Już pół roku trwa prokuratorskie śledztwo w sprawie dotyczącej dopalaczy. Pokrzywdzonych jest blisko 50 osób. Najmłodszy, który po zażyciu "pachnących" specyfików trafił do szpitala ma 14 lat, najstarszy - 38. Prokuratorzy czekają jeszcze na dwie karty choroby, w maju nad opinią pracować będzie biegły z zakresu medycyny sądowej. Oceni, czy zagrożone było życie lub zdrowie ludzkie.
W listopadzie 2013 r. Powiatowy Inspektor Sanitarny złożył w Prokuraturze Rejonowej w Elblągu zawiadomienie o bezpośrednim narażeniu życia lub zdrowia klientów "pachnącego domku" poprzez sprzedaż produktu zawierającego związki wyczerpujące pojęcie środek zastępczy tzw. dopalacze.
- Powiatowy Inspektor Sanitarny zawiadomił nas o swoich kontrolach, jakie przeprowadził od sierpnia 2012 do sierpnia 2013 r. we wskazanym sklepie na terenie miasta – w sumie przynajmniej 6, w wyniku których zabezpieczył sprzedawane środki i uzyskał opinię, że są to środki zastępcze zwane potocznie dopalaczami – mówiła w grudniu 2013 r. Jolanta Rudzińska, zastępca Prokuratora Rejonowego w Elblągu. - Poprzez niewłaściwe zażywanie tych środków [jest bowiem na nich etykieta informująca, że są to środki nie do spożycia, a młodzi je palą, jedzą lub wąchają – red.] dochodziło do hospitalizacji, głównie młodych ludzi. Ze szpitali nadeszły historie choroby 24 osób - kontynuowała prokurator Rudzińska.
Jednak z czasem dochodziły nowe fakty i nowe osoby pokrzywdzone.
- W sumie ok. 50 osób w wieku od 14 do 38 lat – uzupełnia dziś Jolanta Rudzińska. - Najwięcej jest jednak młodzieży od 16. do 18. roku życia. Wszystkie te osoby trafiły do szpitala z objawami zatrucia. Wszystkie przyznały, że źle się poczuły po zażyciu substancji, którą albo nabyły we wskazanym sklepie albo dostały od kogoś. Substancje zostały zabezpieczone i zbadane przez sanepid – kontynuuje prokurator. - Czekamy jeszcze na dwie historie choroby, a całości dopełni opinia biegłego z zakresu medycyny sądowej, który wypowie się na temat szkodliwości tych specyfików dla zdrowia.
Prokuratorzy przyznają, że to sprawa wyjątkowa, na szeroką skalę. W Polsce prowadzonych jest tylko kilka takich postępowań.
- To duża trudność, bo osoby, które zażyły np. "Sosnowe wzgórze" muszą przyznać się, że właśnie po tym specyfiku trafiły do szpitala, a także do tego, gdzie go kupiły – zwraca uwagę prokurator Rudzińska. - Poza tym, na etykietach wyraźnie jest napisane "produkt nie do spożycia", a jednak - jak pokazuje doświadczenie – ludzie to stosują do użytku wewnętrznego.
Prokuratorskie dochodzenie prowadzone jest pod kątem art. 165 Kodeksu Karnego, który mówi o sprowadzaniu niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia innych osób poprzez wprowadzanie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji. Grozi za to kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
- Powiatowy Inspektor Sanitarny zawiadomił nas o swoich kontrolach, jakie przeprowadził od sierpnia 2012 do sierpnia 2013 r. we wskazanym sklepie na terenie miasta – w sumie przynajmniej 6, w wyniku których zabezpieczył sprzedawane środki i uzyskał opinię, że są to środki zastępcze zwane potocznie dopalaczami – mówiła w grudniu 2013 r. Jolanta Rudzińska, zastępca Prokuratora Rejonowego w Elblągu. - Poprzez niewłaściwe zażywanie tych środków [jest bowiem na nich etykieta informująca, że są to środki nie do spożycia, a młodzi je palą, jedzą lub wąchają – red.] dochodziło do hospitalizacji, głównie młodych ludzi. Ze szpitali nadeszły historie choroby 24 osób - kontynuowała prokurator Rudzińska.
Jednak z czasem dochodziły nowe fakty i nowe osoby pokrzywdzone.
- W sumie ok. 50 osób w wieku od 14 do 38 lat – uzupełnia dziś Jolanta Rudzińska. - Najwięcej jest jednak młodzieży od 16. do 18. roku życia. Wszystkie te osoby trafiły do szpitala z objawami zatrucia. Wszystkie przyznały, że źle się poczuły po zażyciu substancji, którą albo nabyły we wskazanym sklepie albo dostały od kogoś. Substancje zostały zabezpieczone i zbadane przez sanepid – kontynuuje prokurator. - Czekamy jeszcze na dwie historie choroby, a całości dopełni opinia biegłego z zakresu medycyny sądowej, który wypowie się na temat szkodliwości tych specyfików dla zdrowia.
Prokuratorzy przyznają, że to sprawa wyjątkowa, na szeroką skalę. W Polsce prowadzonych jest tylko kilka takich postępowań.
- To duża trudność, bo osoby, które zażyły np. "Sosnowe wzgórze" muszą przyznać się, że właśnie po tym specyfiku trafiły do szpitala, a także do tego, gdzie go kupiły – zwraca uwagę prokurator Rudzińska. - Poza tym, na etykietach wyraźnie jest napisane "produkt nie do spożycia", a jednak - jak pokazuje doświadczenie – ludzie to stosują do użytku wewnętrznego.
Prokuratorskie dochodzenie prowadzone jest pod kątem art. 165 Kodeksu Karnego, który mówi o sprowadzaniu niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia innych osób poprzez wprowadzanie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji. Grozi za to kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
A