Maria Kasprzycka od wielu miesięcy walczy z Platformą Obywatelską, niczym Don Kichot z wiatrakami. Przypomnę, że błędny rycerz był fanatycznym megalomanem, chełpiącym się swoją wielkością i znaczeniem własnych czynów, który w wiatrakach widział fikcyjne olbrzymy do pokonania - pisze senator Jerzy Wcisła w polemice do ostatniego felietonu Marii Kasprzyckiej.
Takim wiatrakiem dla Marii Kasprzyckiej jest właśnie Platforma Obywatelska. Walczy z nią, bo – jak sama o sobie pisze – jest „odtrąconym elektoratem” PO. Tu należy się czytelnikom sprostowanie. Autorka bowiem w wyborach w 2018 roku, startując na zaproszenie Platformy Obywatelskiej z list Koalicji Obywatelskiej z wysokiej drugiej pozycji uzyskała żenująco niskie poparcie (ok. 2,5 procent), dając się wyprzedzić aż czterem innym kandydatom. Jest więc nie tyle „odtrąconym elektoratem”, co odtrąconą przez elektorat kandydatką na radną sejmiku wojewódzkiego.
Wspominam ten fakt, bo stał się on początkiem mowy nienawiści Marii Kasprzyckiej do Platformy Obywatelskiej i do prezydenta Witolda Wróblewskiego, z którym PO jest w Elblągu w koalicji. Właśnie ta koalicja tak bardzo autorkę felietonów mierzi, że radnych PO wyzywa wręcz od bezmyślnych i durnych, a niemal wszystkie felietony monotematycznie poświęca walce z wiatrakami, tzn. z PO.
W swojej krytyce łaskawie oszczędza posłankę Elżbietę Gelert, chociaż dla każdego jest oczywiste że E. Gelert też jest zwolenniczką wspomnianej koalicji PO z W. Wróblewskim. Dlaczego więc ją omija krytyka? Bo to dość wyświechtany sposób na dzielenie ludzi i niszczenie wybranej organizacji: trzeba jednego lidera pochwalić, a drugiego poniżyć – licząc, że się między sobą pokłócą. Liczenie nie jest jednak silną stroną autorki, czego przykładem są karkołomne próby wykazania, że samorządy na polityce PiS zyskują miliony złotych, podczas gdy wszystkie związki i stowarzyszenia skupiające samorządy jednoznacznie alarmują, że stan ich finansów katastrofalnie w czasach PiS się pogarsza. Elbląg nie jest tu wyjątkiem.
Zaskakuje też autorka szczerością, z jaką obnaża swój poziom wiedzy na temat bardzo ważnej inwestycji dla Elbląga, jaką jest kanał przez Mierzeję, kpiąc sobie ze mnie, że „kanał jest w poprzek, a ja chciałbym by był wzdłuż” i deklarując, że jest „za” jego budową. Otóż, ja też jestem „za”. W czym zatem problem?
Ja jestem „za” dla kanału, który ma zakończyć się w Elblągu, a nie w krzakach 3 kilometry przed Elblągiem, bo wiem, że Elbląga nie stać na wydanie 200 mln zł na dokończenie tej inwestycji. Tym bardziej, że rząd PO-PSL pieniądze na to zadanie zabezpieczył, a PiS o nich zapomniał. Jestem „za” budową kanału transportowego i turystycznego, ale nie militarnego, jak to sobie wymyślił rząd PiS, tylko po to, by uniknąć zastosowania się do wymogów środowiskowych. I jestem „za” taką budową, która będzie szanowała walory środowiskowe Zalewu Wiślanego, a nie odmawiała organizacjom ekologicznym i organom unijnym choćby odpowiedzi na zastrzeżenia i wnioski.
I wreszcie jestem „za” zbudowaniem kanału do 2020 roku, jak to przewidywał harmonogram rządu PO-PSL, a nie do nie wiadomo którego roku, bo już jest pewne, ze termin zakończenia inwestycji w 2022 roku jest nierealny.
Wygrana w wyborach prezydenckich w Elblągu Rafała Trzaskowskiego pokazuje, że wyborcy przyjmują moją argumentację, bo popieram ją dokumentami. I wiedzą, że kanał, który przygotowywał rząd PO-PSL służyłby Elblągowi, a z obecnego kanału Elbląg pożytku nie będzie miał. Kanał potrzebny jest dla Elbląga, a nie toczenia jakichś fikcyjnych walk obecnego rządu z wiatrakami, tzn. z Rosjanami.
Widać jednak, że wokół Elbląga jest miejsce nie tylko dla jednego Don Kichota.