
Co roku mniej więcej o tej porze mamy kolejną odsłonę historii Elbinga o tym, jak to się piękne niemieckie miasto, zamieszkane przez pokojowo nastawioną ludność, zmieniło się w morze ruin za sprawą dzikich hord ze wschodu. Takie nastawienie jest jednym z przykładów naginania historii i nierozumienia istoty nazizmu jako systemu totalitarnego. W praktyce oznaczało to objęciem w sposób totalny i pełny każdej dziedziny życia. Innymi słowy niemieckie społeczeństwo jest winne temu, co się stało... - pisze dr Michał Glock śladem naszej wcześniejszej publikacji na ten temat.
O walkach pod Elbingiem wciąż dużo nie wiemy. Powodem tego jest trudność w dotarciu do raportów radzieckich oraz całkiem dużo wspomnień niemieckich, które pieczołowicie zebrał Pan Tomasz Stężała. Innymi słowy dobrze znamy przebieg walk od strony niemieckiej. Trochę rosyjskich materiałów jest publikowanych w internecie, ale to tyko czubek góry lodowej. Te, które są dla nas najciekawsze, leżą sobie na półeczkach w archiwum w Podolsku pod Moskwą lub w Gatczynie i Petersburgu (w odniesieniu do spraw morskich) i czekają, aż je ktoś naukowo wykorzysta. Wielką rolę w badaniu losów miasta w 1945 roku ma również stowarzyszenie Denar, które zebrało bardzo wiele pamiątek z tamtego czasu.
Dla mnie najciekawszymi materiałami są te związane z naszą stocznią Schichaua, co tam zdobyto i co się potem z tymi dobrami działo (pisałem o tym rok temu). W czasie mojego pobytu w Gatczynie widziałem tam piękny album ze zdjęciami zabranymi z archiwów stoczni w Gdańsku. Kto wie, może i z naszego Schichaua zachowały się zdjęcia wklejone w jakiś niepozorny album?
Do tego dochodzą interesujące kwestie dotyczące naszego lotniska, z którego operowały trzy radzieckie pułki myśliwskie i dwa szturmowe będące częścią lotnictwa Floty Bałtyckiej i lotnictwa armijnego (18 gwardyjski pułk myśliwski). Oczywiście mowa tu już o okresie po zdobyciu miasta.
Pan Gliniecki z całym szacunkiem dla niego, mógłby darować sobie pewne nieuprawnione porównania. Co ma dzisiejszy Donbas do Elbinga AD 1945 tego nie wiem. To tak samo kuriozalne jak wypowiedź ministra Schetyny o tym jakoby Oświęcim wyzwalali Ukraińcy…Znany z imienia i nazwiska jest oficer, który otwierał bramy Auschwitz I i nie był to Ukrainiec.
Nijak nie można porównywać tego, co się dzieje na wschodzie Ukrainy z tym, co działo się na froncie radziecko-niemieckim pod koniec II wojny światowej. Za każdym razem Pan Gliniecki pisze również o rajdzie Diaczenki wręcz jak o zbrodni. Tymczasem było to zwyczajne rozpoznanie bojem. Armia Czerwona bardzo często tego typu manewry uskuteczniała i rajd Diaczenki jest ciekawy tylko dlatego, że udało się radzieckim czołgom wjechać tak daleko w zabudowę miejską. Tylko i aż tyle. Podobnie poprawiają historię inni historycy twierdząc, że zatopienie Gustloffa to wielka zbrodnia, tymczasem w świetle prawa był to zwykły okręt wojenny i jako taki został zatopiony przez Marineskę.
Cieszy mnie natomiast kilka wpisów internautów- w tym ten o niemieckiej Panterze, jadącej na czele radzieckiej kolumny czołgów. Jest ciekawa monografia Maksyma Kołomyjca (czołowego historyka od wojsk pancernych w Rosji) właśnie o zdobycznych czołgach niemieckich i ich bojowym wykorzystaniu. Okazuje się, że pod koniec wojny niemieckie czołgi z czerwonymi gwiazdami nie były wcale tak rzadkie, jak się wydaje. Tygrysy szły na przykład w szturmie Berlina (!). Pamiętamy, że bardzo wiele czołgów niemieckich zostało porzuconych z powodu braku paliwa i jako sprawne dostały się czerwonoarmistom.
Dla przypomnienia: miasto Elbing jako ważny ośrodek przemysłowy było jednym z głównych celów radzieckiej operacji wschodniopruskiej (po Königsbergu). Była to najkrwawsza z 4 wielkich radzieckich ofensyw, jakie objęły tereny dzisiejszej Polski (lwowsko-sandomierska, wiślano-odrzańska, wschodniopruska, wschodniopomorska). Tym, co dziś tak chętnie plują na naszą elbląską historię, chcę przypomnieć, że mogą to robić, bo na naszej polskiej ziemi zginęło 287 466 czerwonoarmistów, a 1 005 435 odniosło rany (w tym w operacji w Prusach Wschodnich 126 464 zabito, a 584 778 było rannych), a mowa tu tylko o wspomnianych ofensywach, bo łącznie zginęło dwa razy więcej żołnierzy. Pamiętajmy o nich 10 lutego. Nasze miasto jest polskie właśnie dzięki nim.
Dla mnie najciekawszymi materiałami są te związane z naszą stocznią Schichaua, co tam zdobyto i co się potem z tymi dobrami działo (pisałem o tym rok temu). W czasie mojego pobytu w Gatczynie widziałem tam piękny album ze zdjęciami zabranymi z archiwów stoczni w Gdańsku. Kto wie, może i z naszego Schichaua zachowały się zdjęcia wklejone w jakiś niepozorny album?
Do tego dochodzą interesujące kwestie dotyczące naszego lotniska, z którego operowały trzy radzieckie pułki myśliwskie i dwa szturmowe będące częścią lotnictwa Floty Bałtyckiej i lotnictwa armijnego (18 gwardyjski pułk myśliwski). Oczywiście mowa tu już o okresie po zdobyciu miasta.
Pan Gliniecki z całym szacunkiem dla niego, mógłby darować sobie pewne nieuprawnione porównania. Co ma dzisiejszy Donbas do Elbinga AD 1945 tego nie wiem. To tak samo kuriozalne jak wypowiedź ministra Schetyny o tym jakoby Oświęcim wyzwalali Ukraińcy…Znany z imienia i nazwiska jest oficer, który otwierał bramy Auschwitz I i nie był to Ukrainiec.
Nijak nie można porównywać tego, co się dzieje na wschodzie Ukrainy z tym, co działo się na froncie radziecko-niemieckim pod koniec II wojny światowej. Za każdym razem Pan Gliniecki pisze również o rajdzie Diaczenki wręcz jak o zbrodni. Tymczasem było to zwyczajne rozpoznanie bojem. Armia Czerwona bardzo często tego typu manewry uskuteczniała i rajd Diaczenki jest ciekawy tylko dlatego, że udało się radzieckim czołgom wjechać tak daleko w zabudowę miejską. Tylko i aż tyle. Podobnie poprawiają historię inni historycy twierdząc, że zatopienie Gustloffa to wielka zbrodnia, tymczasem w świetle prawa był to zwykły okręt wojenny i jako taki został zatopiony przez Marineskę.
Cieszy mnie natomiast kilka wpisów internautów- w tym ten o niemieckiej Panterze, jadącej na czele radzieckiej kolumny czołgów. Jest ciekawa monografia Maksyma Kołomyjca (czołowego historyka od wojsk pancernych w Rosji) właśnie o zdobycznych czołgach niemieckich i ich bojowym wykorzystaniu. Okazuje się, że pod koniec wojny niemieckie czołgi z czerwonymi gwiazdami nie były wcale tak rzadkie, jak się wydaje. Tygrysy szły na przykład w szturmie Berlina (!). Pamiętamy, że bardzo wiele czołgów niemieckich zostało porzuconych z powodu braku paliwa i jako sprawne dostały się czerwonoarmistom.
Dla przypomnienia: miasto Elbing jako ważny ośrodek przemysłowy było jednym z głównych celów radzieckiej operacji wschodniopruskiej (po Königsbergu). Była to najkrwawsza z 4 wielkich radzieckich ofensyw, jakie objęły tereny dzisiejszej Polski (lwowsko-sandomierska, wiślano-odrzańska, wschodniopruska, wschodniopomorska). Tym, co dziś tak chętnie plują na naszą elbląską historię, chcę przypomnieć, że mogą to robić, bo na naszej polskiej ziemi zginęło 287 466 czerwonoarmistów, a 1 005 435 odniosło rany (w tym w operacji w Prusach Wschodnich 126 464 zabito, a 584 778 było rannych), a mowa tu tylko o wspomnianych ofensywach, bo łącznie zginęło dwa razy więcej żołnierzy. Pamiętajmy o nich 10 lutego. Nasze miasto jest polskie właśnie dzięki nim.
dr Michał Glock