
Trwa usuwanie skutków powodzi w okolicy rzeki Kumieli. Zobacz zdjęcia z ulicy Związku Jaszczurczego i okolic, gdzie jeszcze wczoraj zalegała wielka woda.
Poranek 30 lipca na Związku Jaszczurczego i w okolicy dzień po tym, jak ulica została zalana przez wodę z Kumieli, był głośny. Robotnicy wyrównywali drogę, trwały prace porządkowe. Miejsce prac zabezpieczała policja, odpowiednio kierując ruchem, dało się też dostrzec inne służby. Przy wejściu do poszczególnych lokali widać sporo worków z piaskiem. Porozmawialiśmy trochę z tymi, którzy w sąsiedztwie Kumieli żyją i pracują na co dzień.
- O 5:40, jak wyszedłem do pracy, poziom wody sięgał już ponad próg auta, samochód jest prawdopodobnie całkiem uszkodzony. Stoi tutaj i czeka na rzeczoznawcę, ale miasto już domaga się, żeby go usunąć z tego miejsca, więc go przestawiam. Porobiłem zdjęcia, rzeczoznawca dzisiaj będzie. Ja mieszkam na wyższych piętrach, więc co do mieszkania nie miałem problemu, piwnicy też nie mam. Na przyszłość powinno być szybsze informowanie o takich sytuacjach. Nawet dziś, komunikat o usunięciu aut powinien być szybciej, a nie gdy już jest czyszczona ulica. Powinni to ogłaszać megafonem - mówi pan Kamil.
Stoimy na zabłoconym parkingu na Związku Jaszczurczego.
- Dowiedziałem się o sytuacji o 5 rano, od sąsiada. Szybko przyjechałem do firmy, musiałem się prędko sam zorganizować – wskazuje Michał Kaszewski, właściciel firmy Aro Broń. - Mamy na Związku Jaszczurczego trzy lokale, do wszystkich weszła woda, ale na szczęście nie w jakimś dużym stopniu. Zabezpieczyliśmy je workami, woda przy murze na zewnątrz sięgała 40 cm, ale dzięki workom nie weszło nam jej tyle, co sąsiadom. Jak na ogrom tej cały wody nasze straty nie są duże.
Czego w takich sytuacjach przedsiębiorca oczekuje na przyszłość?
- To jest bardzo dobre pytanie, przede wszystkim informowania. Nie wiem, czy jest taka systemowa możliwość, ale powinni zebrać od właścicieli lokali numery telefonów i Zarządzanie Kryzysowe powinno informować indywidualnie o tym, że coś takiego się dzieje, np. SMS-em. Worki przyjechały dopiero o godz. 10-11. Powinny być od razu przywiezione i powinna być wcześniej informacja, że jest ryzyko. To kluczowe elementy, żeby mieć te 2-3 godziny zanim woda dojdzie, żeby obłożyć co trzeba workami. Ja rozumiem, że tych budynków było dużo i zalało też Tolkmicko i okolice, więc nie oczekuję, żeby wszyscy tu przyjechali i ratowali Jaszczurczego – zastrzega jednocześnie nasz rozmówca.
Zaglądamy do kolejnego lokalu. Tu nie widać mocno skutków wylania Kumieli, miejsce jest już posprzątane, ale...
- Miałam tu z 20 cm wody, wszystko było do tego miejsca zalane, szafki itd. Na razie wygląda to ok, ale boję się, że po zalaniu te wszystkie elementy, plastiki, zaczną puchnąć. Dużo szafek jest przymocowanych, nie można było ich wyciągnąć, doczyszczaliśmy to sięgając szlachuem. Wczoraj miałam wodę na całej powierzchni lokalu. Nie miałam wcześniej żadnej informacji o zagrożeniu. O sytuacji wiedziałam od 7 rano, przyjechałam na miejsce i zobaczyłam co się dzieje. Pierwsze odczucie, wrażenie? „Jeden wielki gnój”. A czego bym oczekiwała? Żeby powstał zbiornik retencyjny i pomocy w takich sytuacjach w przyszłości. Zostaliśmy tutaj sami, strażacy owszem, pomagali, wypompowywali tutaj wodę, ale jeśli chodzi o lokale musieliśmy sobie poradzić na własny koszt – mówi jedna z okolicznych przedsiębiorczyń.
Woda z pobliskiej rzeki mocno doświadczyła naszego kolejnego rozmówcę. Rozmawiamy przez chwilę, gdy z zespołem doprowadza lokal do porządku. Pracy jest sporo.
- Od wczoraj non stop mamy dużo pracy – przyznaje Krzysztof Matejek z firmy VAN. - Kolega do mnie zadzwonił o 7 rano, że wody jest już po kostki. Wtedy nic już nie można było zrobić. Jeśli chodzi o straty, to sama elektronika to ponad 100 tys. zł, poza tym trudno powiedzieć, a ile towaru się zmarnowało... Oczekujemy, żeby w końcu tutaj coś z tym zrobiono. Rządy się zmieniają, a tutaj nic się nie zmienia. 8 lat temu, jak była powódź, mieliśmy informację wcześniej, mogliśmy się jakoś zabezpieczyć... – wyznaje przedsiębiorca.
- U nas było trochę wody, ale nic więcej, musieliśmy po prostu zmyć podłogę, ten lokal jest ciut wyżej. Działania musieliśmy przez chwilę, ale jak coś to można powiedzieć, że Kalinka działa normalnie – słyszymy z kolei od pań w pobliskim barze.
Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć pokazującej, jak wygląda dziś sytuacja w okolicy Kumieli.