UWAGA!

Roman Żurkowski: Nie skończyłem przygody z tenisem

 Elbląg, Roman Żurkowski, elbląski tenisista
Roman Żurkowski, elbląski tenisista

- Tenis zdobywał popularność na fali Wojciecha Fibaka. W tamtym właśnie czasie dostałem Poloneza [polskie rakiety tenisowe], którym odbijałem swoje pierwsze piłki na Zawadzie. Rakiety trochę się wyginały, na lewo, prawo - tak Roman Żurkowski wspomina swoje tenisowe początki. Z elbląskim mistrzem Polski rozmawiamy o jego przygodzie na kortach.

Jak zaczęła się Pana przygoda z tenisem?

- W 1982 r. wujek Paweł Jurczyński namówił mnie do gry. Miałem wtedy 11 lat. Do gry - to może brzmi górnolotnie, bo w Elblągu wówczas nie było klubu tenisowego z prawdziwego zdarzenia. Tenis zdobywał popularność na fali Wojciecha Fibaka. W tamtym właśnie czasie dostałem Poloneza [polskie rakiety tenisowe], którym odbijałem swoje pierwsze piłki na Zawadzie. Rakiety trochę się wyginały, na lewo, prawo. Z dzisiejszym sprzętem nie ma ich co porównywać. Ale to było zupełnie amatorskie – tak jak piłka nożna, w którą grali wszyscy: ulica na ulicę, blok na blok, tworzyło się osiedlowe drużyny. Warunków specjalnych do gry w tenisa nie było. Zimą samodzielnie odśnieżaliśmy sobie plac. Kort był w parku Modrzewie. Nie było maszyn do naciągania rakiet, trenerów, nie było nic.

 

Jak to się dalej potoczyło?

- Spółdzielnia Mieszkaniowa Zakrzewo zaczęła organizować pierwsze osiedlowe turnieje. Jako 12-latek jeden z tych turniejów udało mi się wygrać. Później wystartowałem w Grand Prix Elbląga. Turnieje były rozgrywane w kompleksie sportowym, przy ul Agrykola. Czesław Żukowski był spirytus movens całego przedsięwzięcia. Startowało 30 – 40 uczestników, jakaś tam konkurencja była. Najpierw byłem w pierwszej ósemce i tak krok po kroku zajmowałem coraz lepsze miejsca. Trzeci, potem drugi. W 1989 r. skończyłem, jak mi się wtedy wydawało, przygodę z tenisem jako nr 1 w Elblągu. Największym moim konkurentem był Marian Józefowicz. Jak się okazało 16 lat później – nie skończyłem przygody z tenisem, tylko ją przerwałem.

 

Nie ciągnęło Pana, żeby bardziej profesjonalnie zająć tenisem?

- W Elblągu nie było wówczas warunków do tego, żeby się wybić. W latach 80 – tych nie było w naszym mieście trenera tenisa z prawdziwego zdarzenia. Nie było komu się pokazać i zaprezentować swoje umiejętności. Dopiero później przyjechali Maciej Pindelski i Piotr Skorek. Kolejna sprawa to finanse.

 

Później była długa przerwa...

- Trzeba się było zająć sprawami zawodowymi i rodziną. Po 16 latach założyłem się z kuzynem, że z nim jeszcze wygram. Łatwo nie było, ale bakcyl uaktywnił się ponownie i wróciłem na kort. Wydaje mi się, że teraz gram lepiej niż w latach 80 – tych, kiedy zaczynałem.

 

I wyszedł Pan z graniem poza Elbląg...

- Na początku zacząłem grać w lidze elbląskiej. Pierwszego roku zająłem trzecie miejsce, potem drugie i od 2007 r. wśród amatorów jestem numerem 1. Żeby zwiększyć poziom trudności zacząłem grać w Grand Prix Wybrzeża Ziaja Cup. To cykl 21 turniejów rozgrywanych w różnych miastach. Ja staram się grać w 18. W rankingu bierze się pod uwagę 12 najlepszych wyników w poszczególnych turniejach. Tam mogłem mierzyć się z najlepszymi tenisistami Polski. Najbardziej wymagająca jest kategoria open, ponieważ startują w niej byli zawodnicy, trenerzy i poziom jest bardzo wysoki. Miałem okazję zmierzyć się z czołówką tenisistów polskich: Ignacym Szycą, Krzysztofem Pietrasem, Damianem Dąbrowskim i z wieloma innymi. W 2019 r. udało mi się wygrać ten cykl. A w 2018 r. i 2020 byłem drugi. Średnio 30 – 40 osób startuje w jednym turnieju, więc rywalizacja jest bardzo mocna i wyczerpująca.

 

Zdobył Pan też Mistrzostwo Polski amatorów w tenisie ziemnym.

- W 2011 r. zdobyłem brązowy medal w kategorii plus 35 w Narodowych Mistrzostwach Polski Amatorów w Łodzi. To akurat bardzo trudna kategoria, ponieważ grają w niej zawodnicy, którzy chwilę wcześniej skończyli profesjonalne kariery. W mistrzostwach Polski amatorów startowałem regularnie ale przez kilka kolejnych lat bez spektakularnych sukcesów. W 2018 r. w Szczecinie były rozgrywane pod auspicjami ITF Międzynarodowe Mistrzostwa Polski i udało mi się wygrać ten turniej w kategorii plus 45. W tej kategorii startowało 17 osób, sama czołówka. W finale wygrałem z Mariuszem Mijalskim w dwóch setach. Łatwo nie było, obroniłem piłkę setową przy stanie 4:5 i 30:40. Bardzo chciałem wtedy wygrać. Po turnieju okazało się, że nabawiłem się kontuzji. A warto dodać, że mój przeciwnik -Mariusz Mijalski w ubiegłym roku zdobył mistrzostwo Polski we Wrocławiu w swojej kategorii wiekowej. W mistrzostwach Polski gra się systemem pucharowym – musiałem więc wygrać cztery mecze. Do tego trzeba dodać jedno wicemistrzostwo w grze singlowej i jedno w deblu, to już w kategorii powyżej 45 lat. Warto jeszcze wspomnieć o drugim moim sukcesie w turnieju ITF. W ubiegłym roku (2020) byłem drugi w Kołobrzegu, w finale przegrałem z byłym mistrzem świata Beniaminem Budziakiem. Ciekawy to był mecz. W drugim secie nawet go „podgryzałem”. Ostatecznie mecz przegrałem 1:6,4:6, ale po meczu usłyszałem parę pochwał pod swoim adresem od mistrza świata. Ciekawostką jest, że inni rywale nie przystąpili do gry z Beniaminem Budziakiem. Oddali mecze walkowerem, bojąc się tego zawodnika i jak myślę kompromitacji. Więc w tej sytuacji moja przegrana z Budziakiem jest moim sukcesem.

 

Jak wygląda Pana sezon startowy?

- W sezonie gram około 30-35 turniejów. Samo Grand Prix Wybrzeża, to 21 turniejów, staram się wystartować w 18. Do tego mistrzostwa Polski oraz różne turnieje lokalne. Zimą organizowany jest cykl u Maćka Diłaja w Gdańsku.. Obecnie organizowane są turnieje w kategorii „amator”, gdzie startują zawodnicy tacy jak ja bez przeszłości klubowej, samoucy. Ale to nie dla mnie. Lubię grać z zawodnikami, którzy chociaż otarli się o profesjonalny tenis. Mam na nich patent, poza tym poziom jest też wyższy. Co do treningu, to jak się mówi w tenisowym środowisku: co najmniej godzinę dziennie trzeba rakietę trzymać w ręku.

W tym miejscu też chciałbym podziękować rodzinie, że patrzy przychylnie na moją pasję, odrobinę odpuszcza w obowiązkach domowych

 

Jak sobie radzicie w okresie pandemii?

Jakiś kąt do treningów każdy sobie znajdzie. Żeby pobiegać po parku, czy wziąć hantle w ręce to nie trzeba dużo filozofii. Wspomaga mnie Mateusz Skorek, z jego podopiecznymi rozgrywam sparingi. W tym sezonie przechodzę do kategorii plus 50. O sukcesy będzie trudniej, ale nie składam broni.

 

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama