UWAGA!

Piotr Lichociński: Wsiąkłem na dobre

 Elbląg, Piotr Lichociński, trener kickboxingu
Piotr Lichociński, trener kickboxingu (fot. Anna Dembińska)

- W roku szkolnym treningi mamy codziennie po około 90 minut. Przekrój wiekowy olbrzymi: od małych "kapsli" po grupę, którą żartobliwie określam mianem emerytów i rencistów: ludzi w wieku 40 plus, którzy jeszcze chcą się poruszać i wybrali kickboxing jako formę rekreacji. Przychodzą dwa, trzy razy w tygodniu. Trafili mi się zapaleńcy - mówi Piotr Lichociński. Z elbląskim trenerem kickboxingu wspominamy jego przygodę ze sportem.

- Bokserzy Lichocińscy z lat 40. XX w. to nie jest przypadkowa zbieżność nazwisk?

- Wujek Józef był bokserem i asystentem trenera do lat 70.. Wtedy specjalnie nie było wielkiego wyboru jeżeli chodzi o sport. Tata, oprócz boksu, ścigał się też na motocyklach. Miał kilka marek, ścigał się w rajdach szosowych na BMW R-12. Boks w rodzinie zaczął wujek Józef u trenera Leona Powalskiego. Tata chodził ich podpatrywać i trener zaproponował mu treningi. Stoczył około 200 walk, mniej więcej pół na pół, jeżeli chodzi o stosunek wygranych do przegranych. Pamiętam, kiedy później w garażu spotykał się z trenerem Leonem Powalskim oraz kolegami z ringu Józkiem Sulżyckim, Leszkiem Sokołowskim i innymi, nasłuchałem się wtedy anegdot z czasów ich kariery. Ojciec miał kłopoty ze wzrokiem, później sobie to zoperował. Ale gros opowieści dotyczyło tego, ze rywale nie wiedzieli, w którą stronę Jerzy patrzy, a wtedy mógł ich zaskoczyć bokserskimi akcjami.

 

- Pana droga do kickboxingu nie była prosta.

- Zaczęło się od piłki nożnej. W połowie lat 70. trenerzy Olimpii wypatrzyli mnie na turnieju dzikich drużyn, mieliśmy taką paczkę z ul. Giermków. W klubie trenowałem pół roku i stwierdziłem, że to nie dla mnie. Byłem raczej drobny i trudno było mi znaleźć sobie miejsce na boisku. Przerzuciłem się na łyżwiarstwo szybkie. Trenowałem dwa lata w Orle pod okiem Macieja Czarnockiego. Karierę przerwało mi zapalenie oskrzeli, które przeszedłem dość ciężko. A później trudno było wrócić do poprzedniej formy. Do sportów walki trafiłem w Technikum Mechanicznym. Dowiedziałem się, że w Elblągu funkcjonuje sekcja karate w Elbląskim Klubie Karate. Poszedłem i... wsiąkłem na dobre. EKK powstał na bazie sekcji karate w TKKF „Feniks“.

 

- Pierwszy trening?

- 15 października 1980 r. w jednostce wojskowej przy ul. Saperów. Pamiętam tę datę. Było nas na sali 200 - 250 osób. W karate obowiązuje ścisła hierarchia. Mistrz stoi frontem do trenujących, obok niego jego pomocnicy. Na początku stoją karatecy z najwyższymi stopniami, początkujący na samym końcu. Niewiele widziałem, niewiele słyszałem, ale spodobało mi się. Nabrałem pewności siebie, ale nigdy nie byłe wyróżniającym się zawodnikiem. Poważniejszą karierę uniemożliwiła mi ciężka kontuzja oka na mistrzostwach Polski w 1982 r. we Wrocławiu. Walczyłem o wejście do strefy medalowej, ciężka walka, dogrywka. Zastosowałem bardzo ładną technikę na ippon, wygrałem. Sędzia dał komendę >>stop<< i wtedy dostałem cios w oko. I w zasadzie było po karierze sportowej. Karate trenowałem nadal i doszedłem do stopnia pierwszego kyu. Egzamin zdawałem przed swoim mistrzem Aleksandrem Płyszewskim, który jest jednym z twórców kickboxingu w Polsce. Razem z karatekami z Warszawy Andrzejem Palaczem i Markiem Fryszem tworzyli podstawy tego sportu w naszym kraju.

