Pomysły władz miast zaczynają się rozmijać z oczekiwaniami ich mieszkańców. Ludzie już nie wiążą jakości życia w mieście z ilością wylanego betonu czy położonej kostki brukowej. Chcą ścieżek rowerowych i innych udogodnień, by mieli gdzie i jak spędzać wolny czas, by lepiej im się żyło – wynika z badań socjologów. Z przebiegu dyskusji podczas środowych Ogrodów Polityki odniosłem wrażenie, że nie wszyscy samorządowcy, także - niestety - prezydent Elbląga, zdają sobie z tego sprawę.
Wśród grona samorządowych wyjadaczy, którzy stawili się na środowym seminarium Letnich Ogrodów Polityki wyróżniał się, nie tylko wiekiem, 27-letni (!) prezydent Ciechanowa Krzysztof Kosiński. Rządzi miastem niewiele ponad pół roku i widać, że ma świeże spojrzenie na różnego rodzaju problemy. Z zazdrością słuchałem wywodu, że w 45-tysięcznym mieście pod koniec roku zostało 5 milionów złotych na inwestycje, o których przeznaczeniu decydowali mieszkańcy podczas spotkań w każdym z dwunastu osiedli. „Lepiej realizować projekty za kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych w poszczególnych częściach miasta, bo mieszkańcy to bardziej doceniają i chętniej się angażują” - uważa prezydent Ciechanowa. I ma rację, o czym świadczą liczby – w 12 spotkaniach wzięło udział w sumie 3 tysiące osób, wiele pomysłów zostało wpisanych do budżetu inwestycyjnego i będą realizowane. Polecam tę drogę prezydentowi Elbląga i radnym, bo to właśnie metoda małych kroków jest najlepszym pomysłem na to, by obudzić z marazmu mieszkańców Elbląga, zachęcić do udziału w życiu miasta. Oczywiście nie da się tego zrobić od razu, ale przykład Ciechanowa pokazuje, że jest to możliwe.
Tymczasem zasłoną dymną władz Elbląga jest budżet obywatelski. Chcą mieszkańcy robić place zabaw czy parkingi, proszę bardzo, zgłaszajcie pomysły do budżetu. Co z tego, że to tylko 400 tysięcy złotych na okręg. Co z tego, że w niektórych przypadkach wygrywają po prostu grupy interesów, a potem okazuje się, że inwestycja z miejskich pieniędzy służy jedynie wybrańcom (tak stało się na ul. Mącznej, gdzie mieszkańcy wygrali budżet obywatelski, zdobywając pieniądze na miejsca parkingowe, a ostatnio postawili szlaban, który broni wjazdu).
Prezydent Witold Wróblewski stwierdził, że nie wiadomo mu nic o nieprawidłowościach. Zachwalał za to inicjatywy, nad którymi pracują urzędnicy – programem dla osób starszych, propozycjami dla ludzi młodych, by nie wyjeżdżali z miasta. Zgoda, one są też potrzebne, ale okażą się niewystarczające, o czym przekonywali zaproszeni na seminarium socjologowie i dziennikarze.
- Ludzie już nie wiążą jakości życia w mieście z ilością wylanego betonu czy położonej kostki brukowej. Chcą ścieżek rowerowych i innych udogodnień, by mieli gdzie i jak spędzać wolny czas, by lepiej im się żyło – mówił prowadzący spotkanie Edwin Bendyk, dziennikarz „Polityki” i wykładowca Collegium Civitas.
- Do 2011 roku zadowolenie z jakości życia w miastach rosło, potem zaczęło spadać i to jest stały trend. Pomysły władz zaczynają się rozmijać z oczekiwaniami mieszkańców. Coś się musiało stać. Albo to kwestia nieudolności kolejnych pokoleń, albo ślepoty władz – mówił prof. Janusz Czapiński, autorytet w dziedzinie socjologii, autor Diagnozy Społecznej, projektu zajmującego się od 2000 roku analizą warunków i jakości życia Polaków.
