UWAGA!

"Pachnący domek", śmierdzący problem

 Elbląg, "Pachnący dom", śmierdzący problem
"Pachnący dom", śmierdzący problem (fot. arch. AD)

"Rozmarynowy ogród", "Niebieski ogień" to nazwy produktów sprzedawanych w sklepach z tzw. dopalaczami, czyli substancjami zastępującymi narkotyki. Produkty są sprytnie opatrzone etykietą „nie do spożycia”, ale młodzież spróbować chce, próbuje, a kończy się to pobytem w szpitalu. Sanepid sklepy kontroluje, ale procedury są długie i nieskuteczne więc handel kwitnie. - Ciągle temat "liżemy", ale jeśli nie zmieni się prawo to walka z dopalaczami będzie przypominała walkę z wiatrakami – twierdzi Marek Jarosz, szef Powiatowej Stacji Sanitarno- Epidemiologicznej w Elblągu.

Młodzi ludzie chcą spróbować, bo usłyszeli od kogoś, że po zażyciu takich substancji będą mieli narkotykowy odlot. Nic bardziej mylnego. Te produkty nie mają nic wspólnego ze środkami odurzającymi, które są zakazane w ustawie o narkomanii. Bardziej swoim składem przypominają płyn do mycia naczyń lub mydło. Równie dobrze można zacząć palić proszek do prania, nabić fajkę zmieloną kostką do toalety lub po prostu napić się benzyny. Efekt będzie ten sam - osoba wyląduje w szpitalu – takie zdanie mają policjanci.
       W Elblągu problem dotyczy właściwie jednego sklepu znajdującego się przy ul. Królewieckiej. Po sąsiedzku z Komendą Miejską Policji.
       - Komendant nie może dobierać sobie, kto w pobliżu jego siedziby, jaką działalność, a przecież legalną, prowadzi – usprawiedliwia insp. Marek Osik, szef elbląskich policjantów. - Policja stoi na straży prawa, a nie je łamie.
       Wracając jednak do sklepu. Można tam kupić specyfiki opatrzone etykietą "nie do spożycia" i informujące np., że dany towar jest ... rozpałką do pieca. Nikt nie ma jednak wątpliwości, do czego tak naprawdę służy. Wątpliwości nie ma też sanepid, który wielokrotnie kontrolował, ba, nawet na chwilę zamykał "pachnący przybytek". Działalność handlowa jednak nadal tu kwitnie.
       - Trudno powiedzieć, że zęby na tym temacie zjadłem, ale doświadczeń zebrałem mnóstwo – mówi Marek Jarosz, szef Powiatowej Stacji Sanitarno- Epidemiologicznej w Elblągu. - Za ten stan rzeczy przede wszystkim odpowiedzialny jest stan prawny, który ogranicza nasze postępowania. W 2010 r. znowelizowano ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii i popełniono kilka fundamentalnych błędów – kontynuuje. - Jeśli chodzi o narkotyki, są określone kary za działania traktowane jako wykroczenia, a inne za przestępstwa. Nowelizacja wprowadziła też pojęcie "środków zastępczych", czyli dopalaczy. Ale te środki uzyskały zupełnie wyjątkowy status – wskazuje Marek Jarosz. - Utworzono odrębny rozdział nadając tryb administracyjny w ściganiu zarówno produkcji, jak i obrotu dopalaczami. I w tym momencie weszliśmy w ograniczenia wynikające m.in. z kodeksu postępowania administracyjnego, ale – co gorsze – z fatalnej ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, zwłaszcza w części dotyczącej kontroli.
       W czerwcu tego roku, trzymając się tych przepisów, inspektorzy sanepidu weszli do sklepu przy ul. Królewieckiej. Sklep prowadzi legalną działalność handlową, ale kolejny młody człowiek, który z objawami zatrucia trafił do szpitala wskazał, że tu właśnie kupił podejrzany specyfik. Inspektorzy weszli więc, ale...
       - Ekspedientka wręczyła im dokument, który nazywa się "sprzeciw przeciwko kontroli" – mówi Marek Jarosz. - W takiej sytuacji musimy przerwać kontrolę i zanim podejmiemy ją znowu rusza procedura. Ja uzyskuję potwierdzenie zasadności naszego działania od Głównego Inspektora Sanitarnego, przedsiębiorca czeka do ostatniej chwili z odbiorem przesyłek poleconych, wszystko trwa 2,5 miesiąca. Cały czas działalność handlowa jest prowadzona. W efekcie, pod koniec sierpnia pobraliśmy próby podejrzanych substancji, ale dalej - tryb zamówień publicznych, bo trzeba wybrać najtańsze laboratorium, poczekać na wyniki badań i dopiero wówczas możemy wystawić decyzje administracyjne. To nie jest skuteczne działanie – grzmi szef elbląskiego sanepidu. - I tak dochodzimy do sedna problemu, zapisy prawa nie służą przeciwdziałaniu patologii. A nie ma nic gorszego niż poczucie własnej bezsilności. - Nie ma też definicji, co jest "środkiem zastępczym" – wskazuje dalej Marek Jarosz. - W tym ujęciu dopalaczem jest również butapren, którego działanie uboczne znane jest nie od dzisiaj, ale też nikt nie będzie butaprenu delegalizował. Pytanie, z czym rzeczywiście mamy do czynienia?
       No dobrze, z prawnego punktu widzenia sytuacja nie wygląda dobrze, ale warto zastanowić się, dlaczego młodzi ludzie sięgają po podejrzane specyfiki.
       - Pękanie więzi rodzinnej, niewiara w jakąkolwiek przyszłość, potrzeba akceptacji w grupie rówieśniczej, a jeśli coś nie wychodzi - ucieczka– wymienia szef elbląskiego sanepidu.- Problemy młodych ludzi przerastają. Oni nie zastanawiają się nad tym, że problem nie zniknie, nawet po drugu. To sprawy trudne do zneutralizowanie, a jeśli nie zniknie popyt, nie zniknie też podaż. W Elblągu problem z dopalaczami dotyczy tylko jednego sklepu, ale to wierzchołek góry lodowej – przekonuje Marek Jarosz. - Prawdziwy biznes kręci się w Internecie.
       Padały wielokrotnie pomysły, by wśród młodych zaszczepić modę "na niebranie".
       - Pytanie, jak to zrobić, by w młodzieżowym środowisku zaistniał mechanizm "biorący jest passe" – zastanawia się Marek Jarosz. - Póki co, sytuacja jest odwrotna. Pracujemy wraz z policjantami nad nowymi programami, które mogłyby trafić do uczniów. Konsultujemy to z ich kolegami, ostatnio w II LO. Zobaczymy, bo ciągle temat 'liżemy" i jeśli nie będziemy szli w kierunku zmian w prawie to walka z dopalaczami będzie przypominała walkę z wiatrakami – stwierdza Marek Jarosz.
       Dyrektor Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Elblągu przyznaje, że wielokrotnie zwracał się do Głównego Inspektora Sanitarnego, a także – za pośrednictwem posłanki Elżbiety Gelert do organów państwowych z sugestią zmian w prawie. Dotychczas nie uzyskał satysfakcjonujących odpowiedzi. Przewodnicząca Komisji Bezpieczeństwa i i Spraw Samorządowych RM w Elblągu Maria Kosecka zapowiedziała, że komisja zwróci się do Rady, aby ta z oficjalnym wnioskiem wystąpiła do tych, którzy mają moc ustawodawczą.
      

