Fala kulminacyjna spodziewana była w Tczewie początkowo w piątek o godz. 21. Następne prognozy mówiły o sobocie rano, kolejne o sobocie wieczorem. Ostatecznie najwyższy poziom wodą osiągnęła w sobotę ok. godz. 22. Fala nie spowodowała żadnych strat w Tczewie. Przeszła spokojnie - tak jak się spodziewano. Na miejscu był nasz reporter.
Jadąc przez most kolejowy w kierunku Tczewa od razu zauważyć można było Wisłę. Ogromną brunatną wstęgę wody płynącą niemal tuż pod wagonami, od wału do wału. To już nie ta rzeka, która spokojnie i leniwie płynęła wyznaczonym korytem. Nie widać łąk ani pasącego się na nich bydła. Nie ma dzieci kąpiących się na brzegu ani wędkarzy. Jest tylko kipiąca z wściekłości woda.
Reda 59 zgłoś się
Dyżury w powiatowym komitecie przeciwpowodziowym pełnione są od 11 lipca. Codziennie pracownik Starostwa Powiatowego w Tczewie przez kilka godzin czuwa przy telefonie. Zbiera informacje o stanie wód w poszczególnych gminach, przyjmuje i wysyła faksy, odbiera telefony.
- Nie pani syn jest całkowicie bezpieczny - mówi do słuchawki Marlena Arent, pełniąca właśnie dyżur. - Pani syn może spokojnie jechać na kolonię. W Tczewie na dworcu nic mu się nie stanie.
Wszystkie telefony i wydarzenia notowane są w leżącym na biurku zeszycie - swoistej kronice wydarzeń. "Godz., telefon prywatny, pani z Sopotu pyta się, czy jej syn dostanie się na kolonię pociągiem".
Stan wody na godzinę 20 w Tczewie wynosi 8,40 m. To tylko 20 cm powyżej stanu alarmowego. Zaczynają się zgłaszać dyżurni gminni. "Reda 59, Reda 59 zgłoś się do Redy 62 - odbiór".
- Woda powoli się podnosi - informuje pani Marlena. - Co godzinę jest o cztery centymetry wyżej. O 18 było 8,40 a o 14 - 8,25 m.
Wisła show
Nad Wisłę ciągną tabuny ludzi - rodzice z dziećmi, grypy młodzieży, pary zakochanych. Powódź ludzi. Jest na co popatrzeć. Wisła wkroczyła już na najniższą ulicę - tą, którą miało zalać. Jednak woda powoli pnie się do góry. Uciekają przed nią chichocząc dzieci.
- Tylu ludzi to nie widziałem nawet na koncertach - śmieje się Stanisław Komorowski, sekretarz powiatowego komitetu przeciwpowodziowego. - Co za show.
Zaczął padać deszcz. Otrzymany komunikat ostrzega przed gwałtownymi burzami na Pomorzy i Żuławach. Rozpadało się na dobre. Deszcz przegonił gapiów do domu. Wcześniej nad Wisłą pojawił się marszałek Andrzej Płażyński. Popatrzył, pocieszył i odjechał.
Stan wody na godz. 2 wynosił 8,80 m. Przez kolejne cztery godziny woda podniosła się o 19 cm.
Domek z kart
Największe zniszczenia spowodowała nie woda, a wiatr. W nocy z piątku na sobotę nad miejscowością Rybaki przeszła gwałtowna burza. Łamała najgrubsze konary, wyrywała drzewa z korzeniami.
- Huragan przyszedł w nocy - opowiada Tadeusz Szulla, mieszkaniec Rybaków. - Uderzyło gwałtownie. Kupa hałasu, rumor taki. Patrzę w to okno, a tu leży kawałek dachu. Taka trąba przeleciała i już koniec było. Dwie, trzy minuty i po wszystkim.
- We wsi ogólnie nie ma żadnych strat, tylko ten jeden budynek - mówi Jan Pelpiński, naczelnik OSP w gminie Subkowy. - Po drodze tylko pełno drzew połamało. Wichura trwała może z pół godziny, a usuwanie szkód - trzy godziny. Zgłoszenie mieliśmy po 1, pracowaliśmy do 4.
Było, minęło
Fala kulminacyjna w Tczewie przeszła w sobotę, późnym wieczorem. Woda nie wyrządziła praktycznie żadnych strat. Największy poziom Wisły wynosił 9,26 metra. W niedzielę od rana woda zaczęła opadać.
- Takie stany jak dzisiaj notujemy praktycznie co roku - tłumaczy Stanisław Komorowski. - Ratuje nas tama we Włocławku. Gdyby ona puściła, to mielibyśmy tragedię. Moim zdaniem wystarczyła by jeszcze jedna taka tama, a o powodzi na Pomorzu moglibyśmy zapomnieć.
Reda 59 zgłoś się
Dyżury w powiatowym komitecie przeciwpowodziowym pełnione są od 11 lipca. Codziennie pracownik Starostwa Powiatowego w Tczewie przez kilka godzin czuwa przy telefonie. Zbiera informacje o stanie wód w poszczególnych gminach, przyjmuje i wysyła faksy, odbiera telefony.
- Nie pani syn jest całkowicie bezpieczny - mówi do słuchawki Marlena Arent, pełniąca właśnie dyżur. - Pani syn może spokojnie jechać na kolonię. W Tczewie na dworcu nic mu się nie stanie.
Wszystkie telefony i wydarzenia notowane są w leżącym na biurku zeszycie - swoistej kronice wydarzeń. "Godz., telefon prywatny, pani z Sopotu pyta się, czy jej syn dostanie się na kolonię pociągiem".
Stan wody na godzinę 20 w Tczewie wynosi 8,40 m. To tylko 20 cm powyżej stanu alarmowego. Zaczynają się zgłaszać dyżurni gminni. "Reda 59, Reda 59 zgłoś się do Redy 62 - odbiór".
- Woda powoli się podnosi - informuje pani Marlena. - Co godzinę jest o cztery centymetry wyżej. O 18 było 8,40 a o 14 - 8,25 m.
Wisła show
Nad Wisłę ciągną tabuny ludzi - rodzice z dziećmi, grypy młodzieży, pary zakochanych. Powódź ludzi. Jest na co popatrzeć. Wisła wkroczyła już na najniższą ulicę - tą, którą miało zalać. Jednak woda powoli pnie się do góry. Uciekają przed nią chichocząc dzieci.
- Tylu ludzi to nie widziałem nawet na koncertach - śmieje się Stanisław Komorowski, sekretarz powiatowego komitetu przeciwpowodziowego. - Co za show.
Zaczął padać deszcz. Otrzymany komunikat ostrzega przed gwałtownymi burzami na Pomorzy i Żuławach. Rozpadało się na dobre. Deszcz przegonił gapiów do domu. Wcześniej nad Wisłą pojawił się marszałek Andrzej Płażyński. Popatrzył, pocieszył i odjechał.
Stan wody na godz. 2 wynosił 8,80 m. Przez kolejne cztery godziny woda podniosła się o 19 cm.
Domek z kart
Największe zniszczenia spowodowała nie woda, a wiatr. W nocy z piątku na sobotę nad miejscowością Rybaki przeszła gwałtowna burza. Łamała najgrubsze konary, wyrywała drzewa z korzeniami.
- Huragan przyszedł w nocy - opowiada Tadeusz Szulla, mieszkaniec Rybaków. - Uderzyło gwałtownie. Kupa hałasu, rumor taki. Patrzę w to okno, a tu leży kawałek dachu. Taka trąba przeleciała i już koniec było. Dwie, trzy minuty i po wszystkim.
- We wsi ogólnie nie ma żadnych strat, tylko ten jeden budynek - mówi Jan Pelpiński, naczelnik OSP w gminie Subkowy. - Po drodze tylko pełno drzew połamało. Wichura trwała może z pół godziny, a usuwanie szkód - trzy godziny. Zgłoszenie mieliśmy po 1, pracowaliśmy do 4.
Było, minęło
Fala kulminacyjna w Tczewie przeszła w sobotę, późnym wieczorem. Woda nie wyrządziła praktycznie żadnych strat. Największy poziom Wisły wynosił 9,26 metra. W niedzielę od rana woda zaczęła opadać.
- Takie stany jak dzisiaj notujemy praktycznie co roku - tłumaczy Stanisław Komorowski. - Ratuje nas tama we Włocławku. Gdyby ona puściła, to mielibyśmy tragedię. Moim zdaniem wystarczyła by jeszcze jedna taka tama, a o powodzi na Pomorzu moglibyśmy zapomnieć.
OP