Nic o mieszkańcach bez mieszkańców. Taka idea, w obliczu tego co usłyszałem na seminarium Ogrodów Polityki, powinna przyświecać samorządowcom w rozwiązywaniu problemów miast w najbliższych latach. Jubileusz 25-lecia samorządu jest najlepszą okazją, by takie myślenie wprowadzić w Elblągu. Nie oglądać się do tyłu i chwalić się odbudowaną starówką. To wszyscy doceniają, widzą i nie trzeba tego przypominać. O wiele trudniejsze jest wykorzystanie energii ludzi, którzy jeszcze w Elblągu mieszkają i chcą coś zrobić dla naszego miasta. Nie trzeba przy każdej okazji mówić o idei złotego trójkąta, czyli współpracy przedsiębiorców, samorządu i nauki i wielu milionach środków unijnych, które są do wzięcia. To ważne tematy, ale one nie tworzą klimatu przyjaznego miasta, tworzą go ludzie. Także tacy, którzy chcą, by w Elblągu było więcej ścieżek rowerowych, by mogli bezpiecznie dojechać do pracy, zostawiając auto pod domem. Ścieżek asfaltowych, a nie z kostki brukowej. A u nas prezydent zwolnił oficera rowerowego, który przez kilka lat walczył o zmianę podejścia władz w tej dziedzinie...
Tymczasem zasłoną dymną władz Elbląga jest budżet obywatelski. Chcą mieszkańcy robić place zabaw czy parkingi, proszę bardzo, zgłaszajcie pomysły do budżetu. Co z tego, że to tylko 400 tysięcy złotych na okręg. Co z tego, że w niektórych przypadkach wygrywają po prostu grupy interesów, a potem okazuje się, że inwestycja z miejskich pieniędzy służy jedynie wybrańcom (tak stało się na ul. Mącznej, gdzie mieszkańcy wygrali budżet obywatelski, zdobywając pieniądze na miejsca parkingowe, a ostatnio postawili szlaban, który broni wjazdu).
Prezydent Witold Wróblewski stwierdził, że nie wiadomo mu nic o nieprawidłowościach. Zachwalał za to inicjatywy, nad którymi pracują urzędnicy – programem dla osób starszych, propozycjami dla ludzi młodych, by nie wyjeżdżali z miasta. Zgoda, one są też potrzebne, ale okażą się niewystarczające, o czym przekonywali zaproszeni na seminarium socjologowie i dziennikarze.
- Ludzie już nie wiążą jakości życia w mieście z ilością wylanego betonu czy położonej kostki brukowej. Chcą ścieżek rowerowych i innych udogodnień, by mieli gdzie i jak spędzać wolny czas, by lepiej im się żyło – mówił prowadzący spotkanie Edwin Bendyk, dziennikarz „Polityki” i wykładowca Collegium Civitas.
- Do 2011 roku zadowolenie z jakości życia w miastach rosło, potem zaczęło spadać i to jest stały trend. Pomysły władz zaczynają się rozmijać z oczekiwaniami mieszkańców. Coś się musiało stać. Albo to kwestia nieudolności kolejnych pokoleń, albo ślepoty władz – mówił prof. Janusz Czapiński, autorytet w dziedzinie socjologii, autor Diagnozy Społecznej, projektu zajmującego się od 2000 roku analizą warunków i jakości życia Polaków.
Nic o mieszkańcach bez mieszkańców. Taka idea, w obliczu tego co usłyszałem na seminarium Ogrodów Polityki, powinna przyświecać samorządowcom w rozwiązywaniu problemów miast w najbliższych latach. Jubileusz 25-lecia samorządu jest najlepszą okazją, by takie myślenie wprowadzić w Elblągu. Nie oglądać się do tyłu i chwalić się odbudowaną starówką. To wszyscy doceniają, widzą i nie trzeba tego przypominać. O wiele trudniejsze jest wykorzystanie energii ludzi, którzy jeszcze w Elblągu mieszkają i chcą coś zrobić dla naszego miasta. Nie trzeba przy każdej okazji mówić o idei złotego trójkąta, czyli współpracy przedsiębiorców, samorządu i nauki i wielu milionach środków unijnych, które są do wzięcia. To ważne tematy, ale one nie tworzą klimatu przyjaznego miasta, tworzą go ludzie. Także tacy, którzy chcą, by w Elblągu było więcej ścieżek rowerowych, by mogli bezpiecznie dojechać do pracy, zostawiając auto pod domem. Ścieżek asfaltowych, a nie z kostki brukowej. A u nas prezydent zwolnił oficera rowerowego, który przez kilka lat walczył o zmianę podejścia władz w tej dziedzinie...