 

- Elbląski kickboxing „zaczął się“... na cmentarzu.

- Na pogrzebie Aleksandra Płyszewskiego w 1985 r. zostałem poproszony przez klubowych kolegów, aby wygłosić mowę pożegnalną. Z nich wszystkich miałem chyba najwięcej śmiałości. Nie do końca zdawałem sobie sprawę ze swoich słów mówiąc, że będziemy kontynuować drogę trenera. Aleksander Płyszewski torował drogę pod powstanie kickboxingu w Polsce, nie dożył, niestety, sformalizowania tej dyscypliny w Polsce. Myślałem, że zajmą się tym bardziej doświadczeni mistrzowie. Ale... coś nie wypaliło. Odsunęli się, zajęli własnym życiem. Zmieniali się trenerzy, sekcja kickboxingu istniała, ale brakowało człowieka, który wziąłby odpowiedzialność „do końca“. Muszę jednak oddać moim poprzednikom sprawiedliwość: gdyby nie oni, nie miałbym co objąć na początku lat 90.

 

- Bo to też nie było tak, że Pan od razu przejął sekcję na swoje barki.

- Po drodze ukończyłem studia na gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Jak być nauczycielem, pokazał mi Andrzej Sawicki w Technikum Mechanicznym. Dlaczego AWF? Nauczycielem od wychowania fizycznego w „Mechaniku“ był Mieczysław Pleśniak. Byłem „usportowiony“ i lubiłem aktywność fizyczną, gdańska uczelnia była naturalnym wyborem. W tzw. „międzyczasie“ przez 16 lat prowadziłem też 29. Elbląską Drużynę Harcerską im. batalionu „Wigry“ przy Szkole Podstawowej nr 21. Praca z młodzieżą przynosiła mi satysfakcję i radość, lubiłem to. Chociaż... po skończeniu technikum miałem być kierowcą ciężarówki, rozważałem służby mundurowe m. in. milicyjną drogówkę, co też może nie byłoby złym rozwiązaniem. Wojsko... ale bilet do zasadniczej służby wojskowej dostałem do Ustki, do Centrum Kształcenia Specjalistów Marynarki Wojennej. Perspektywa trzech lat w marynarce trochę mnie przerażała, „na szczęście“ w tym samym czasie przyszła informacja, że dostałem się na gdański AWF.

 

- Przyszedł w końcu ten czas, że kickboxing się o trenera upomniał.

- Jeszcze za życia Aleksandra Płyszewskiego wraz ze swoim kolegą Andrzejem Kulwickim prowadziliśmy treningi grup rekreacyjnych i młodszych. To były takie pierwsze doświadczenia w przygodzie trenerskiej. Andrzej Kulwicki przez siedem lat był moim sparingpartnerem w walkach karate. Aż do jego pójścia do wojska, kiedy kontakt się urwał. W trakcie moich studiów nie zerwałem kontaktów z karate. W 1991 r. zająłem się sekcją. W tym miejscu chciałbym podziękować Hubertowi Brodzińskiemu, od którego otrzymałem bardzo wiele pomocy. Śmiem twierdzić, że bez niego kickboxingu w Elblągu dziś by nie było. Wspaniały człowiek, bardzo dużo pomógł, jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne, ponieważ lepiej ode mnie orientował się w przygotowaniu siłowym. Był też bardzo dobrym trenerem, jeżeli chodzi o techniki nożne. Pracowało nam się bardzo dobrze, później życie niestety zmusiło go do rezygnacji ze sportu. To jemu również trzeba przypisać zasługi jeżeli chodzi o elbląski kickboxing. Nie wolno o tym człowieku zapomnieć.

 

- W tym roku obchodzi Pan jubileusz 30-lecia pracy w sekcji.

