Dziś (25 stycznia) w elbląskim Sądzie Okręgowym zeznawali kolejni świadkowie w sprawie dotyczącej pobicia ze skutkiem śmiertelnym 24-letniego Pawła M., do jakiego doszło w lipcu ubiegłego roku w pobliżu Bowling Clubu. O tym, co pamięta z tej tragicznej nocy, opowiadał m.in. mężczyzna, który wezwał pogotowie do pobitego chłopaka. To, co dziś powiedział, różni się znacznie od zeznania, jakie złożył krótko po zajściu.
Mężczyzna, który wezwał pogotowie, został dziś doprowadzony do sądu z Zakładu Karnego w Gdańsku, gdzie odbywa karę pozbawienia wolności. W nocy z 21 na 22 lipca 2007 r. przebywał na przepustce z elbląskiego Aresztu Śledczego.
- Bawiłem się w klubie nocnym "Tygrys" - zeznawał dziś przed sądem. - Gdy nad ranem wracałem do domu widziałem zdarzenie, które działo się za moimi plecami na ul. Robotniczej. Byłem już wówczas przy przejściu dla pieszych na ul. Teatralnej, gdy usłyszałem pisk opon taksówek odjeżdżających spod Bowling Clubu. Obejrzałem się i zobaczyłem sylwetki ludzi biegnących w kierunku "Tygrysa". Jedna z tych osób jakby się potknęła. Gdy odwróciłem się po raz drugi, widziałem grupę skupioną przy przystanku autobusowym na ul. Robotniczej. Chyba doszło do jakiejś szarpaniny. Zadzwoniłem po karetkę, bo prosiła mnie o to kobieta, z którą szedłem. Twierdziła, że tam jest jej znajomy, ale nie podała ani jego imienia ani nazwiska. Ja nie mogę również podać jej danych, bo była to osoba przypadkowo poznana tej nocy, którą odprowadzałem do domu.
- Nie chciałem się mieszać w to zdarzenie, bo byłem wówczas na przepustce z Aresztu Śledczego w Elblągu i nie chciałem zwracać na siebie uwagi - dodał. - Zresztą za dużo nie widziałem, bo było ciemno. Poza tym byłem daleko i cały czas się przemieszczałem.
Wersja druga
Jednak zeznania, jakie świadek złożył podczas przesłuchania po zdarzeniu, znacznie różniły się od dzisiejszych. Wówczas był on bardziej szczegółowy w opisie tego, co widział. Zeznał bowiem, że widział, jak od strony Bowling Clubu biegł najpierw jeden mężczyzna, a za nim trzech innych. Pierwszy z goniących złapał uciekającego za koszulkę i tamten upadł. Jego głowa leżała na chodniku. Wówczas ten sam mężczyzna skoczył leżącemu na głowę. Następnie kopali go. Później cała trójka pobiegła w kierunku budynku ZUS.
- Nie zauważyłem, by w tej grupie był jakiś obcokrajowiec - odczytano słowa świadka spisane wcześniej, podczas przesłuchania w KMP w Elblągu. - Byli też inni świadkowie zdarzenia, bo 5-osobowa grupa stała tam, gdzie pobiegła ta trójka i widziałem, jak jeden z napastników rozmawiał ze stojącymi.
Świadek dementuje
- Nie potwierdzam tych zeznań - mówił dziś w sądzie świadek. - Policjant, który je odbierał ode mnie sugerował odpowiedzi na zadawane pytania. Moim błędem było to, że nie przeczytałem spisanych wypowiedzi - tylko ze dwa pierwsze zdania - a podpisałem.
- Nie zgadza się to, że powiedziałem, że szedłem sam - dementował. - Nie zgadza się też opis zdarzenia. Wielokrotnie powtarzałem policjantowi, że było zbyt ciemno, bym mógł coś zobaczyć. Byłem też zbyt daleko, by podawać takie szczegóły. Nie mogłem w związku z tym podać także liczby osób goniących tego człowieka, ani widzieć, jak ktoś skacze mu na głowę. Nic takiego nie mówiłem.
W związku z tymi rozbieżnymi zeznaniami prokurator wystąpiła o przesłanie protokołu z dzisiejszego przesłuchania świadka, bo istnieje, jej zdaniem, uzasadnione podejrzenie składania przez niego fałszywych zeznań.
Temu sprzeciwił się mecenas Stanisław Borzdyński, który jest obrońcą oskarżonych.
Natomiast mecenas Krzysztof Kanty, który jest pełnomocnikiem oskarżyciela posiłkowego, czyli ojca Pawła M., złożył wniosek o powołanie na świadka przesłuchującego policjanta i skonfrontowanie go z dzisiejszym świadkiem.
Świadek zaprzeczał, by ktoś z oskarżonych bądź ich znajomych, kontaktował się z nim w czasie od lipcowego zdarzenia do dziś.
Wątek ormiański
Dziś przed sądem zeznawali także Ormianie, znajomi i rodzina Varushana M., który jest oskarżony o pobicie Marcina M. Było wśród nich dwóch 15-latków. Jeden tak opowiadał o nocy z 21 na 22 lipca 2007 r.
- Tego lata byłem tylko raz na dyskotece w Bowlingu. Byłem ze znajomymi, m.in. z Varushanem M. i jego bratem. Gdy nad ranem wyszedłem przed klub z kolegą w pobliżu stał brat Varushana ze swoim kolegą. W innym miejscu stał mężczyzna, który zachowywał się agresywnie i szukał zaczepki. Gdy Varushan wyszedł z klubu i podszedł do swojego brata, ten mężczyzna zaczął go wyzywać i uderzył go w twarz, po czym uciekł w kierunku Multikina. Za nim ruszył Varushan, jego brat i ten kolega. Ja ze swoim kolegą wróciłem do klubu po dziewczyny. Gdy zeszliśmy na dół, Varushan z bratem i jego kolegą już wracali. W niedalekiej odległości szedł również ten mężczyzna, który wszczął kłótnię. Podszedł do nas i poprosił o papierosa. Mówił jednocześnie, że nic do nas nie ma. Nie widziałem, by miał jakieś obrażenia. My zaraz później pojechaliśmy do domów.
15-latek twierdził również, że nic szczególnego tej nocy w klubie się nie działo.
Przed sądem miało się dziś stawić 15 świadków. Przesłuchania trwały wiele godzin.
- Bawiłem się w klubie nocnym "Tygrys" - zeznawał dziś przed sądem. - Gdy nad ranem wracałem do domu widziałem zdarzenie, które działo się za moimi plecami na ul. Robotniczej. Byłem już wówczas przy przejściu dla pieszych na ul. Teatralnej, gdy usłyszałem pisk opon taksówek odjeżdżających spod Bowling Clubu. Obejrzałem się i zobaczyłem sylwetki ludzi biegnących w kierunku "Tygrysa". Jedna z tych osób jakby się potknęła. Gdy odwróciłem się po raz drugi, widziałem grupę skupioną przy przystanku autobusowym na ul. Robotniczej. Chyba doszło do jakiejś szarpaniny. Zadzwoniłem po karetkę, bo prosiła mnie o to kobieta, z którą szedłem. Twierdziła, że tam jest jej znajomy, ale nie podała ani jego imienia ani nazwiska. Ja nie mogę również podać jej danych, bo była to osoba przypadkowo poznana tej nocy, którą odprowadzałem do domu.
- Nie chciałem się mieszać w to zdarzenie, bo byłem wówczas na przepustce z Aresztu Śledczego w Elblągu i nie chciałem zwracać na siebie uwagi - dodał. - Zresztą za dużo nie widziałem, bo było ciemno. Poza tym byłem daleko i cały czas się przemieszczałem.
Wersja druga
Jednak zeznania, jakie świadek złożył podczas przesłuchania po zdarzeniu, znacznie różniły się od dzisiejszych. Wówczas był on bardziej szczegółowy w opisie tego, co widział. Zeznał bowiem, że widział, jak od strony Bowling Clubu biegł najpierw jeden mężczyzna, a za nim trzech innych. Pierwszy z goniących złapał uciekającego za koszulkę i tamten upadł. Jego głowa leżała na chodniku. Wówczas ten sam mężczyzna skoczył leżącemu na głowę. Następnie kopali go. Później cała trójka pobiegła w kierunku budynku ZUS.
- Nie zauważyłem, by w tej grupie był jakiś obcokrajowiec - odczytano słowa świadka spisane wcześniej, podczas przesłuchania w KMP w Elblągu. - Byli też inni świadkowie zdarzenia, bo 5-osobowa grupa stała tam, gdzie pobiegła ta trójka i widziałem, jak jeden z napastników rozmawiał ze stojącymi.
Świadek dementuje
- Nie potwierdzam tych zeznań - mówił dziś w sądzie świadek. - Policjant, który je odbierał ode mnie sugerował odpowiedzi na zadawane pytania. Moim błędem było to, że nie przeczytałem spisanych wypowiedzi - tylko ze dwa pierwsze zdania - a podpisałem.
- Nie zgadza się to, że powiedziałem, że szedłem sam - dementował. - Nie zgadza się też opis zdarzenia. Wielokrotnie powtarzałem policjantowi, że było zbyt ciemno, bym mógł coś zobaczyć. Byłem też zbyt daleko, by podawać takie szczegóły. Nie mogłem w związku z tym podać także liczby osób goniących tego człowieka, ani widzieć, jak ktoś skacze mu na głowę. Nic takiego nie mówiłem.
W związku z tymi rozbieżnymi zeznaniami prokurator wystąpiła o przesłanie protokołu z dzisiejszego przesłuchania świadka, bo istnieje, jej zdaniem, uzasadnione podejrzenie składania przez niego fałszywych zeznań.
Temu sprzeciwił się mecenas Stanisław Borzdyński, który jest obrońcą oskarżonych.
Natomiast mecenas Krzysztof Kanty, który jest pełnomocnikiem oskarżyciela posiłkowego, czyli ojca Pawła M., złożył wniosek o powołanie na świadka przesłuchującego policjanta i skonfrontowanie go z dzisiejszym świadkiem.
Świadek zaprzeczał, by ktoś z oskarżonych bądź ich znajomych, kontaktował się z nim w czasie od lipcowego zdarzenia do dziś.
Wątek ormiański
Dziś przed sądem zeznawali także Ormianie, znajomi i rodzina Varushana M., który jest oskarżony o pobicie Marcina M. Było wśród nich dwóch 15-latków. Jeden tak opowiadał o nocy z 21 na 22 lipca 2007 r.
- Tego lata byłem tylko raz na dyskotece w Bowlingu. Byłem ze znajomymi, m.in. z Varushanem M. i jego bratem. Gdy nad ranem wyszedłem przed klub z kolegą w pobliżu stał brat Varushana ze swoim kolegą. W innym miejscu stał mężczyzna, który zachowywał się agresywnie i szukał zaczepki. Gdy Varushan wyszedł z klubu i podszedł do swojego brata, ten mężczyzna zaczął go wyzywać i uderzył go w twarz, po czym uciekł w kierunku Multikina. Za nim ruszył Varushan, jego brat i ten kolega. Ja ze swoim kolegą wróciłem do klubu po dziewczyny. Gdy zeszliśmy na dół, Varushan z bratem i jego kolegą już wracali. W niedalekiej odległości szedł również ten mężczyzna, który wszczął kłótnię. Podszedł do nas i poprosił o papierosa. Mówił jednocześnie, że nic do nas nie ma. Nie widziałem, by miał jakieś obrażenia. My zaraz później pojechaliśmy do domów.
15-latek twierdził również, że nic szczególnego tej nocy w klubie się nie działo.
Przed sądem miało się dziś stawić 15 świadków. Przesłuchania trwały wiele godzin.
A