Atakują głównie osłabione jednostki, bo drzewa mocne i zdrowie potrafią się przed nimi bronić. Jak? Zalewają żywicą korytarze, które wydrążył ten mały chrząszcz. Choć kornik drukarz jest mikrych rozmiarów, to szkody, jakie potrafi wyrządzić, mogą być gigantyczne. Dlatego leśnicy czasami muszą zastawiać na nie pułapki.
Kornik drukarz, po łacinie ips typographus, to malutki chrząszcz wielkości 4-5 milimetrów. Najbardziej "smakuje" mu świerk pospolity, ale nie pogardzi sosną, jodłą czy modrzewiem.
Ale po kolei. Wszystko zaczyna się od pułapek feromonowych.
- One są po to, by określić, jaka jest ilość tego kornika. Jeśli jest go dużo to leśniczy idzie do lasu, ogląda drzewa i sprawdza czy na korze nie pojawiły się trocinki. Chodzi tu o to, że dorosły kornik wwiercając się w drzewo po to, żeby złożyć jaja, rozmnożyć się, zostawia drobniuteńkie wiórki – opowiada Jan Piotrowski. - Jeśli znajdzie się takie drzewa, trzeba działać bardzo szybko. Są one wycinane i wywożone z lasu, a jeżeli nie ma takiej możliwości, z drzewa zdejmujemy korę. Jeżeli i tego nie da się zrobić stosujemy specjalne siatki, takie płachty, którymi owija się całe stosy. Są one nasączone specjalnym środkiem, który powoduje, że korniki ani nie mogą wylecieć na zewnątrz, ani dostać się do środka.
Jest jeszcze jedna metoda – drzewa pułapki.
- Polega to na tym, że w lesie wykłada się dwie, trzy sztuki sciętych świerków, układając je w luce w drzewostanie, czyli w miejscu, gdzie wokół nie ma drzew. Korniki chętnie je zasiedlają. Jeśli pojawią się trocinki, drzewa są wywożone z lasu – tłumaczy Jan Piotrowski.
Jak tłumaczy Jan Piotrowski z Nadleśnictwa Elbląg owad ten żeruje tuż pod korą, w łyku, które przewodzi substancje odżywcze. Leśnicy uważają go za zagrożenie, ponieważ działanie kornika sprawia, że drzewo zamiera.
- Nie walczymy z nimi dlatego, że niszczą drewno, a dlatego, że gdy jest ich dużo niszczą całe połacie drzewostanów – wyjaśnia Jan Piotrowski. - Widać bardzo wyraźnie, że liczba korników zwiększa się, chociażby w porównaniu do ubiegłego roku. Powody mogą być różne. Jednym z nich jest fakt, że od kilku lat mamy susze. Świerki, które mają płytki system korzeniowy, nie mogą pobrać odpowiedniej ilości wody, wtedy takie drzewa słabną. I korniki je atakują.
Ale po kolei. Wszystko zaczyna się od pułapek feromonowych.
- One są po to, by określić, jaka jest ilość tego kornika. Jeśli jest go dużo to leśniczy idzie do lasu, ogląda drzewa i sprawdza czy na korze nie pojawiły się trocinki. Chodzi tu o to, że dorosły kornik wwiercając się w drzewo po to, żeby złożyć jaja, rozmnożyć się, zostawia drobniuteńkie wiórki – opowiada Jan Piotrowski. - Jeśli znajdzie się takie drzewa, trzeba działać bardzo szybko. Są one wycinane i wywożone z lasu, a jeżeli nie ma takiej możliwości, z drzewa zdejmujemy korę. Jeżeli i tego nie da się zrobić stosujemy specjalne siatki, takie płachty, którymi owija się całe stosy. Są one nasączone specjalnym środkiem, który powoduje, że korniki ani nie mogą wylecieć na zewnątrz, ani dostać się do środka.
Jest jeszcze jedna metoda – drzewa pułapki.
- Polega to na tym, że w lesie wykłada się dwie, trzy sztuki sciętych świerków, układając je w luce w drzewostanie, czyli w miejscu, gdzie wokół nie ma drzew. Korniki chętnie je zasiedlają. Jeśli pojawią się trocinki, drzewa są wywożone z lasu – tłumaczy Jan Piotrowski.
Jak tłumaczy Jan Piotrowski z Nadleśnictwa Elbląg owad ten żeruje tuż pod korą, w łyku, które przewodzi substancje odżywcze. Leśnicy uważają go za zagrożenie, ponieważ działanie kornika sprawia, że drzewo zamiera.
- Nie walczymy z nimi dlatego, że niszczą drewno, a dlatego, że gdy jest ich dużo niszczą całe połacie drzewostanów – wyjaśnia Jan Piotrowski. - Widać bardzo wyraźnie, że liczba korników zwiększa się, chociażby w porównaniu do ubiegłego roku. Powody mogą być różne. Jednym z nich jest fakt, że od kilku lat mamy susze. Świerki, które mają płytki system korzeniowy, nie mogą pobrać odpowiedniej ilości wody, wtedy takie drzewa słabną. I korniki je atakują.