UWAGA!

Nie chcą czekać na tragedię

 Elbląg, Oddymianie.
Oddymianie.

Tuż przed północą mieszkańców bloku przy ul. Diaczenki obudziło walenie do drzwi. To sąsiadka z parteru alarmowała lokatorów, że na dole w mieszkaniu wybuchł pożar. W środku byli ludzie. - Wiedziałam, że oni nas kiedyś spalą - mówiła z płaczem.

Sąsiedzi wybiegali z mieszkań sprawdzić, co się dzieje. Dzwonili też na numery alarmowe policji i straży pożarnej. Na klatce schodowej kłębił się dym. Drzwi mieszkania, w którym wybuchł pożar, były osmolone. Po ich otworzeniu widać było, że w przedpokoju szaleje ogień. Sąsiedzi ubierali się w pośpiechu i uciekali przed blok. Były wśród nich matki z małymi dziećmi. Niektórzy nie zdążyli już opuścić swoich mieszkań, bo na klatce schodowej było czarno od dymu. Stali więc przy otwartych oknach.
     Jako pierwsi na miejsce zdarzenia przyjechali policjanci. Wiedząc, że w mieszkaniu mogą być ludzie, nie czekali na przyjazd strażaków i weszli do środka.
     - Płomienie i gęsty dym ograniczały widoczność - mówi Jakub Sawicki z zespołu prasowego KMP w Elblągu. - Patrol użył gaśnic z radiowozu. Po częściowym stłumieniu ognia policjanci wyprowadzili z mieszkania 42-letnią kobietę, 55-letniego mężczyznę oraz półprzytomnego 56-latka, który w wypełnionym wodą zlewie kuchennym miał zanurzoną głowę. Mężczyzna prawdopodobnie próbował wcześniej ugasić pożar, gdyż miał nadpalone włosy. Kilka minut później mogło być za późno. Paradoksalnie, ten człowiek mógłby utopić się podczas pożaru. Mężczyzna trafił na obserwację do szpitala, a później do izby wytrzeźwień. Podobnie kobieta. Drugi z mężczyzn znalazł schronienie w mieszkaniu żony. Z płonącego mieszkania policjanci wyprowadzili również psa, który należał do kobiety.
     - Wstępne czynności wykazały, że uratowane osoby piły wcześniej alkohol - kontynuuje Jakub Sawicki. - Pożar wybuchł najprawdopodobniej w wyniku nieostrożności. W mieszkaniu nie było energii elektrycznej i pomieszczenia oświetlano świeczkami. To było najprawdopodobniej przyczyna pożaru.
     - Wiedziałam, że oni nas kiedyś spalą - mówi starsza kobieta, która zaalarmowała sąsiadów. - Zobaczyłam dym u siebie w przedpokoju i od razu pomyślałam o sąsiedzie mieszkającym obok.
     Lokatorzy z Diaczenki przyznają, że już wcześniej były kłopoty z sąsiadem z parteru. Pił i sprowadzał kolegów na wspólne libacje. Hałasy nocnych imprez słychać było w kilku sąsiadujących mieszkaniach. Dodatkowo miał psy, które stale ujadały.
     Mieszkańcy nie chcą czekać, aż wydarzy się tragedia. Przygotowali pismo do Zarządu Budynków Komunalnych z prośbą o eksmisję uciążliwego sąsiada. Opisali w nim sytuacje, jakich są świadkami niemal każdego dnia. Wspominają o pijackich imprezach, hałasach, o tym, że boją się przejść przez klatkę schodową, bo kręcą się tam podejrzane osoby. Piszą także o tym, że obawiają się o swoje życie i zdrowie, bo sąsiad, który nie płaci za energię i gaz, pali w domu świeczki, co stwarza zagrożenie pożarowe. O tym przekonali się na własnej skórze wczorajszej nocy.
     Do tej pory wszystkie okna na klatce schodowej są otwarte, podobnie w mieszkaniach, bo smród spalenizny jest nie do wytrzymania.
     Dzisiaj policjanci będą przesłuchiwać osoby, który przebywały w płonącym mieszkaniu.
     Czynności w tej sprawie trwają.
A

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama