No i stało się – pierwsza tura wyborów na Prezydenta RP za nami. Co można po niej wywnioskować? To, że wyniki nie zdziwiły tych, którzy chociaż trochę śledzili sondaże wyborcze. Tak jak się spodziewano, na czele stawki Komorowski i Kaczyński, co do których spodziewano się, że przejdą do drugiej tury. Dalej Napieralski, który, o dziwo, odnotował wysoki skok, jeżeli porównywać z szansami, jakie mu dawano, a potem reszta.
Co powoduje, że ludzie oddają głosy na właśnie tych kandydatów? Jest wiele teorii, jednak dwie, moim zdaniem, najważniejsze dotyczą właśnie sondaży. Pierwsza z nich – mniej prawdopodobna – mówi o tym, że ludzie naprawdę mają poglądy równe z wynikami sondaży i zdecydowanie popierają osobę z partii rządzącej i jej głównego oponenta, szefa przeważającej siły opozycji.
Druga opcja – moim zdaniem – jest o wiele bardziej pewna. Mianowicie chodzi tu o to, że ludzie zasypywani różnego typu sondażami chcą głosować na mniejsze zło. Skoro widać, że na czele stawki znajdują się dwie osoby, to przeciwnicy jednego będą głosować na drugiego, nie będąc jednocześnie jego zwolennikami, głosują jedynie na niego, by jego przeciwnik nie wygrał. Takie zachowanie jest jak najbardziej zrozumiałe w drugiej turze, kiedy to pozostają na polu bitwy dwie osoby - wtedy wybiera się tego, który jest według głosującego „nie tym złym”. Jeżeli chodzi jednak o pierwszą turę, to ludzie powinni głosować na tego, który najbardziej im pasuje.
Nie raz spotkałem się z zachowaniem – chociażby moich znajomych – którzy pytani, na kogo głosują, podawali nazwiska z górnej części listy sondażowej, tłumacząc, że ich prawdziwy kandydat nie ma szans i jakby oddali głos na niego, to by zaginął gdzieś w próżni.
Sondaże mają więc wiele funkcji, do najważniejszych należą manipulacyjna i propagandowa. Nie podważam wiarygodności instytucji, które wykonują badania sondażowe, ale ankieta wykonana na ledwo ponad 1000 osobach nie może nam dać pełnego obrazu poglądów Polaków.
Wnioskiem jest to, że osoby, które dostały się do drugiej tury, powinny mieć od kilku do kilkunastu punktów procentowych mniej, natomiast niektóre osoby z dołu – o tę część więcej. Walka o urząd prezydenta naszego kraju bez tych badań byłaby bardziej wyrównana, przez co bardziej demokratyczna.
Za kilka miesięcy wybory samorządowe, w których sondaże nie mają już takiego znaczenia. Na poziomie lokalnym badań jest o wiele mniej, a te na szczeblu krajowym są mało ważne, bo kogo np. w Elblągu obchodzi to, że w Warszawie wygrywa ugrupowanie, któremu nie sprzyja – chyba tylko polityków. Elblążanina obchodzi Elbląg, więc nie będzie opierał się na sondażach ogólnokrajowych.
Na koniec przed drugą turą wyborów prezydenckich i właśnie bardzo ważnymi dla naszego miasta wyborami samorządowymi mam taką prośbę do współobywateli. Nie kierujcie się sondażami, a własnymi poglądami i doznaniami.
Druga opcja – moim zdaniem – jest o wiele bardziej pewna. Mianowicie chodzi tu o to, że ludzie zasypywani różnego typu sondażami chcą głosować na mniejsze zło. Skoro widać, że na czele stawki znajdują się dwie osoby, to przeciwnicy jednego będą głosować na drugiego, nie będąc jednocześnie jego zwolennikami, głosują jedynie na niego, by jego przeciwnik nie wygrał. Takie zachowanie jest jak najbardziej zrozumiałe w drugiej turze, kiedy to pozostają na polu bitwy dwie osoby - wtedy wybiera się tego, który jest według głosującego „nie tym złym”. Jeżeli chodzi jednak o pierwszą turę, to ludzie powinni głosować na tego, który najbardziej im pasuje.
Nie raz spotkałem się z zachowaniem – chociażby moich znajomych – którzy pytani, na kogo głosują, podawali nazwiska z górnej części listy sondażowej, tłumacząc, że ich prawdziwy kandydat nie ma szans i jakby oddali głos na niego, to by zaginął gdzieś w próżni.
Sondaże mają więc wiele funkcji, do najważniejszych należą manipulacyjna i propagandowa. Nie podważam wiarygodności instytucji, które wykonują badania sondażowe, ale ankieta wykonana na ledwo ponad 1000 osobach nie może nam dać pełnego obrazu poglądów Polaków.
Wnioskiem jest to, że osoby, które dostały się do drugiej tury, powinny mieć od kilku do kilkunastu punktów procentowych mniej, natomiast niektóre osoby z dołu – o tę część więcej. Walka o urząd prezydenta naszego kraju bez tych badań byłaby bardziej wyrównana, przez co bardziej demokratyczna.
Za kilka miesięcy wybory samorządowe, w których sondaże nie mają już takiego znaczenia. Na poziomie lokalnym badań jest o wiele mniej, a te na szczeblu krajowym są mało ważne, bo kogo np. w Elblągu obchodzi to, że w Warszawie wygrywa ugrupowanie, któremu nie sprzyja – chyba tylko polityków. Elblążanina obchodzi Elbląg, więc nie będzie opierał się na sondażach ogólnokrajowych.
Na koniec przed drugą turą wyborów prezydenckich i właśnie bardzo ważnymi dla naszego miasta wyborami samorządowymi mam taką prośbę do współobywateli. Nie kierujcie się sondażami, a własnymi poglądami i doznaniami.