Pożar w hotelowcu przy ul. Jaśminowej, zabytkowego Wiatraka w Wikrowie oraz gospodarstwa w Piskajnach - to ważniejsze wydarzenia, z którymi musieli zmierzyć się elbląscy strażacy w ubiegłym roku. Straż pożarna podsumowała swoje działania w 2001 roku.
Obok kilku bardzo poważnych pożarów, które przyniosły dziesiątki, a nawet setki tysięcy zł strat, ratownicy usuwali też szkody spowodowane silnym wiatrem, gniazda os czy zdejmowali koty z drzew. W ubiegłym roku - jak podkreślają - pojawił się też nowy rodzaj zagrożenia - bioterroryzm. Przypadków tajemniczych przesyłek z niewiadomego pochodzenia proszkiem w Elblągu było aż sześć.
- O tyle jest to niebezpieczne, że nigdy do końca nie można przewidzieć, czy to głupi żart czy rzeczywiste zagrożenie - powiedział komendant Krzysztof Grygo.
Strażacki sprzęt, będący w wyposażeniu trzech jednostek ratowniczo-gaśniczych, dwóch w Elblągu i jednej w Pasłęku, pozostawia wiele do życzenia. Samochody bojowe, podnośniki pneumatyczne czy hydrauliczne są już nieco wyeksploatowane. Strażacy często sami naprawiają awarie albo też wprowadzają modyfikacje. Ale np. brakuje kombinezonów do ratownictwa podwodnego czy większej ilości specjalistycznych zestawów ratownictwa medycznego.
Podczas niedawnego zagrożenia powodziowego okazało się, że w elbląskiej straży brakuje podstawowego sprzętu ratowniczego, który służyłby im w takich sytuacjach. Na Żuławach powinien być stosowany sprzęt lekki, samochody z napędem na cztery koła, łodzie płaskodenne.
Z własnego budżetu straż nie może przeznaczyć środków na ten cel.
- Mamy trochę sprzętu, ale są to tak minimalne ilości, że nie starcza nam nawet na podjęcie skutecznych działań przeciwpowodziowych od strony wody, nawet w tym podstawowym zakresie. I to jest nasze zmartwienie. Nie możemy kupić tego sami, ponieważ wydalibyśmy cały nasz budżet przeznaczony na tzw. zakupy rzeczowe - dodał komendant Grygo.
Być może szansą na tak zwane dosprzętowienie jednostek będzie kontakt z zaprzyjaźnionym z powiatem elbląskim niemieckim powiatem Steinburg.
- Będziemy tam zabiegać o sprzęt - stwierdził starosta elbląski Sławomir Jezierski.
- Ubiegły rok udało się szczęśliwie przeżyć - ocenia sytuację budżetową komendant. - Prognozy są takie, że nasz tegoroczny plan finansowy ma być większy w stosunku do ubiegłego o... 0,25 proc., więc znów zrobimy wszystko, by przetrwać.
- O tyle jest to niebezpieczne, że nigdy do końca nie można przewidzieć, czy to głupi żart czy rzeczywiste zagrożenie - powiedział komendant Krzysztof Grygo.
Strażacki sprzęt, będący w wyposażeniu trzech jednostek ratowniczo-gaśniczych, dwóch w Elblągu i jednej w Pasłęku, pozostawia wiele do życzenia. Samochody bojowe, podnośniki pneumatyczne czy hydrauliczne są już nieco wyeksploatowane. Strażacy często sami naprawiają awarie albo też wprowadzają modyfikacje. Ale np. brakuje kombinezonów do ratownictwa podwodnego czy większej ilości specjalistycznych zestawów ratownictwa medycznego.
Podczas niedawnego zagrożenia powodziowego okazało się, że w elbląskiej straży brakuje podstawowego sprzętu ratowniczego, który służyłby im w takich sytuacjach. Na Żuławach powinien być stosowany sprzęt lekki, samochody z napędem na cztery koła, łodzie płaskodenne.
Z własnego budżetu straż nie może przeznaczyć środków na ten cel.
- Mamy trochę sprzętu, ale są to tak minimalne ilości, że nie starcza nam nawet na podjęcie skutecznych działań przeciwpowodziowych od strony wody, nawet w tym podstawowym zakresie. I to jest nasze zmartwienie. Nie możemy kupić tego sami, ponieważ wydalibyśmy cały nasz budżet przeznaczony na tzw. zakupy rzeczowe - dodał komendant Grygo.
Być może szansą na tak zwane dosprzętowienie jednostek będzie kontakt z zaprzyjaźnionym z powiatem elbląskim niemieckim powiatem Steinburg.
- Będziemy tam zabiegać o sprzęt - stwierdził starosta elbląski Sławomir Jezierski.
- Ubiegły rok udało się szczęśliwie przeżyć - ocenia sytuację budżetową komendant. - Prognozy są takie, że nasz tegoroczny plan finansowy ma być większy w stosunku do ubiegłego o... 0,25 proc., więc znów zrobimy wszystko, by przetrwać.
J