Od pożaru w budynku przy ul. Sadowej minęły już trzy miesiące, a lokatorzy nadal czekają na zakończenie remontu dachu. - To czysta paranoja, co tutaj się dzieje. Nie mogę nic w mieszkaniu odnowić, a gdy pada deszcz, woda przecieka przez sufit – załamuje ręce jedna z lokatorek. Zobacz zdjęcia.
- Od tego czasu minęły trzy miesiące, my nadal nie mamy dachu. Folie co prawda rozciągnęli, ale gdy pada deszcz, to i tak woda przecieka mi do mieszkania. Ostatnio musiałam całą noc czuwać, rozstawiać miski, by mnie nie zalało – żali się jedna z lokatorek, której mieszkanie znajduje się tuż pod spalonym poddaszem. - Robotnicy pojawiają się od czasu do czasu, coś tam zrobią w jeden dzień, a potem przez kilka dni ich nie ma. Dzwoniłam, prosiłam, by te prace szły sprawniej, ale nic się tutaj nie dzieje. Czysta paranoja, by tyle czasu remontować dach.
- Jesteśmy na placu budowy dzień w dzień, robimy co możemy, by prace przebiegały jak najszybciej, ale opóźnienia to nie nasza wina. Firma ubezpieczeniowa do tej pory nie zaakceptowała harmonogramu robót ani kosztorysów. My już wykonaliśmy prace na kwotę 200 tysięcy złotych, wyremontowaliśmy lokatorom na swój koszt większość mieszkań i też czekamy na pieniądze - mówi Marcin Górski, właściciel firmy remontującej budynek po pożarze. - Specjalnie wyremontowaliśmy strych nad mieszkaniem tej pani, by można było przenieść jej rzeczy w to miejsce i zacząć również u niej remont mieszkania. Ale na to się ona nie zgodziła.
W budynku istnieje wspólnota mieszkaniowa, zarządza nią prywatny zarządca – MK Nieruchomości. - Według naszej dokumentacji koszt remontu wyniesie 430 tysięcy złotych. Z firmy ubezpieczeniowej wspólnota otrzymała na razie około 80 tysięcy złotych zaliczki. Nie mamy reszty pieniędzy, czekamy na nie – mówi Romuald Żyłowski, dyrektor MK Nieruchomości. - Niedawno budynek oglądał biegły z Warszawy, którego wysłała firma ubezpieczeniowa, czekamy na jego opinię w tej sprawie i decyzję ubezpieczyciela.
Niewykluczone, że wspólnota będzie musiała podjąć uchwałę o kredycie na remont. Mamy dżentelmeńską umowę z wykonawcą remontu, że będzie prowadził prace, mimo że na razie nie mamy jak mu zapłacić. Zakres prac jest bardzo duży, to odtworzenie dachu praktycznie od zera, zalana też była instalacja elektryczna. Na dodatek prace po kilku tygodniach trzeba było zacząć od nowa, bo okazało się po wizycie projektanta, że jedna z płatew była nadpalona i dach trzeba było rozpinać i stawiać od nowa – dodaje dyrektor Żyłowski.
Ile jeszcze potrwa remont? Tego nie wiadomo. Lokatorzy, którzy mieszkają tuż pod spalonym poddaszem, z remontem swoich mieszkań muszą niestety poczekać aż do przykrycia dachu. - Planujemy zamknąć dach do końca tego tygodnia. Nie robilibyśmy tego remontu z własnych środków, gdyby nie życzliwa postawa pana Żyłowskiego - dodaje Marcin Górski.