Premier Donald Tusk przyjechał do Elbląga świętować przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w dniu bardzo wyjątkowym - 1 maja, który od 1889 r., jest świętem pracy. Dla większości mojego pokolenia ten dzień nie kojarzy się jednoznacznie, trochę się go nawet wstydzimy.
Przed laty w PRL wielu starało się wymigać za wszelką cenę z uczestnictwa w tym cyrku, pompatycznej uroczystości, która z samej swej natury była sztuczna jak wsie potiomkinowskie. Nie odczuwam żadnej nostalgii za PRL i nie zamierzam go gloryfikować i namawiać do reaktywacji, ale 1 maja jest godny uczczenia. Dlaczego? Ponieważ praca jest najwyższą wartością w życiu dorosłego człowieka, poprzez nią zaspokajamy nasze podstawowe potrzeby bytowe, możemy się realizować i snuć plany na przyszłość. Czy obchody przystąpienia Polski do Unii Europejskiej powinny zastąpić jako święto 1 maja? Myślę że nie, ponieważ paradoksalnie historia zatoczyła koło i w Polsce ponownie musimy walczyć o prawo do pracy i godne zarobki. Powoduje to także, że moja radość i duma z faktu bycia Obywatelem Zjednoczonej Europy jest coraz mniejsza. Oficjalnie w Polsce bezrobocie wynosi około 14%, w Elblągu około 18%, są to jednak szacunki zaniżone, ponieważ nie obejmują osób, które utraciły status bezrobotnego. Mając to na uwadze, politowania godnym jest fakt, że do spotkania pomiędzy Premierem Donaldem Tuskiem i Prezydentem Miasta Elbląga Jerzym Wilkiem nie doszło. Nie chciałem być adwokatem żadnej strony, ale analizując wszystkie wypowiedzi stron obiektywnie muszę uznać, że trudno oskarżać prezydenta, iż zlekceważył zaproszenie bądź nie chciał się spotkać z premierem. Treść ujawnionego przez Pana Jerzego Wcisłę zaproszenia jest bowiem następująca: „Spotkanie odbędzie się 1 maja od 12.00 do 13.00, w Bibliotece im. Cypriana Norwida przy ulicy Świętego Ducha 3-7. Proszę o posiadanie ze sobą dowodu tożsamości.” Czy informację o takiej treści można uznać za zaproszenie dla Prezydenta Miasta Elbląga na spotkanie z premierem, pozostawiam do oceny własnej czytających. Czy są powody czepiać się premiera? Uważam że tak, ponieważ to on po referendum w 2013 r., w trakcie kampanii wyborczej w imieniu elbląskich działaczy PO, obiecywał uczynić z Elbląga krainę mlekiem i miodem płynącą. Prezydentem Elbląga został Jerzy Wilk, co nie oznacza, że premier tym samym jest zwolniony z popierania i realizacji potrzebnych nam projektów społecznych i gospodarczych, ponieważ ich realizatorem jest prezydent z PiS. Zdaję sobie sprawę, że jedno krótkie spotkanie i rozmowa pomiędzy premierem i prezydentem Elbląga nie była w stanie rozwiązać i naprawić wieloletnich błędów popełnionych przez wszystkie ekipy rządzące w Elblągu. Powinno się jednak odbyć, jako sygnał współpracy ponad podziałami politycznymi, dla dobra mieszkańców miasta, których większość nie interesuje, jaką partię polityczną reprezentuje dany przedstawiciel władz państwowych. Nie jestem bezkrytyczny, mam uwagi do prezydenta, uważam że podnoszone w trakcie referendum problemy, których rozwiązanie leży w jego kompetencjach, nie realizuje tak energicznie jak obiecywał przed wyborami. Nie mogę jednak obciążać prezydenta, że ponosi osobistą winę za bezrobocie, że nie tworzy nowych miejsc pracy, za kryzys demograficzny, ponieważ zapobieganie tym zjawiskom wynika wyłącznie z polityki rządu i bez jego pomocy żaden samorząd lokalny nie jest w stanie z tymi problemami samodzielnie sobie poradzić. Podsumowując uważam, że Prezydent nie miał najmniejszej szansy na rozmowę z premierem, ponieważ ten wizytę w Elblągu nie traktował jako roboczą. Wizyta premiera była wyłącznie elementem trwającej kampanii wyborczej do europarlamentu, oraz miała na celu podciągnięcie na duchu naszych elbląskich działaczy PO przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi.
Kazimierz Falkiewicz