Janek ją bił – widziałam to kilka razy. Bił i awanturował się, bo chowała przed nim wódkę. Wyzywał Janinę i groził, że wyrzuci ją z domu. Tak jeszcze kilka miesięcy temu zeznawała znajoma 57-letniego Jana G. oskarżonego o to, że w kwietniu ubiegłego roku pobił swoją konkubinę tak dotkliwie, że w wyniku odniesionych obrażeń kobieta zmarła. Dziś (14 stycznia) znajoma stwierdziła, że to nie były pobicia, a popchnięcia, i że w sumie to ona widziała tylko sińce na twarzy Janiny.
57-letni Jan G. twierdzi, że nigdy nie uderzył swojej konkubiny Janiny, no, może raz. Nigdy jej też nie wyzywał, nie szarpał, nie groził. Jego słów nie potwierdzają sąsiedzi, którzy zeznając przed sądem podkreślali, że do mieszkania zajmowanego przez pana Janka wielokrotnie wzywana była policja. Było tam głośno, odbywały się libacje alkoholowe i słychać było krzyki. Następnego dnia zdarzało się, że pani Janka chodziła w okularach przeciwsłonecznych, które miały ukryć siniaki (Awantury, wyzwiska i limo pod okiem).
Dziś (14 stycznia) przed sądem zeznania składali policjanci, którzy jeździli na interwencje do mieszkania Jana G. Przyznali, że kilka ich było. A to nietrzeźwa Janina siedziała przed blokiem i odwozili ją do wytrzeźwienia. A to, gdy w mieszkaniu odbywała się impreza zakrapiana alkoholem, z uszkodzonej spłuczki lała się woda do sąsiadów (o interwencję prosiła była żona Jana G., która co prawda tam nie mieszka, ale twierdzi, że mieszkanie jest jej).
Policjanci przyjechali też, by pomóc załodze pogotowia ratunkowego, gdy lekarz stwierdził zgon konkubiny Jana G. Ich zdaniem, mężczyzna tłumaczył wtedy, że był na rybach, a gdy wrócił, Janina już nie żyła. Siedziała w fotelu, tak ją zostawił rano, tyle, że martwa.
Sąd przesłuchał także kobietę, która znała zarówno Jana G., jak i jego konkubinę Janinę.
- Znam Janka od ok. 5-6 lat [we wcześniejszych zeznaniach składanych na Policji twierdziła, że od 10 lat – red.]. Mieszka on koło stolarni, w której ja pracuję. Od czasu do czasu bywałam u Janki na kawie. Ona też zaglądała do mnie do pracy. Zaglądał też Janek, który za pare złotych pomagał mi. Moje stosunki z nim były różne. Czasem był w porządku, czasem był agresywny. Machał wtedy rękami, zamierzał się czy na Jankę czy na mnie. Ja sobie na to nie pozwalałam i powtarzałam, że niech tylko spróbuje, to ja to inaczej załatwię.
Nie raz widziałam Jankę pobitą, w ciemnych okularach. Nie raz miała sińce pod oczami czy guza na czole. Janek zawsze mówił, że uderzyła się sama o wannę. Sama się przewracała – mówił – przez cukrzycę, na którą chorowała. Ona się nigdy nie skarżyła. Nie wierzyłam jednak w to, że siniaki sobie sama zrobiła, bo wiedziałam, jaki agresywny potrafi być Janek. Byłam też u Janki w szpitalu, gdy leżała z powodu cukrzycy. Opowiadała wówczas swojej córce, co dzieje się w domu, a ta radziła, by matka wyprowadziła się od konkubenta.
- To było jakoś pod koniec kwietnia 2009 r. - Daty dokładnej nie pamiętam – wspominała też kobieta. – Janek przyszedł do mnie do stolarni ok. godz. 7 rano. Umówiliśmy się wcześniej, że pojedzie ze mną do Liksajn, by tam w domku letniskowym jednego pana malować okna. Właściciel tego domku po nas przyjechał i zawiózł na miejsce. Janek mówił wtedy, że Janka znowu uderzyła się o wannę i ma guzy na twarzy. Pracowaliśmy cały dzień. Gdy wróciliśmy do Elbląga było już szaro. Weszliśmy z Jankiem jeszcze na chwilę do stolarni i on potem poszedł do siebie. Gdy ja szłam do domu zobaczyłam, że pod budynkiem obok stoją ludzie. Mówili, że Janka nie żyje.
Natomiast na drugi dzień do stolarni przyszedł Piotr K., taki znajomy, który też mi czasem pomagał. Powiedział, że był u Jana G. dwa dni wcześniej i że ten bił Jankę. Z opowiadania wynikało, że było to mocne bicie i duszenie. Mówił też, że Jan wygnał go z mieszkania. Jednak zanim wyjechaliśmy do Liksajn, Jan G. miał kazać Piotrowi posprzątać w swoim mieszkaniu. I ten poszedł. Janka siedziała w fotelu. Gdy chciał nią poruszać to ona jakby nie żyła. Zamknął więc za sobą drzwi i wyszedł.
Dzisiejsze zeznania świadka nie były zgodne z tym, co kobieta mówiła wcześniej na komendzie. Sędzia stwierdziła, że kobieta zasłaniania się niepamięcią, ale jedne zdarzenia pamięta, a innych nie. Dziś mówiła na przykład, że Jan G. pchnął swoją konkubinę, a wcześniej, że ją bił i była tego świadkiem. Dziś twierdziła, że Janka była cicha i nigdy nie skarżyła się na Jana – wcześniej, że nieżyjąca już kobieta mówiła jej o swoim ciężkim życiu z krewkim konkubentem.
- To ludzie gadali, że on ją bije i wyzywa – mówiła dziś w sądzie. – Ja tego nie widziałam i nie słyszałam. Widziałam tylko sińce na jej twarzy. Ja nie chcę się mieszać w sprawy innych ludzi – skwitowała.
Na pytanie, czy gdyby była na miejscu Janiny, gdyby była tak traktowana przez Jana G., jak ona, czy mieszkałaby z nim pod jednym dachem, stwierdziła, że nie. - Zostawiłabym go tak, jak to zrobiły dwie poprzednie żony – stanowczo dodała.
Kolejna rozprawa odbędzie się 25 stycznia. Ma na niej zostać przesłuchany m.in. wspomniany Piotr K.
Dziś (14 stycznia) przed sądem zeznania składali policjanci, którzy jeździli na interwencje do mieszkania Jana G. Przyznali, że kilka ich było. A to nietrzeźwa Janina siedziała przed blokiem i odwozili ją do wytrzeźwienia. A to, gdy w mieszkaniu odbywała się impreza zakrapiana alkoholem, z uszkodzonej spłuczki lała się woda do sąsiadów (o interwencję prosiła była żona Jana G., która co prawda tam nie mieszka, ale twierdzi, że mieszkanie jest jej).
Policjanci przyjechali też, by pomóc załodze pogotowia ratunkowego, gdy lekarz stwierdził zgon konkubiny Jana G. Ich zdaniem, mężczyzna tłumaczył wtedy, że był na rybach, a gdy wrócił, Janina już nie żyła. Siedziała w fotelu, tak ją zostawił rano, tyle, że martwa.
Sąd przesłuchał także kobietę, która znała zarówno Jana G., jak i jego konkubinę Janinę.
- Znam Janka od ok. 5-6 lat [we wcześniejszych zeznaniach składanych na Policji twierdziła, że od 10 lat – red.]. Mieszka on koło stolarni, w której ja pracuję. Od czasu do czasu bywałam u Janki na kawie. Ona też zaglądała do mnie do pracy. Zaglądał też Janek, który za pare złotych pomagał mi. Moje stosunki z nim były różne. Czasem był w porządku, czasem był agresywny. Machał wtedy rękami, zamierzał się czy na Jankę czy na mnie. Ja sobie na to nie pozwalałam i powtarzałam, że niech tylko spróbuje, to ja to inaczej załatwię.
Nie raz widziałam Jankę pobitą, w ciemnych okularach. Nie raz miała sińce pod oczami czy guza na czole. Janek zawsze mówił, że uderzyła się sama o wannę. Sama się przewracała – mówił – przez cukrzycę, na którą chorowała. Ona się nigdy nie skarżyła. Nie wierzyłam jednak w to, że siniaki sobie sama zrobiła, bo wiedziałam, jaki agresywny potrafi być Janek. Byłam też u Janki w szpitalu, gdy leżała z powodu cukrzycy. Opowiadała wówczas swojej córce, co dzieje się w domu, a ta radziła, by matka wyprowadziła się od konkubenta.
- To było jakoś pod koniec kwietnia 2009 r. - Daty dokładnej nie pamiętam – wspominała też kobieta. – Janek przyszedł do mnie do stolarni ok. godz. 7 rano. Umówiliśmy się wcześniej, że pojedzie ze mną do Liksajn, by tam w domku letniskowym jednego pana malować okna. Właściciel tego domku po nas przyjechał i zawiózł na miejsce. Janek mówił wtedy, że Janka znowu uderzyła się o wannę i ma guzy na twarzy. Pracowaliśmy cały dzień. Gdy wróciliśmy do Elbląga było już szaro. Weszliśmy z Jankiem jeszcze na chwilę do stolarni i on potem poszedł do siebie. Gdy ja szłam do domu zobaczyłam, że pod budynkiem obok stoją ludzie. Mówili, że Janka nie żyje.
Natomiast na drugi dzień do stolarni przyszedł Piotr K., taki znajomy, który też mi czasem pomagał. Powiedział, że był u Jana G. dwa dni wcześniej i że ten bił Jankę. Z opowiadania wynikało, że było to mocne bicie i duszenie. Mówił też, że Jan wygnał go z mieszkania. Jednak zanim wyjechaliśmy do Liksajn, Jan G. miał kazać Piotrowi posprzątać w swoim mieszkaniu. I ten poszedł. Janka siedziała w fotelu. Gdy chciał nią poruszać to ona jakby nie żyła. Zamknął więc za sobą drzwi i wyszedł.
Dzisiejsze zeznania świadka nie były zgodne z tym, co kobieta mówiła wcześniej na komendzie. Sędzia stwierdziła, że kobieta zasłaniania się niepamięcią, ale jedne zdarzenia pamięta, a innych nie. Dziś mówiła na przykład, że Jan G. pchnął swoją konkubinę, a wcześniej, że ją bił i była tego świadkiem. Dziś twierdziła, że Janka była cicha i nigdy nie skarżyła się na Jana – wcześniej, że nieżyjąca już kobieta mówiła jej o swoim ciężkim życiu z krewkim konkubentem.
- To ludzie gadali, że on ją bije i wyzywa – mówiła dziś w sądzie. – Ja tego nie widziałam i nie słyszałam. Widziałam tylko sińce na jej twarzy. Ja nie chcę się mieszać w sprawy innych ludzi – skwitowała.
Na pytanie, czy gdyby była na miejscu Janiny, gdyby była tak traktowana przez Jana G., jak ona, czy mieszkałaby z nim pod jednym dachem, stwierdziła, że nie. - Zostawiłabym go tak, jak to zrobiły dwie poprzednie żony – stanowczo dodała.
Kolejna rozprawa odbędzie się 25 stycznia. Ma na niej zostać przesłuchany m.in. wspomniany Piotr K.