To był duży pożar, największy od czasu wypadku z cysterną pod Elblągiem. Skala żywiołu porównywalna jest z tymi tragicznymi wydarzeniami sprzed blisko dwóch lat. Na szczęście, w Gronowie Górnym żaden człowiek nie ucierpiał. Straty materialne zostaną oszacowane po zakończeniu akcji.
Wysoki słup czarnego dymu z płonącej przetwórni tworzyw sztucznych w Gronowie Górnym widziany był nawet z odległości kilkunastu kilometrów. Pożar zgłoszono dyżurnemu w komendzie miejskiej Państwowej Straży Pożarnej ok. godz. 9. Przybyła na miejsce straż nie mogła wszcząć skutecznej akcji, bo nie miała… czym.
Strażacy użyli specjalnej piany i wody przywiezionej w pierwszych wozach. Do ugaszenia wielu ton płonącego plastiku zgromadzonego na placu potrzeba było jej bardzo dużo. Na terenie zakładu znalazł się w końcu hydrant, ale okazało się, że to za mało na tak rozległy pożar. Tym bardziej, że ogień przeniósł się na budynek fabryczki, w którym było wiele kosztownych maszyn, oraz na trafostację. Zagrożony był też obiekt sąsiadującej firmy. Ostatecznie na ratunek do Gronowa Górnego przyjechało 15 jednostek, w tym także strażacy-ochotnicy. Były też trzy cysterny, w tym dwie z elbląskich wodociągów.
- My nie gasimy pożaru. My ratujemy to, co da się uratować - mówił w trakcie akcji jej dowódca, bryg. Tomasz Świniarski, zastępca komendanta miejskiego PSP w Elblągu. - Naszym podstawowym zadaniem jest maksymalne schłodzenie płonącej masy plastiku, po to by uratować fabryczkę i urządzenia w niej zamontowane. Kiedy to będzie bezpieczne, zajmiemy się dogaszeniem pogorzeliska.
Zawodowym strażakom od samego początku pomagali cywile - pracownicy poszkodowanej firmy oraz zatrudnieni w przedsiębiorstwach sąsiadujących z nią. Pożar opanowany został około godz. 11.
- To bardzo duży i trudny pożar - tłumaczył bryg. Świniarski. - Płonącym tworzywom sztucznym towarzyszy wysoka temperatura, nawet 1000 stopni C, oraz toksyczny gaz. Najważniejsze było bezpieczeństwo ratowników. Pracowali oni w aparatach tlenowych, robili częste przerwy, aby się „przewentylować”.
O przyczynach pożaru i stratach materialnych nie można jeszcze nic powiedzieć. Jest kilka hipotez - od podpalenia po czyjąś nieuwagę - tak mówili gapie przyglądający się pożarowi . Ani straż, ani policja na ten temat się nie wypowiada: przyjdzie na to czas po zbadaniu sprawy przez biegłych.
Wiadomo za to, że nikomu nic się nie stało. Właścicielowi firmy udzielono pomocy medycznej. Mężczyzna źle się poczuł, odniósł też niewielkie obrażenia twarzy i dłoni spowodowane przez wysoką temperaturę. Po ich opatrzeniu szybko wrócił do swojego miejsca pracy. Jak się dowiedzieliśmy się, dzięki sprawnie prowadzonej akcji udało uratować się cenne wyposażenie przetwórni.
Strażacy zaś pracowali do późnych godzin wieczornych. Jeszcze przed godziną 20 sprawdzali i dogaszali pogorzelisko.
Strażacy użyli specjalnej piany i wody przywiezionej w pierwszych wozach. Do ugaszenia wielu ton płonącego plastiku zgromadzonego na placu potrzeba było jej bardzo dużo. Na terenie zakładu znalazł się w końcu hydrant, ale okazało się, że to za mało na tak rozległy pożar. Tym bardziej, że ogień przeniósł się na budynek fabryczki, w którym było wiele kosztownych maszyn, oraz na trafostację. Zagrożony był też obiekt sąsiadującej firmy. Ostatecznie na ratunek do Gronowa Górnego przyjechało 15 jednostek, w tym także strażacy-ochotnicy. Były też trzy cysterny, w tym dwie z elbląskich wodociągów.
- My nie gasimy pożaru. My ratujemy to, co da się uratować - mówił w trakcie akcji jej dowódca, bryg. Tomasz Świniarski, zastępca komendanta miejskiego PSP w Elblągu. - Naszym podstawowym zadaniem jest maksymalne schłodzenie płonącej masy plastiku, po to by uratować fabryczkę i urządzenia w niej zamontowane. Kiedy to będzie bezpieczne, zajmiemy się dogaszeniem pogorzeliska.
Zawodowym strażakom od samego początku pomagali cywile - pracownicy poszkodowanej firmy oraz zatrudnieni w przedsiębiorstwach sąsiadujących z nią. Pożar opanowany został około godz. 11.
- To bardzo duży i trudny pożar - tłumaczył bryg. Świniarski. - Płonącym tworzywom sztucznym towarzyszy wysoka temperatura, nawet 1000 stopni C, oraz toksyczny gaz. Najważniejsze było bezpieczeństwo ratowników. Pracowali oni w aparatach tlenowych, robili częste przerwy, aby się „przewentylować”.
O przyczynach pożaru i stratach materialnych nie można jeszcze nic powiedzieć. Jest kilka hipotez - od podpalenia po czyjąś nieuwagę - tak mówili gapie przyglądający się pożarowi . Ani straż, ani policja na ten temat się nie wypowiada: przyjdzie na to czas po zbadaniu sprawy przez biegłych.
Wiadomo za to, że nikomu nic się nie stało. Właścicielowi firmy udzielono pomocy medycznej. Mężczyzna źle się poczuł, odniósł też niewielkie obrażenia twarzy i dłoni spowodowane przez wysoką temperaturę. Po ich opatrzeniu szybko wrócił do swojego miejsca pracy. Jak się dowiedzieliśmy się, dzięki sprawnie prowadzonej akcji udało uratować się cenne wyposażenie przetwórni.
Strażacy zaś pracowali do późnych godzin wieczornych. Jeszcze przed godziną 20 sprawdzali i dogaszali pogorzelisko.
Mira Stankiewicz - Telewizja Elbląska