w każdym zdaniu jest gniew, smutek, ból. Starałyśmy się tak to odczytać, żeby to było wstrząsające. I ludzie byli wstrząśnięci.
      
       - To nie jedyna Twoja przygoda z aktorstwem. Zagrałaś także w filmie.

       - Zostałam poproszona do projektu Jacka Żukowskiego, który również otrzymał stypendium kulturalne i robi film. Z profesjonalną ekipą i sprzętem, z aktorami. To też było dla mnie wyzwanie, bo aktorką na planie jeszcze nie byłam. Była to też niesamowita przygoda. Jestem szczęśliwa, że Jacek wziął mnie do jednej z głównych ról. Występuję w roli mamy dziewczynki, która opowiada historię swoich rodziców i babci. Jestem ciekawa efektu, starałam się dobrze wypaść i nie zawieść. Zmierzenie się z kamerą, udawanie emocji to trudne zadanie. Film jest na etapie montażu. Jeszcze nie wiadomo, kiedy będzie premiera. Mam nadzieję, że nie zawiedliśmy.
      
       - Jesteś wiceprezesem Alternatywnego Elbląskiego Klubu Literackiego. Za kilka dni w Elblągu wielka literacko-kulturalna uczta. Co będzie się działo podczas Festiwalu Literatury Wielorzecze?

       - Będzie się działo. W programie spotkania autorskie, warsztaty teatralne i literackie, warsztaty z pisania komiksów, warsztaty z autoprezentacji, koncerty, slam poetycki, panel dyskusyjny. Od czwartku do niedzieli (20-23 września) w przestrzeni miasta będzie się działo bardzo dużo. Zaproszeni goście, duże nazwiska: Wojciech Kass, Michał Witkowski, Sylwia Kubryńska. Staraliśmy się, żeby było różnorodnie. Festiwal z roku na rok się rozrasta. Robimy, co w naszej mocy, by impreza była dopasowana do potrzeb odbiorców.
      
       - Jesteś w ciągłym biegu. Pracujesz w elbląskim teatrze w charakterze kierownika literackiego, bierzesz udział w spotkaniach Alternatywnych, piszesz, grasz, a prywatnie jesteś mamą czteroletniego Feliksa. Jak godzisz to wszystko?
       - Piję dużo kawy z kubeczków papierowych (śmiech). Czasami mam nawet chwilę, żeby zatrzymać się w kawiarni. Odnajduję się w tym wszystkim. Tempo i ilość zadań, którym muszę sprostać, nadają sens temu wszystkiemu, co się wokół mnie dzieje. Nie lubię stagnacji. Chociaż lubię się czasami ponudzić. Każdy mój dzień to zapisane kartki w kalendarzu, często się nie wyrabiam, choć staram się nie spóźniać. Największa satysfakcja przychodzi na koniec dnia, z ostatnią kawą i muzyką w tle. I świadomością, że za pięć godzin wracamy do gry.
      
rozmawiała Dominika Kiejdo

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama