Na czekające nas za niespełna dwa tygodnie wybory samorządowe padł cień „wielkiej” polityki, ze szkodą dla nich. Idea samorządności wymaga jak największej frekwencji w wyborach - dopóki nie będzie powszechne poczucie, że tych radnych sami wybraliśmy, dopóty będzie istniał podział: oni - my.
Takie są konkluzje z „przedwyborczego” Salonu „Polityki”, który odbył się w Bibliotece Elbląskiej w poniedziałek 30 października. Tematem spotkania była „Polska samorządna”, a gośćmi Mirosława Pęczaka - Janina Paradowska, komentator polityczny tygodnika „Polityka” i Grażyna Kopińska, dyrektor Programu Przeciw Korupcji Fundacji Stefana Batorego.
Tegoroczne wybory samorządowe znalazły się w cieniu polityki krajowej - co do tego obie panie były zgodne. Kampania wyborcza prawie w ogóle się nie odbywa, nie ma spotkań z wyborcami. W zamian obserwujemy pojedynek na bilbordy (w mediach i na ulicach), na których znajdujemy w zasadzie tylko zdjęcie kandydata i partyjne logo. Prowadzona jest też bardzo duża kampania reklamowa poszczególnych partii w mediach, przede wszystkim w telewizji.
Dla partyjnych kierownictw sensem tych wyborów nie jest bowiem samorządność lokalna - gra idzie o prestiż i władzę. Partie zainteresowane są przede wszystkim obsadą sejmików wojewódzkich i prezydentury w kilku największych miastach, zwłaszcza w Warszawie. Wśród elit politycznych panuje przekonanie, że kto zdobędzie władzę w 12 z 16 sejmików wojewódzkich, ten przejmie władzę w kraju.
Zdaniem Janiny Paradowskiej, jest to jednak nieuniknione. - Pora pożegnać się z przekonaniem, że w sejmikach i dużych miastach wybory mogą być inne niż partyjne.
Niebezpieczne jest jednak to, że upolitycznienie dotarło na najniższy szczebel samorządu - do gmin. - Te wybory zostały tak zdominowane przez rywalizację na szczycie, że być może nawet ci bardzo dobrzy kandydaci do rad nie zostaną w ogóle dostrzeżeni - mówi Paradowska.
Mimo wszystko Janina Paradowska i Grażyna Kopińska są zdania, że idea Polski samorządowej sprawdziła się. Wtórował im obecny na spotkaniu elbląski poseł SLD Witold Gintowt-Dziewałtowski - specjalizujący się w parlamencie w problematyce samorządowej, wielki zwolennik samorządu, zresztą, prezydent Elbląga w latach 1994-98. Jego zdaniem, to właśnie samorządy były gwarantem stabilności państwa w sytuacjach największych przesileń politycznych, których w ostatnich latach w Polsce nie brakowało.
Samorządy dobrze spełniają swoją rolę, choć niektóre elementy ustroju samorządowego wymagają korekt i z pewnością są w Polsce miejsca, gdzie można mieć do samorządów poważne zastrzeżenia. Największą porażkę idea samorządności poniosła w Warszawie, która do dziś nie ma w zasadzie samorządu, a ostatnia kadencja, kiedy prezydentem miasta był Lech Kaczyński, była dla Warszawy szczególnie zła - co do tego zgodni byli wszyscy mówcy (obie panie są mieszkankami Warszawy, a Grażyna Kopińska była radną gminy Warszawa-Mokotów).
Zdaniem Janiny Paradowskiej, jeszcze jeden element samorządności nie zadziałał: - Miałam nadzieję, że grono doświadczonych samorządowców będzie silnym wzmocnieniem dla krajowej polityki, jednak nic takiego nie nastąpiło - mówi. - Elity partyjne są w dalszym ciągu zamknięte na nowych ludzi wywodzących się z samorządów. W ten sposób zaprzepaszczona zostaje szansa na lepsze elity polityczne, a polityka krajowa będzie jałowa, jeśli nie nastąpi tam wymiana kadr.
Zniechęcenie Polaków do polityki już przełożyło się na wybory samorządowe - w tym roku jest zdecydowanie mniej kandydatowi na radnych. Teraz wszyscy obawiają się o frekwencję 12 listopada.
- Dopóki nie będzie świadomości, że ten radny jest wybrany przeze mnie, będzie poczucie, że samorząd to są „oni”, a nie „my”. Najważniejsza sprawa, żeby ludziom chciało się pójść na wybory. My, dziennikarze, możemy tylko o to apelować - konkluduje Janina Paradowska.
Z Janiną Paradowską rozmawiała Marta Hajkowicz:
Tegoroczne wybory samorządowe znalazły się w cieniu polityki krajowej - co do tego obie panie były zgodne. Kampania wyborcza prawie w ogóle się nie odbywa, nie ma spotkań z wyborcami. W zamian obserwujemy pojedynek na bilbordy (w mediach i na ulicach), na których znajdujemy w zasadzie tylko zdjęcie kandydata i partyjne logo. Prowadzona jest też bardzo duża kampania reklamowa poszczególnych partii w mediach, przede wszystkim w telewizji.
Dla partyjnych kierownictw sensem tych wyborów nie jest bowiem samorządność lokalna - gra idzie o prestiż i władzę. Partie zainteresowane są przede wszystkim obsadą sejmików wojewódzkich i prezydentury w kilku największych miastach, zwłaszcza w Warszawie. Wśród elit politycznych panuje przekonanie, że kto zdobędzie władzę w 12 z 16 sejmików wojewódzkich, ten przejmie władzę w kraju.
Zdaniem Janiny Paradowskiej, jest to jednak nieuniknione. - Pora pożegnać się z przekonaniem, że w sejmikach i dużych miastach wybory mogą być inne niż partyjne.
Niebezpieczne jest jednak to, że upolitycznienie dotarło na najniższy szczebel samorządu - do gmin. - Te wybory zostały tak zdominowane przez rywalizację na szczycie, że być może nawet ci bardzo dobrzy kandydaci do rad nie zostaną w ogóle dostrzeżeni - mówi Paradowska.
Mimo wszystko Janina Paradowska i Grażyna Kopińska są zdania, że idea Polski samorządowej sprawdziła się. Wtórował im obecny na spotkaniu elbląski poseł SLD Witold Gintowt-Dziewałtowski - specjalizujący się w parlamencie w problematyce samorządowej, wielki zwolennik samorządu, zresztą, prezydent Elbląga w latach 1994-98. Jego zdaniem, to właśnie samorządy były gwarantem stabilności państwa w sytuacjach największych przesileń politycznych, których w ostatnich latach w Polsce nie brakowało.
Samorządy dobrze spełniają swoją rolę, choć niektóre elementy ustroju samorządowego wymagają korekt i z pewnością są w Polsce miejsca, gdzie można mieć do samorządów poważne zastrzeżenia. Największą porażkę idea samorządności poniosła w Warszawie, która do dziś nie ma w zasadzie samorządu, a ostatnia kadencja, kiedy prezydentem miasta był Lech Kaczyński, była dla Warszawy szczególnie zła - co do tego zgodni byli wszyscy mówcy (obie panie są mieszkankami Warszawy, a Grażyna Kopińska była radną gminy Warszawa-Mokotów).
Zdaniem Janiny Paradowskiej, jeszcze jeden element samorządności nie zadziałał: - Miałam nadzieję, że grono doświadczonych samorządowców będzie silnym wzmocnieniem dla krajowej polityki, jednak nic takiego nie nastąpiło - mówi. - Elity partyjne są w dalszym ciągu zamknięte na nowych ludzi wywodzących się z samorządów. W ten sposób zaprzepaszczona zostaje szansa na lepsze elity polityczne, a polityka krajowa będzie jałowa, jeśli nie nastąpi tam wymiana kadr.
Zniechęcenie Polaków do polityki już przełożyło się na wybory samorządowe - w tym roku jest zdecydowanie mniej kandydatowi na radnych. Teraz wszyscy obawiają się o frekwencję 12 listopada.
- Dopóki nie będzie świadomości, że ten radny jest wybrany przeze mnie, będzie poczucie, że samorząd to są „oni”, a nie „my”. Najważniejsza sprawa, żeby ludziom chciało się pójść na wybory. My, dziennikarze, możemy tylko o to apelować - konkluduje Janina Paradowska.
Z Janiną Paradowską rozmawiała Marta Hajkowicz:
PD