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • pisze nie do spożycia to niech nie jedzą czy tam palą, jakoś w nomi nikt brykietu na pałe nie kupuje
  • jestem mieszkańcem i widzę, że koło tego sklepu zawsze pełno jest młodzieży zwłaszcza nastoletnich chłopców i to mnie zastanawiało już mam odpowiedz.
  • Gdyby te środki nie dawały pożądanego dla kupujących efektu to klient by nie wracał. Skoro interes kwitnie to widocznie jest inaczej. Należy edukować młodzież, pokazać na konkretnych przykładach, zabrać do szpitala i pokazać kolegę, który tam wylądował. Wtedy jest szansa, że zrozumieją. Niestety na rodziców nie zawsze można liczyć, że wychowają. Nikt to bycia rodzicem nie szkoli. Do bycia kierowcą tak - i wielu nie zdaje. Egzamin na rodzica pewnie niewielu by zaliczyło. Najmniej winny w tym łańcuszku jest ten sklep. Gdyby nie było klientów, to właściciel interes by zwinął. Nikt tych dzieciaków siłą tam nie wciąga. Skoro chcą brać to znajdą coś innego. Choćby przykładowy butapren.
  • jasne, zawsze winni są inni: rząd, bieda, sąsiedzi, że maja więcej. Nie, tylko my sami jesteśmy winni temu jak nasze dzieci sobie radzą. Ale my zawsze będziemy usprawiedliwiać swoje lenistwo, głupotę, chciejstwo itp. Wystarczy spojrzeć na pokolenie powojenne. Nie mieli nic, komuna mózgi prała, a tam gdzie był normalny dom i dzieci wyrosły porządne.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    6
    2
    trochesamokrytycyzmuprosze(2013-11-13)
  • dr. dop
  • Moim zdaniem najlepszym rozwiazaniem jest tej młodziezy stworzenie warunków do uprawiania sportu od 7 rano do 22 wieczorem.
  • maryche zalegalizowac i znikna domki z dopami
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    9
    1
    legalnamarihuana(2013-11-13)
  • spalić tą budę albo wpaść wieczorem i wpieprzyć sprzedającemu i problem zniknie
  • nikt nikomu tego nie wciska masz prawo wyboru jednij pija denaturat drudzy wachaja butapren a trzeci daja w zyle. jesli ktos nie chce nie kupuje tam tego nie rozdaja za darmo ani nikomu nic nie wciskaja na sile. jest demokracja i masz prawo wyboru i robisz co chcesz palisz co chcesz wachasz co chcesz nikt nikogo nie przymusza. a ze malolaci tam stoja tez nikomu tego nie moga zabronic kolo sandry na ogolnej tez stoja malolaci i co z tego.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    6
    1
    LEKARZ(2013-11-13)
  • nie wiedza jak to zalatwic do najwiekszego gangstera elblaskiego niech ida on ich opodatkuje i interes zamkna
  • Kwintesencja całości zawiera się w trzech słowach " Mogą im skoczyć" Dziękujemy autorowi. Świetny artykuł.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    2
    ręceopadają(2013-11-13)
  • "specyfik jest rozpałką do pieca"- nie znam tego szajsu ale jeśli nie da się nim rozpalić to złamane jest prawo opisu produktu.
Reklama