- Kiedy powstał Polski Związek Kickboxingu, jako klub od razu przystąpiliśmy do organizacji. Prezesem Elbląskiego Klubu Karate był wówczas Tadeusz Nieczuja-Ostrowski, wiceprezesem i trenerem karate - Józef Zawada. Pamiętali, że ostatnią wolą zmarłego Aleksandra Płyszewskiego było pójście w stronę kickboxingu. Jeżeli chodzi o kwestię boksu, to bazowałem na tym, czego nauczył mnie ojciec. Ja się nigdy boksu nie uczyłem, wszystko co umiem, pokazał mi tata. Myślę, że na tyle skutecznie, że kilka osób czegoś tam nauczyłem. Zaczynaliśmy od form planszowych. Wynikało to raz z naszych warunków: nie mieliśmy własnego ringu, do tej pory nie mamy. Niewiele się zresztą zmieniło od tamtej pory: nadal nie mamy swojej sali, trenujemy dzięki uprzejmości miasta za trybuną D w Hali Sportowo - Widowiskowej, gdzie mamy swoje maty. Treningi na przyrządach odbywają się w Zespole Szkół Techniczno-Informatycznych, dzięki uprzejmości dyrekcji. Wcześniej trenowaliśmy korzystając z sal sportowych wojska, szkół. To nas w jakiś sposób ogranicza do form planszowych, nie mamy możliwości trenowania cięższych formuł. Druga sprawa to mój strach przed „cięższymi” formami. Przede wszystkim o zdrowie zawodników. Byłem wówczas młody, od swoich podopiecznych byłem starszy zaledwie o kilka lat, trudno mi było wziąć odpowiedzialność za ich zdrowie.

 

- Sukcesy jednak przyszły.

- Nie nastawiamy się na osiągnięcie wyników za wszelką cenę. Uda się, to fajnie, ale nie robimy wszystkiego pod wynik. Kiedyś tak próbowałem i dość boleśnie się sparzyłem. Ale kilkoma zawodnikami mogę się pochwalić. Warto wymienić Piotra Purckiego, wicemistrza Polski juniorów w formule low kick, Mariusza Paruzela, Rafała Szatkowskiego, medalistę mistrzostw Polski w full contakcie, Edmunda Bielonko, Artura Zielińskiego, Krzysztofa Zancewicza, Adama Sawickiego, Patryka Maderę, Adriana Durmę, Tomasza Mastalerza, Michała Estala, Marka Kaźmierczaka, Marcina Walę, Daniela Zawadę, Karola Bieszczada, Paulinę Jakubiec, Agnieszkę Żylińską, Marcina Laskowskiego, Mateusza Laskowskiego, Mateusza Kowzana, Witolda Rogoza i wielu innych. Ci zawodnicy przywozili medale z mistrzostw Polski i zawodów pucharowych. Wszystkich nie sposób wymienić, ale chciałbym z tego miejsca pozdrowić zarówno tych wymienionych jak i pozostałych.

 

- Jak sekcja wygląda dziś?

- W roku szkolnym treningi mamy codziennie po około 90 minut. Przekrój wiekowy olbrzymi: od małych "kapsli" po grupę, którą żartobliwie określam mianem emerytów i rencistów - ludzi w wieku 40 plus którzy jeszcze chcą się poruszać i wybrali kickboxing jako formę rekreacji. Przychodzą dwa, trzy razy w tygodniu. Trafili mi się zapaleńcy. Połowę lipca spędziłem w Bieszczadach, robiąc przerwę w treningach w hali. Wytrzymali cztery dni i zaczęli dzwonić, żebym jednak spróbował załatwić miejsce na treningi. Na szczęście się udało, a od sierpnia zaczynamy przygotowania do nowego sezonu. Jeżeli tylko pandemia nie przeszkodzi, to w październiku powinniśmy wystartować na zawodach. Przy czym nie jest to dla mnie jakiś priorytet. To zawodnik decyduje, czy chce wystartować. Trzeba dać mu taką szansę, żeby poczuł smak i atmosferę zawodów, żeby mógł się sprawdzić na tle innych. Osiągnięcia moich zawodników są w 80 proc. wynikiem ich pracy i chęci, mój wkład to tylko 20 proc. Największą nagrodą są jednak powroty tych zawodników, którzy jakiś czas temu przerwali treningi, a teraz wracają. Cezariusz Szulc wrócił, Paweł Banasik przyszedł z powrotem i przyprowadził dwóch synów. To miłe...

 

- Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama