Dobrze, że w końcu zacznie się realizacja programu zabezpieczenia przeciwpowodziowego Żuław (jego projekt ma być zaprezentowany jutro w Gdańsku) – zaniedbania w tym zakresie trwają już całe dziesięciolecia. W programie tym Elbląg znalazł się jednak na uboczu. Na cofkę najbardziej zagrażającą miastu i jego okolicom w programie recepty raczej nie znajdziemy.
Autorzy programu (więcej o nim w tekście „Pieniądze na zabezpieczenie przeciwpowodziowe Żuław”) piszą: „Najwyższy poziom techniczny osłona przeciwpowodziowa Żuław uzyskała w XIX i pierwszej połowie XX w. W 1945 r. wycofujące się wojska niemieckie doprowadziły do celowego zniszczenia znaczącej ilości urządzeń przeciwpowodziowych Żuław. Podstawowe zręby tego systemu odtworzono do 1949 r., jednak wskutek polityki kolektywizacji prowadzonej w okresie PRL oraz porzucenia tradycyjnego zarządzania gospodarką polderową, prowadzonego tu od stuleci przez związki wałowe, na rzecz upaństwowienia tego zarządzania, w okresie minionego półwiecza doszło do zaniedbań w utrzymaniu infrastruktury przeciwpowodziowej. Procesy te spotęgowała transformacja ustrojowa ostatnich dwóch dekad, która w wyniku niedofinansowania, m.in. działań przeciwpowodziowych, przyczyniła się do stagnacji rozwoju społeczno-gospodarczego Żuław, przejawiającej się wysokim bezrobociem na terenach wiejskich i peryferyzacją obszaru w stosunku do głównych ośrodków rozwoju gospodarczego kraju.”
Działania, które autorzy wskazują do realizacji w pierwszym etapie programu, z pewnością w znacznej części te zaniedbania usuną. Mieszkańcy tej żyznej krainy leżącej między Gdańskiem, a Elblągiem z pewnością są zadowoleni. Przez dziesięciolecia nie zrobiono dla nich nic, teraz proponuje się całkiem sporo.
My cieszymy się jakby mniej
Mieszkańcy Elbląga i okolic, zwłaszcza po doświadczeniach z połowy października tego roku, cieszą się mniej. W pierwszym etapie programu nie będzie inwestycji, które miałyby przeciwdziałać cofce – najgroźniejszemu zagrożeniu powodziowemu na naszym terenie. Może dlatego w naszym rejonie w ramach programu zostanie wydanych najmniej pieniędzy – nie ma pomysłu, więc nie ma środków na jego realizację.
Choć sami autorzy programu przestrzegają: „Nabiera ono [zabezpieczenie przeciwpowodziowe – red.] szczególnego znaczenia w świetle prognozowanych globalnych i regionalnych zmian klimatycznych, które mogą spowodować wzrost zagrożenia powodziowego wywołany zwiększeniem częstotliwości występowania klimatycznych i hydrologicznych zjawisk ekstremalnych oraz podwyższaniem poziomu wód Bałtyku.”
W kontekście tych prognoz, mając w pamięci doświadczania z października, nawet laik dojdzie do wniosku, że podwyższanie wałów i modernizacja stacji pomp przed cofką nie uchronią. Chociażby dlatego, że trudno przewidzieć, do jakiej wysokości trzeba by te wały podnieść.
Zatorze – sukces nieduży
Dlatego trochę dziwi, że w Elblągu przez te kilka lat, kiedy przygotowywano program, nie było dyskusji o tym, jak przeciwdziałać cofce. Miasto zabiegało o wpisanie do pierwszego etapu programu odwodnienia dzielnicy Zatorze. Udało się, mieszkańcy Zatorza pewnie się cieszą. To również była rzecz zaniedbywana przez dziesięciolecia, podobnie jak modernizacje stacji pomp na Żuławach. Tylko – z całym szacunkiem dla mieszkańców Zatorza – jest to sukces niewielki wobec zagrożeń, przed którymi stoi całe miasto. Podczas październikowej powodzi Zatorze nawet specjalnie nie ucierpiało – rzeka rozlała się znacznie wcześniej.
Trzy pomysły na początek...
Jeśli założymy, że Bałtyk co jakiś czas będzie się wypełniał wodą ponad miarę i co jakiś czas będą się pojawiać na Bałtyku bardzo silne sztormy – a takie założenie chyba przyjąć trzeba – Elbląg i okolice potrzebują rozwiązania bardziej radykalnego niż podwyższanie wałów, byśmy mogli się czuć trochę bezpieczniej w obliczu cofki.
Wrota przeciwpowodziowe na rzece Elbląg – to jeden z pomysłów, nad którymi specjaliści powinni dyskutować. Przed wojną były takie w Marzęcinie. Nie jest jednak pewne, jak takie wrota wpłynęłyby na bezpieczeństwo mieszkańców miejscowości na południowym brzegu Zalewu Wiślanego.
Drugi pomysł (przyszedł mi do głowy, gdy byłem w czasie powodzi w Nowakowie) to rozsunięcie wałów rzeki Elbląg, gdzie tylko się da bez uszczerbku dla ludzi i zabudowań i stworzenie terenów zalewowych. Jeśli rzeka musi wylać, niech wylewa tam, gdzie ją pokierujemy.
Trzeci pomysł opisał jeden z naszych czytelników w rubryce „...,a moim zdaniem”:
„Zalew Wiślany ma ponad 800 km kw. powierzchni i 90 km długości. Jeśli przez kilka dni wieją silne wiatry zachodnie, wpychają wodę przez Cieśninę Pilawską z Bałtyku do Zalewu i jeśli potem zmienią kierunek na północny i północno-wschodni, całą tę masę wody pędzą 90 km do naszej wąskiej części (tak było w 1983 roku) – taka fala może zachować się jak tsunami, napotykając na opór, spiętrza się. Jedyne, co nas może zabezpieczyć na sto procent przed ewentualną powodzią na skalę katastrofalną, jest grobla w poprzek Zalewu Wiślanego np. od Tolkmicka do Krynicy Morskiej. Taki wał przez Zalew długości 8 km spowodowałby, że nie trzeba by było podwyższać setek kilometrów wałów na Żuławach po prawej stronie Wisły, a do tego mógłby dodatkowo pełnić funkcję drogi transportowej. Turyści chętniej odwiedzaliby tereny Wysoczyzny Elbląskiej i sam Elbląg, można by tą drogą dostarczać gaz czy wodę, odprowadzać śmieci i ścieki z Mierzei, wzdłuż grobli można by postawić rząd wiatraków produkujących ekologicznie energię, a w samej grobli turbiny wykorzystujące energię pływów. Nie bez znaczenia może być też fakt, że taka droga po grobli stanowić będzie drogę ewakuacyjną w przypadku zagrożenia dużej skali na Mierzei, jak np. pożar lasów czy niszczący, silny sztorm. Piasek do budowy wału można by pozyskać w dużej części przy kopaniu kanału przez Mierzeję. Te dwie inwestycje zabezpieczyłyby obszar Żuław i Mierzei Wiślanej i spowodowałyby rozkwit gospodarczy w oparciu o turystykę.”
Może żadna z tych propozycji nie jest dobra, może każda ma więcej wad niż zalet. Jednak postulat, by wreszcie zacząć się zastanawiać, jak zabezpieczyć Elbląg przed cofką, powinien być przyjęty i realizowany natychmiast.
Inicjatorem tych rozważań powinny być oczywiście elbląskie władze. Po pierwsze dlatego, że zapewnienie bezpieczeństwa elblążanom i ich dobytkowi to podstawowy obowiązek władz miasta. Po drugie dlatego, że taki jest interes ekonomiczny miasta. Nie mamy co marzyć o inwestycjach przy ul. Radomskiej czy Mazurskiej, wskazywanych w planach miasta jako tereny przemysłowe, jeśli będą dwa razy do roku zalewane prze rzekę.
Drugi etap programu zabezpieczenia przeciwpowodziowego Żuław będzie realizowany w latach 2015-2030. Może się wówczas w nim pojawić „sposób na cofkę” i pieniądze na jego realizacje. Pod warunkiem, że będziemy ten sposób znali.
Działania, które autorzy wskazują do realizacji w pierwszym etapie programu, z pewnością w znacznej części te zaniedbania usuną. Mieszkańcy tej żyznej krainy leżącej między Gdańskiem, a Elblągiem z pewnością są zadowoleni. Przez dziesięciolecia nie zrobiono dla nich nic, teraz proponuje się całkiem sporo.
My cieszymy się jakby mniej
Mieszkańcy Elbląga i okolic, zwłaszcza po doświadczeniach z połowy października tego roku, cieszą się mniej. W pierwszym etapie programu nie będzie inwestycji, które miałyby przeciwdziałać cofce – najgroźniejszemu zagrożeniu powodziowemu na naszym terenie. Może dlatego w naszym rejonie w ramach programu zostanie wydanych najmniej pieniędzy – nie ma pomysłu, więc nie ma środków na jego realizację.
Choć sami autorzy programu przestrzegają: „Nabiera ono [zabezpieczenie przeciwpowodziowe – red.] szczególnego znaczenia w świetle prognozowanych globalnych i regionalnych zmian klimatycznych, które mogą spowodować wzrost zagrożenia powodziowego wywołany zwiększeniem częstotliwości występowania klimatycznych i hydrologicznych zjawisk ekstremalnych oraz podwyższaniem poziomu wód Bałtyku.”
W kontekście tych prognoz, mając w pamięci doświadczania z października, nawet laik dojdzie do wniosku, że podwyższanie wałów i modernizacja stacji pomp przed cofką nie uchronią. Chociażby dlatego, że trudno przewidzieć, do jakiej wysokości trzeba by te wały podnieść.
Zatorze – sukces nieduży
Dlatego trochę dziwi, że w Elblągu przez te kilka lat, kiedy przygotowywano program, nie było dyskusji o tym, jak przeciwdziałać cofce. Miasto zabiegało o wpisanie do pierwszego etapu programu odwodnienia dzielnicy Zatorze. Udało się, mieszkańcy Zatorza pewnie się cieszą. To również była rzecz zaniedbywana przez dziesięciolecia, podobnie jak modernizacje stacji pomp na Żuławach. Tylko – z całym szacunkiem dla mieszkańców Zatorza – jest to sukces niewielki wobec zagrożeń, przed którymi stoi całe miasto. Podczas październikowej powodzi Zatorze nawet specjalnie nie ucierpiało – rzeka rozlała się znacznie wcześniej.
Trzy pomysły na początek...
Jeśli założymy, że Bałtyk co jakiś czas będzie się wypełniał wodą ponad miarę i co jakiś czas będą się pojawiać na Bałtyku bardzo silne sztormy – a takie założenie chyba przyjąć trzeba – Elbląg i okolice potrzebują rozwiązania bardziej radykalnego niż podwyższanie wałów, byśmy mogli się czuć trochę bezpieczniej w obliczu cofki.
Wrota przeciwpowodziowe na rzece Elbląg – to jeden z pomysłów, nad którymi specjaliści powinni dyskutować. Przed wojną były takie w Marzęcinie. Nie jest jednak pewne, jak takie wrota wpłynęłyby na bezpieczeństwo mieszkańców miejscowości na południowym brzegu Zalewu Wiślanego.
Drugi pomysł (przyszedł mi do głowy, gdy byłem w czasie powodzi w Nowakowie) to rozsunięcie wałów rzeki Elbląg, gdzie tylko się da bez uszczerbku dla ludzi i zabudowań i stworzenie terenów zalewowych. Jeśli rzeka musi wylać, niech wylewa tam, gdzie ją pokierujemy.
Trzeci pomysł opisał jeden z naszych czytelników w rubryce „...,a moim zdaniem”:
„Zalew Wiślany ma ponad 800 km kw. powierzchni i 90 km długości. Jeśli przez kilka dni wieją silne wiatry zachodnie, wpychają wodę przez Cieśninę Pilawską z Bałtyku do Zalewu i jeśli potem zmienią kierunek na północny i północno-wschodni, całą tę masę wody pędzą 90 km do naszej wąskiej części (tak było w 1983 roku) – taka fala może zachować się jak tsunami, napotykając na opór, spiętrza się. Jedyne, co nas może zabezpieczyć na sto procent przed ewentualną powodzią na skalę katastrofalną, jest grobla w poprzek Zalewu Wiślanego np. od Tolkmicka do Krynicy Morskiej. Taki wał przez Zalew długości 8 km spowodowałby, że nie trzeba by było podwyższać setek kilometrów wałów na Żuławach po prawej stronie Wisły, a do tego mógłby dodatkowo pełnić funkcję drogi transportowej. Turyści chętniej odwiedzaliby tereny Wysoczyzny Elbląskiej i sam Elbląg, można by tą drogą dostarczać gaz czy wodę, odprowadzać śmieci i ścieki z Mierzei, wzdłuż grobli można by postawić rząd wiatraków produkujących ekologicznie energię, a w samej grobli turbiny wykorzystujące energię pływów. Nie bez znaczenia może być też fakt, że taka droga po grobli stanowić będzie drogę ewakuacyjną w przypadku zagrożenia dużej skali na Mierzei, jak np. pożar lasów czy niszczący, silny sztorm. Piasek do budowy wału można by pozyskać w dużej części przy kopaniu kanału przez Mierzeję. Te dwie inwestycje zabezpieczyłyby obszar Żuław i Mierzei Wiślanej i spowodowałyby rozkwit gospodarczy w oparciu o turystykę.”
Może żadna z tych propozycji nie jest dobra, może każda ma więcej wad niż zalet. Jednak postulat, by wreszcie zacząć się zastanawiać, jak zabezpieczyć Elbląg przed cofką, powinien być przyjęty i realizowany natychmiast.
Inicjatorem tych rozważań powinny być oczywiście elbląskie władze. Po pierwsze dlatego, że zapewnienie bezpieczeństwa elblążanom i ich dobytkowi to podstawowy obowiązek władz miasta. Po drugie dlatego, że taki jest interes ekonomiczny miasta. Nie mamy co marzyć o inwestycjach przy ul. Radomskiej czy Mazurskiej, wskazywanych w planach miasta jako tereny przemysłowe, jeśli będą dwa razy do roku zalewane prze rzekę.
Drugi etap programu zabezpieczenia przeciwpowodziowego Żuław będzie realizowany w latach 2015-2030. Może się wówczas w nim pojawić „sposób na cofkę” i pieniądze na jego realizacje. Pod warunkiem, że będziemy ten sposób znali.
Piotr Derlukiewicz