Witryna sklepu łudząco przypomina tę, która całkiem niedawno znajdowała się przy ul. Królewieckiej, tego samego który sąsiadował z Komendą Policji. Biała okleina a na niej zielone listki i czerwony napis „Zapachy”. Pachnący, a raczej mocno śmierdzący problem powrócił.
– My wcześniej byliśmy na Królewieckiej – mówi sprzedawczyni do jednego z klientów. Byli, bo „pachnącego sklepu” już w tym miejsca nie ma. Teraz przeniósł się do centrum, niedaleko pasażu.
W środku, z lewej strony kilka gablotek – ze świecami, kadzidełkami, są rozpałki do grilla, a nawet spinki do włosów. Kilkoro klientów wchodzi i zmierza prosto do małego okienka, w połowie zasłoniętego kratką, kładą pieniądze i coś zabierają. Co? Trudno stwierdzić, bo odbywa się to bardzo szybko. Na gablotki nawet nie spoglądają.
Od niedzieli, czyli od momentu kiedy działa sklep cieszy się niesamowitą popularnością, zwłaszcza wśród młodych ludzi, niektórzy wyglądają na pełnoletnich, inni nie. Dwójka z nich wchodzi do sklepu, a kilka minut później idzie za przysłowiowy winkiel, lekko przykuca i coś pali. Niektórzy, zanim do sklepu pójdą, udają się za okoliczne bloki.
- Dosłownie przed chwilą dwie dziewczyny rozmawiały o tym sklepie i o „jaraniu”, jeden chłopak pytał co można kupić, bo jest na głodzie – opowiada jedna z mieszkanek osiedla, która takie rozmowy słyszy cały czas. – Kto tu się kręci? Ja ze swojego balkonu widzę i słyszę dużo młodzieży, w większości to gimnazjaliści.
- Tam cały czas ktoś wchodzi i wychodzi, zazwyczaj bardzo szybko, jakby uciekał. I tak do późnego wieczora, nawet do nocy – mówi inna. - Widziałam też, że co chwilę podjeżdżają tu taksówki, ktoś wysiada, idzie do sklepu, znów wsiada do taksówki i odjeżdża.
Do sprawy wrócimy.
W środku, z lewej strony kilka gablotek – ze świecami, kadzidełkami, są rozpałki do grilla, a nawet spinki do włosów. Kilkoro klientów wchodzi i zmierza prosto do małego okienka, w połowie zasłoniętego kratką, kładą pieniądze i coś zabierają. Co? Trudno stwierdzić, bo odbywa się to bardzo szybko. Na gablotki nawet nie spoglądają.
Od niedzieli, czyli od momentu kiedy działa sklep cieszy się niesamowitą popularnością, zwłaszcza wśród młodych ludzi, niektórzy wyglądają na pełnoletnich, inni nie. Dwójka z nich wchodzi do sklepu, a kilka minut później idzie za przysłowiowy winkiel, lekko przykuca i coś pali. Niektórzy, zanim do sklepu pójdą, udają się za okoliczne bloki.
- Dosłownie przed chwilą dwie dziewczyny rozmawiały o tym sklepie i o „jaraniu”, jeden chłopak pytał co można kupić, bo jest na głodzie – opowiada jedna z mieszkanek osiedla, która takie rozmowy słyszy cały czas. – Kto tu się kręci? Ja ze swojego balkonu widzę i słyszę dużo młodzieży, w większości to gimnazjaliści.
- Tam cały czas ktoś wchodzi i wychodzi, zazwyczaj bardzo szybko, jakby uciekał. I tak do późnego wieczora, nawet do nocy – mówi inna. - Widziałam też, że co chwilę podjeżdżają tu taksówki, ktoś wysiada, idzie do sklepu, znów wsiada do taksówki i odjeżdża.
Do sprawy wrócimy.
mw